[Powierzchnia] Osiedle Piastów
-
Osiedle zostało wybudowane jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegło wieku, by zapewnić dom dla tysięcy robotników pracujących przy wyrobie koksu. Wielkie blokowiska piętrzyły się ku chmurom, wypełnione gwarem codziennego życia. Trzecia wojna światowa zmieniła ten stan rzeczy, bo choć Piastów jakkolwiek nie ucierpiało podczas bombardowania Zdzieszowic, to wielki pożary, jakie nawiedziły szargane walką o zasoby miasto, zamieniły budynki z wielkiej płyty w zionące pustką, czarne skorupy. Walki między zdesperowanymi ostatkami mieszkańców także zdewastowały zabudowę. Dziś, 22 lata od dnia Apokalipsy, to co ocalało z Osiedla, zostało w znacznym stopniu rozszabrowane. Łazicy zaglądają tu coraz rzadziej.
-
Dzieciożerca
Rdzawe Widmo otworzyło oczy. Leżał w piwnicy, która tymczasowo służyła za kryjówkę mu i jego towarzyszom. Wtedy coś poczuł. Dziwne, bliżej nieokreślone uczucie, a raczej… jego brak. Nie miał władzy w swoich mięśniach. Jego kończyny były wiotkie. Mógł poruszać jedynie ustami i powiekami. Pomimo tego, dokładnie widział wnętrze brudnego pomieszczenia, potrafił spojrzeć w każdy jego kąt, niemalże jakby jego wzrok zawisł nad ciałem. Wtedy spostrzegł rzeźnię, jaka go otaczała. Księciuniu został przybity do framugi, z rękami szeroko rozłożonymi na boki. W tej pozycji przypominał człowieka, o którym tak często opowiadał. Na lewo od niego klęczał Grot. Spomiędzy dłoni, którymi zasłaniał twarz, w miejscu szkieł jego gogli wyrastały dwie strzały. Krew ciekła przez mu przez palce. Gladiator leżał obok swojego szefa. Z jego piersi sterczało mnóstwo mieczy, włóczni, strzał, ostrz, a na jednym z nich sam zaciskał dłonie. W jego ustach pływała spora ilość krwi. Chłystek wisiał na ścianie, twarzą odwrócony w stronę duchownego. Trzymał się na niej dzięki trzem prętom zbrojeniowym - jeden przebijał jego krocz, drugi serce, a ostatni usta. Gdy jedna z kropel posoki uderzyła nadzwyczaj głośnie o posadzkę, Dzieciożerca usłyszał długi, mrożący krew w żyłach syk. Glizdek unosił łeb nad jego ciałem, uchylając gębę najeżoną ostrymi jak brzytwa zębiskami i kłami, które przypominały wielkie noże. Mutant wodził językiem zapach bandyty.
// Spokojnie, spokojnie. Graj, zaraz się wszystko wyjaśni. Nie zmarnuję pracy, którą włożyłeś w towarzyszy, nie tak szybko. //
-
- Co do chuja karmazyna? - westchnął. Ach, no tak. Był szalony. Kolejna porąbana wizja umysłu, którego psychika jest w strzępach. Cóż, bywało gorzej. Gwizdnął na węża, tak zwykle go przywoływał, teraz był ciekaw jego reakcji.
-
Dzieciożerca
Gwizd podziałał na zwierzę inaczej niż zazwyczaj. Glizdek wydał z siebie przeraźliwy pisk i zatopił kły w swoim opiekunie. Rdzawego Renegata przeszyły fale bólu, ale to nie był koniec. Wąż nieustannie kąsał, przesuwając kły w górę torsu. W końcu, po kilkudziesięciu sekundach, które wydawały się godzinami tortur, mutant nachylił ociekający krwią łeb nad szyję swojej ofiary. Paszcza zapikowała w dół i rozszarpała gardziel mężczyzny. Dzieciożerca powoli dusił się własną krwią, desperacko usiłując złapać oddech.
