[Powierzchnia] Osiedle Piastów
-
Podrapał się po głowie, patrząc na jego ranę. Nie żeby szczególnie zależało mu na najmniej przydatnym i najbardziej irytującym członku zespołu, ale póki co, mógł jakoś sprawić się żywy, więc dobrze byłoby zapewnić mu pomoc.
- Umie mu to któryś poskładać? - zapytał, wskazując na stopę klechy. -
Dzieciożerca
Podtrzymujący klechę Gladiator uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiwając głową. Na twarzy duchownego wymalował się strach.
— Tylko…— Nawet nie zdążył dokończyć myśli, bo rosły towarzysz złapał go mocarnymi łapami za ramiona i rzucił na ziemię. Księżulek krzyczał i wrzeszczał, próbował ze wszelkich sił odtrącić od siebie wojownika, ale jego ataki nawet nie wzruszały potężnego wojownika, który od razu chwycił jego stopę oburącz i jednym, silnym ruchem przekręcił w właściwą stronę. Chrzęst przesuwanej kości był przy tym na tyle głośny, że przebił się nawet przez krzyki rannego. Po zabiegu ciężko dyszał i boleśnie pojękiwał, a Gladiator wstał i z dumnym, wyjątkowo przerażającym uśmiechem na twarzy spojrzał na szefa. Inni członkowie bandy przyglądali się wszystkiemu z wolnym otępieniem. -
- Można i tak. - skwitował, patrząc na klechę. - Daj mu bimbru, niech się trochę schleje, to zapomni o bólu. I teraz Ty go targasz. - poinstruował Gladiatora, a potem polecił Grotowi zostać na warcie, zaś sam z Chłystkiem udał się do swoich zdobyczy. Warto byłoby zabrać jak najwięcej nadającego się do zjedzenia mięsa, nim zlecą się inni chętni.
-
Dzieciożerca
Gladiator posłusznie kiwnął głową i już po chwili lał wysokoprocentowy trunek prosto w gębę cicho jęczącego klechy, zaś Renegat i Chłystek szybko uporali się z wycinaniem lichych, ale w końcu jadalnych kawałów mięsa spod grubej i gumowatej skóry połysków. Po okołu trzech kwadransach zebrali tyle, że przez kolejne kilka dni nie będą musieli się martwić o jedzenie, pod warunkiem, że dobrze je przyrządzą. I zrobili to akurat w właściwy czas, bo herszt coraz częściej dostrzegał w otaczających skwer ruinach sylwetki zwierząt, które nie pogardziłyby kąskiem świeżej padliny. W pewnym momencie kątem oka dostrzegł także ludzką sylwetkę w pozbawionym szyby oknie na półpiętrze jednego z bloków, ale równie dobrze mogło to być przywidzenie. Na końcu została kwestia szczurzego truchła; czy przywódca bandy widział w nim cokolwiek przydatnego?
-
Pewnie, że tak. Przy pomocy siekiery odrąbał mu jedną z łap, a później wyrwał nieco zębów, a wszystko to wrzucił do swojej podróżnej sakwy. Nie, żeby było mu to szczególnie potrzebne, ale widział w tym doskonałą ozdobę. Niemniej, widząc zbliżające się stwory, ponownie wezwał Glizdka i posłał go przodem, a następnie ruszył na czele grupy do celu, do którego wędrówkę przerwała potyczka z potworkami.
-
Dzieciożerca
Grupa, z względu na jednego, nie do końca sprawnego członka, poruszała się wolniejszym tempem niż wcześniej, ale przynajmniej teraz nie napotykała żadnych problemów, poza jednym. Rdzawego Renegata cały czas trapiło uczucie bycia śledzony, czuł wzrok wbijający się w jego plecy, ale gdy rozglądał się, nie widział niczego. Gdy do celu pozostawał względnie niedługi kawałek drogi, koło czterystu metrów, napotkali truchło połyska. Zwierzę definitywnie nie było ofiarą żadnego mutanta, a tym bardziej choroby, bo w jego łbie zionęła wielka dziura, a do tego Chłystek wyciągnął z niej spory kawał żelaza, który kiedyś zapewne był muszkietową kulą. Czy przywódca grupy zarządzi cokolwiek w związku z tym znaleziskiem czy pójdzie dalej?