— Szefie? — Zobaczył nad sobą Księciunia. Był w tej samej piwnicy, w której obudził się przed momentem, tyle, że tu wszyscy żyli. Część jego bandy wciąż spała, duchowny i Chłystek wyglądali na świeżo wybudzonych. Glizdek leżał nieruchomo w kącie. -
//Dawaj odpisy do innych PBF’ów a nie.//
- Czego? - odparł, podnosząc się do pozycji siedzącej. Sięgnął po jedną z butelek wody, które miał przy sobie, i upił mały łyk. - Miałem sen. - dodał, jak gdyby dla wyjaśnienia i znów napił się wody. -
// Daj mi słowo zachęty. //
— A my wam powiemy, że Szef charczał, jakby zaraz miał się udusić. Bogu za ratunek dziękować. — Księciunio odsunął się i oparł na łokciach. Wyjął z kieszeni naszyjnik stworzony z zębów zabitych przez bandę mutantów i zaczął miarowo przesuwać osobliwe koralki w rytm niezrozumiale mamrotanych słów.
— Nie, ale serio, Szefie, myślałem, że zaraz wykaszlesz kutasa gębą. — Chłystek zaśmiał się, po czym wyciągnął z kieszeni pasek jakiegoś mięsa i odgryzł solidny kawał. Drugą część podał jemu: —Jaki masz plan na dziś? — Zapytał. -
//Koks.//
- Zabawne, kurwa. No normalnie zesrałbym się ze śmiechu. - mruknął i przyjął jedzenie. Żuł miarowo pasek mięsa i zastanawiał się nad jego słowami. - Co będziemy robić? To co zawsze, Chłystku: Spróbujemy opanować świat. Albo chociaż to smutne jak pizda gruzowisko. -
// Nie przekonujesz mnie. //
Dzieciożerca
— A właśnie, mówiąc o tym gruzowisku, to on — Chłystek wskazał skinieniem głowy na zanurzonego w rytuale księdza: — widział nad ranem coś ciekawego i chyba powinieneś o tym usłyszeć, Szefie. — Duchowny jednak nie wydawał się poruszony słowami młodzieńca, bo całą uwagę poświęcał naszyjnikowi. Dopiero uderzenie w ramię otrzeźwiło go na tyle, by po szybkich wyjaśnieniach mógł odpowiedzieć.
— Widzieliśmy stwora wielkiego jak Świątynia Salomona, kiedy odprawialiśmy jutrzenkę na warcie! Cały czarny, wysoki na piętro i z kłami dłuższymi niż my dwaj razem wzięci! Tak, tak, ogromny był! — Klecha żywo pokiwał głową, jakby na potwierdzenie własnych słów.
— Wypił butelkę lewego bimbru, nie? — Młodzieniec zapytał się półgłosem. -
//Twoja strata, za kilka dni sam będziesz jęczeć o odpisy.//
- To ja jestem tu tym walniętym, Księciuniu, nie pamiętasz? - odrzekł, jego bardziej rozbawiło niż wystraszyło to, co mówił duchowny. - Takie stwory nie istnieją. -
// Powiedz no, Fatalisto; Jęczałem kiedyś o odpisy? //
Dzieciożerca
— Zobaczycie, zobaczycie, o Bogu też tak nam mówili… — Duchowny mruknął i powrócił do swoich modłów. Chyba przyszedł najwyższy czas na obudzenie reszty bandy, jeżeli Renegat miał dzisiaj ochotę na jakąś większą akcję. Być może warto było sprawdzić, co kombinowało kilku Łazików, którzy ostatnimi czasy podejrzanie często złazili się do jednego z mieszkań kilka bloków dalej. -
//Nigdy nie mów nigdy.//
Gdzie Łaziki, tam łupy, a przynajmniej wedle jego logiki. Dlatego zaczął budzić resztę, a choć korciło go, żeby zrobić to za pomocą donośnego “TE POPIERDOLEŃCE Z METRA ATAKUJĄ, ŁAPAĆ ZA BROŃ!!!”, to jednak się powstrzymał, bo jeszcze wywołałby zmutowanego wilka z radioaktywnego lasu. Zamiast tego zwyczajnie ich szturchał lub lekko kopał, jeśli tamto nie pomogło. -
Dzieciojad
Szybciej lub wolniej, cała banda stawała na nogi. Jedynie Gladiator miał małe problemy z otworzeniem oczu, ale gdy tylko Szef zbliżył nogę, by go kopnąć, potężny mężczyzna nie otwierając oczu złapał ją i zamknął w żelaznym ucisku. Szybko ją wypuścił, pewnie zdawszy sobie sprawę z tego, że nic mu nie zagrażało.
— Dzień dobry. — Wypowiedział, nienaturalnie dobrą polszczyzną. Właściwie, czy na pewno on to powiedział? Na pewno nie był to jego głos, a poza tym wojownik nawet nie poruszył ustami. -
Wzruszył ramionami i rozejrzał się wokół, niepewny czy to głos intruza, czy może ten w jego głowie.
-
Dzieciożerca
Kanibal wciąż nie mógł zyskać pewności. Wiadome było jedno, na pewno nie powiedział tego Gladiator, bo otworzył oczy dopiero po chwili i wstał, naprężając mięśnie pleców, niemalże jakby prezentując się przed tłumami. Pewnie jakiś stary nawyk. Rozglądając się wokół, nikogo obcego też nie zauważył, choć w korytarzu kątem oka dostrzegł ulotny cień, jednak nie był na tyle “żywy”, by został uznany za zagrożenie. Jego trepy zabrały się za jedzenie.
-
On już był najedzony, więc zajął się konserwacją broni, od czasu do czasu rzucając okiem na miejsce, w którym widział cień, ale robił to tak, aby ten tego nie zauważył, a przynajmniej na to liczył.
-
Dzieciojad
Po krótkim czasie Rdzawy Renegat i jego kompani byli gotowi do czegokolwiek ich szef postanowi. W tym czasie cień nie zawitał do nich ani razu więcej. Pewnie było to tylko przywidzenie, może drobne zwierzę. Albo nie.
— Szefie, może ogarniemy dzisiaj tą melinę Łazików? Wie Szef którą. — Odezwał się Chłystek, pewnie mając na myśli jeden pobliski blok, do którego od jakiegoś czasu para Łazików chodziła tam i z powrotem, znosząc tam różnego rodzaju przedmioty. -
- Lepsze to niż majaki walniętego klechy. - odrzekł i rozejrzał się wokół. - No, także wszyscy gotowi?
-
Dzieciożerca
Wszyscy zgodnie kiwnęli głową, sygnalizując, że są gotowi. Droga na zewnątrz była prosta - przejść korytarzem, omijając po drodze pułapki zastawione przez grupę, następnie wspiąć się na klatkę schodową i odsunąć blokującą zejście paletę. Wtedy już kilka kroków dzieliło zejście do piwnicy od dawno pozbawionej drzwi framugi wyjścia z bloku.
-
A więc wziął w dłonie kuszę i poprowadził grupę naprzód, raczej dość dziarskim krokiem, w końcu przerabiali to wielokrotnie. Dopiero przy wyjściu zatrzymał się na chwilę i wyjrzał dyskretnie na zewnątrz, badając teren.
-
Dzieciożerca
Nic nie zwiastowało problemów. Okoliczne gruzowiska i szkielety blokowisk wyglądały na puste i martwe, poza jednym cieniem, który na mgnienie oka pojawił się w pustym oknie oddalonego od was budynku. Pewnie był to połysk, nic groźnego. Wszystko przykrywała cienka warstewka marcowego śniegu, gdzieniegdzie topiąca się, wypełniając zapadnięte chodniki błotnistą breją. Uroki wiosny w nowym świecie, nieprawdaż?