-
Polecił reszcie rozstawić się wokół i mieć oczy dookoła głowy, a sam przyjrzał się trupowi, próbując ocenić, kiedy zwierzę zostało zabite. Nie ma sensu przerywać marszu, jeśli mutant leży tu od kilku dobrych dni.
-
Dzieciożerca
W takim razie przerwa była słuszna, bo badając zwierzę, Rdzawy Renegat przekonał się, że nie mogło zostać zabite więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później. Świadczyła o tym między innymi wciąż nie zaschnięta krew w ranie, a także sam fakt tego, że padlinożercy niemalże jeszcze nie tknęli truchła.
-
//“więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później.” To kiedy w końcu?//
-
//
“nie […] więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później.”Zwierzę zostało zabite maksymalnie dwie do trzech godzin temu albo jeszcze później, może nawet tylko godzinę temu.
// -
To już komplikowało sprawę, nawet bardzo, ale w końcu oni, bandyci z powierzchni, lepiej znali to miejsce niż banda frajerów z podziemi, więc nie ma sensu przerywać misji. Wzmógł jedynie swą czujność, polecił to samo reszcie, i ruszył dalej, ale tym razem okrężną drogą. Co prawda dłuższą, ale w tym wypadku bezpieczniejszą, bo mniejsze szanse, że ktoś ich tam dostrzeże.
-
Dzieciożerca
Ostrożności nigdy nie za wiele. Kwadrans później dotarli do rzeczonego bloku, w którym ostatnimi czasy często było widać pewnego Łazika, cały czas wchodzącego do budynku i wychodzącego w tylko sobie znanym kierunku. Dzięki obraniu okrężnej drogi zwyrodnialcy znaleźli się na jego tyłach i zauważyli nieduży otwór wybity w ścianie klatki schodowej. Ktoś ewidentnie chciał go zakamuflować i wyszło mu to nawet nieźle, wątpliwe czy grupa dostrzegłaby dziurę bez bystrego oka Chłystka. Można wykorzystać go do wejścia do wnętrza lub użyć frontowej framugi.
-
Na razie jednak polecił grupie się przyczaić i nasłuchiwać oraz wypatrywać, nie wiadomo w końcu, czy są akurat teraz sami.
-
Dzieciożerca
Przez pierwszy moment wysłuchiwania Dzieciożerca nie wyłapał niczego szczególnego. Lekki wiatr gwizdał na ruinach wielopiętrowych budynków jak na ponurej harmonijce, z dala dało się słychać zawodzenie i ryki bliżej nieokreślonych mutantów, spojony bimbrem Księciunio żałośnie pojękiwał. Dopiero gdy bezczynność zaczynała się z wolna dłużyć, kanibal usłyszał niewyraźne szepty i chichot. Dochodziły zza niego, tak jakby ktoś opowiadał kawały za jego plecami.
-
Odwrócił się powoli i ostrożnie, aby nie spłoszyć osób, które usłyszał, choć liczył się z tym, że to może być tylko wytwór jego chorej imaginacji.
-
Dzieciożerca
Za nim wyczekiwali jedynie jego wierni kompani, spoglądający pytającym wzrokiem na swojego herszta.
-
- Wchodzimy do środka wszyscy, ale potem młody zostaje z Księżulem, reszta idzie ze mną i sprawdza teren. Najpierw działać, potem myśleć, kogo właśnie próbujecie zabić, jasne? Jak są tam jakieś Łaziki, a pewnie są, to nie oddadzą nam swoich łupów po dobroci. A jak nie ma, to zabierzmy co się da, i może nawet zaczaimy się tam na nich. Pytania?