-
Tak, pięknie. Nic tylko urządzić sobie małego grilla z resztą bandy, ale do tego przydałoby się zdobyć jakieś świeże mięsko. Niemniej, poprowadził grupę w kierunku celu, prowadząc ją od jednej kryjówki czy osłony do drugiej. Przodem posłał swojego gada, aby ten służył za system wczesnego ostrzegania przed innymi ludźmi lub monstrami.
-
Dzieciożerca
Grupa przebyła w ten sposób całkiem ładny kawałek terenu, skrywając się pod wielkimi ścinami opustoszałych bloków, a przecinając szybkim biegiem otwarte przestrzenie. Ten system działał, a przynajmniej teraz tak było. Problem pojawił się w momencie, gdy zobaczyliście przed sobą skwerek. Oprócz tego co zwykle, czyli smutnie zastanych, sfatygowanych czasem i pogodą huśtawek oraz karuzel, na placu pojawili się niespodziewani goście, na zapach których Glizdek aż cofnął się do tyłu, sycząc zajadle. Po jednej stronie, depcząc pazurzastymi łapami kupę piachu pozostałą po piaskownicy, srożył się ogromny, bo długi na jakieś cztery metry, nie licząc grudowatego ogona, mutant. Przypominał przerysowanego szczura na szczudłach, tyle, że jego ciało nie przypominało małej, włochatej kulki, a raczej wydłużonego , zwinnego jak diabli charta, a śmieszne ząbki przerodziły się w łukowate kły. Po drugiej zaś stronie kotłowało się stado koło dziesięciu Połysków wraz z źrebakami. Najstarsze samce, opiekunowie grupy, wysunęły się na przód, porżywając groźnie, by zniechęcić o wiele potężniejszego przeciwnika do ataku.
Skwer z obu stron otaczały bloki, choć ten z lewej był w dużej mierze zawalony, jedynie część pierwszego piętra nie obróciła się w gruz. Widząc to, twoi chłopacy przygotowali się. Chłystek wyciągnął strzałę, Grot naciągnął cięciwę, Gladiator przygotował oręż, a Księciunio wycofał się jeszcze bardziej do tyłu.
— Co za skurwiel… Szefie, jak to rozgrywamy? — Mruknął najmłodszy z bandytów. -
//Połyski są jadalne?//
-
// Co nie jest jadalne dla takich świrusów jak wy? Ich skóra zatrzymuje większość promieniowania, więc musielibyście je dobrze obrać. Zaznaczam, że nie należą smacznych. //
-
- Grot, Ty strzel najpierw do jednego z Błysków. Wal tak, żeby zabić go jedną strzałą, może nam się później przydać. W tym czasie ja i Chłystek strzelamy do tej abominacji, a później możesz się dołączyć. Faszerujemy go strzałami dopóki nie padnie. Gladiator osłania nas i Księciunia gdyby szczur nas zaatakował. Pytania?
-
Dzieciożerca
O ile reakcji Grota i Gladiatora na polecenie Renegata nie można było zaobserwować, bo jeden miał przysłoniętą twarz, a drugi kamienną, tak w oczach Chłystka błyskała niepewność, nie mówiąc już o papierowej bladości Księciunia.
— Na miłość Boską, nie możemy zwyczajnie ominąć tych demonów? — Jęknął duchowny. — Niech same się wyżrą… — -
- Oczywiście, że możemy. - przyznał Dzieciożerca, przyjmując ton głosu, jakby tłumaczył coś teraz bardzo nieporadnemu dziecko. - Ale czemu mielibyśmy to zrobić? Zapasy się kurczą, a to zawsze dodatkowe mięso. No i jak nie ubijemy tego potwora teraz, to skąd możemy wiedzieć, czy nie zaatakuje nas później? Lepiej chyba dmuchać na zimne, prawda?