-
Dzieciożerca
Członkowie bandy zgodnie pokiwali głową na znak, że plan jest dla nich jasny i nie wymaga dalszych objaśnień. Jedynie zmroczony alkoholem Księżulek cicho wymamrotał:
— Zejdźmy z tej ścieżki, Słyszący nas oczekuje w swym domu… — Po czym zwiesił głowę i ponownie wpadł w otępiały sen. -
Przyzwyczaił się do jego opętańczych kazań i modlitw, więc zlał to ciepłym, rzęsistym moczem, rzecz jasna w przenośni. Potem zmienił broń z kuszy na siekierę, bardziej przydatną na krótki dystans, i ruszył na czele grupki do prowizorycznego wejścia do budynku, obawiając się, że framuga może być w rzeczywistości pułapką.
-
Anatol “Misjonarz” Dzierżyński [T -12(Dzień 0)]
Kiedy ranne wstają zorze
Tobie ziemia, tobie morze
Tobie śpiewa żywioł wszelki
Bądź pochwalon Boże wielkiBądź pochwalon Boże wielki! Misjonarz zatrzasnął za sobą drzwi i przywarł do nich plecami, z trudem łapiąc oddech. Żmija, która uparcie goniła go od ulicy Pokoju, walnęła łbem w stare drewno. Wściekłe bydlę! Nie dziwne, że to właśnie węża Szatan wybrał na swoje uosobienie. Anatol mógł wyłącznie Bogu dziękować, że uciekając przed nią znalazł mieszkanie, w którym się schronił. Teraz pozostawała kwestia tego czy wygłodzony po przespanej zimie mutant pogodzi się z przegraną czy dalej będzie próbował napełnić nim swój żołądek…
Na całe szczęście, po dłuższej chwili spędzonej z uchem przy drzwiach i ręką na sercu, Misjonarz mógł przysiąc, że jego zmora dała sobie spokój. Wreszcie! Jego podróż do Stacji Kościelnej prześladowała osobliwa mieszanina pechów i powodzeń. Musiał już uciekać przed niezbyt przyjaznymi Łazikami, sforą zdziczałych psów, a nawet raz zapadła się pod nim podłoga w jednym z budynków, w których nocował, skutkując dosyć bolesnym, choć niegroźnym upadkiem. Teraz sytuacja przedstawiała się zgoła lepiej, mógł złapać oddech.
Krótki rzut okiem na wnętrze mieszkania upewnił go w tym przekonaniu. Zdawało się być niezamieszkane przez zmutowaną faunę i florę, nie licząc zupełnie normalnej pleśni, która pożerała ściany w głębi, zostawiając przedsionek względnie czystym. Pan uśmiechnął się do Anatola Dzierżyńskiego!Dzieciożerca [T -10(Dzień 0)]
Nie było tu framugi, a raczej dziura wybita w ścianie. By przez nią przejść, Herszt musiał iść w kuckach, a wyższy od niego Gladiator musiał przeleźć na czworaka. Po chwili kłopotu cała grupa znalazła się po drugiej stronie. Wnętrze wyglądało na pozornie opuszczone. Zalegały tu szczątki starych sprzętów, mebli i inne śmieci. Zalegały w wręcz podręcznikowym układzie, tak jakby los, rozrzucając je, myślał:
“Przeżarta walizka nie może leżeć tak blisko bojlera, a te krzesło będzie wyglądało zbyt podejrzanie stojąc tak jak powinno.”
Tylko, że im dłużej Dzieciożerca oglądał to miejsce, tym bardziej wątpił, że jego wygląd jest przypadkowy. Upewnił się w swoich przekonaniach, gdy Grot wskazał łukiem kurz na klatce schodowej, w którym widniały wyraźnie odciśnięte ślady ludzkich stóp. Ktokolwiek operowała w tym bloku, definitywnie mógłby trochę pozamiatać.