-
// Jak już Księciunio się utka to wydasz sygnał do ataku, nie? //
-
//Bingo.//
-
Dzieciożerca
Słysząc to, Księciunio wycofał się z kłótni, mrucząc pod nosem coś o piekle rozpętanym na Ziemi. Grot spojrzał na Szefa i widząc potwierdzające kiwnięcie głową, wypuścił strzałę z cięciwy, rozluźniając już zdrętwiałe palce. Strzała śmignęła wprost w oko jednego z konio-podobnych mutantów równocześnie z strzałą, która pomknęła w kierunku szczura. Ten ułamek sekundy przelał czarę napięcia. Połysk, gdy tylko grot przebił jego rogówkę, dziko wrzasnął, stając dęba i przewalając się do tyłu. Na to, całe stado zwróciło swoje łby ku wam, jakby dopiero zdając sobie świadomość z obecności ludzi. Wykorzystała to szczurza abominacja, która wyrywając z podłoża grudy ziemi, rzuciła się do ataku na stado. Strzała Chłystka trafiła ją w ruchu, nieco za okiem, utkwiła głęboko w czaszce. Mutant ogłuszająco zapiszczał, ale nie mógł już zmienić celu; ogromne zęby wbiły się w grzbiet wściekle przebierającego kopytami Połyska. Na to, reszta stada podzieliła się. Część zaczęła uciekać w popłochu, nierzadko tratując się nawzajem, ale kilka ogierów galopowało ku grupie Renegata, pochylając łby, by zmiażdżyć zagrożenie dla stada zrogowaciałą naroślą.
-
Nie musiał mówić, żeby strzelali, bo powinni, w innym wypadku wszyscy będą martwi, więc sam wycelował w jedną z abominacji i nacisnął spust swojej kuszy, w pośpiechu ładując do niej kolejny bełt.
-
Dzieciożerca
Kusza Renegata trafiła w cel; grot wbił się w tors połyska, a jego przednie kopyto zesztywniało i mutant zarył łbem w ziemię, koziołkując. Grot celnym strzałem w oko pozbawił życia kolejnego. Trzy pozostałe wciąż szarżowały na grupę, więc bandyci musieli zejść rozwścieczonym zwierzętom z drogi, by zachować życie. Grot i Chłystek zręcznie uskoczyli przed atakiem, tak samo Dzieciożerca. Gladiator także wymigał się śmierci, a na dodatek zdołał przejechać ostrzem po boku połyska i rozpłatać grubą skórę na jego całej długości. Zraniony ogier stracił równowagę i padł na ziemię. Niesiony rozpędem przebył jeszcze kilka metrów, wpadając na Księciunia, który uciekał w popłochu. Tymczasem byczych rozmiarów szczur siał popłoch między miotającym się stadem. Łapał ważące kilkaset kilogramów zwierzęta w paszczę i miotał nimi wokół siebie. Kobył szybko ubywało, bo tylko nieliczne podjęły walkę z ogromnym drapieżcą, a reszta uciekała przesmykami między ruinami.
-
- Zobacz no, co z nim. - rzucił do Gladiatora, wskazując na leżącego na ziemi Księciunia, a sam ponownie załadował kuszę i wystrzelił w kierunku szczurzego monstrum, chcąc pozbyć się go jak najszybciej, bo gdy pozabija Połyski, zabierze się za nich.
-
Dzieciożerca
Gdy tylko odwrócił się, zauważył problem w jego planie. Ostatnie połyski uciekały, nawet te, które wcześniej chciały roznieść degeneratów na krwawą miazgę. Został wyłącznie jeden, coraz słabiej miotający kopytami w miażdżącym uścisku szczęk mutanta. Wypuszczona strzała trafiła w tułów szczura jednocześnie z momentem, w którym ofiara z plaskiem i chrzęstem została rozerwana w pół, a jej truchło zwisło z obu stron pyska. Wtedy też drapieżnik zwrócił swoją głowę ku Renegatowi i zaryczał, rykiem dziwnie potężnym i piskliwym jednocześnie.
-
Skoro tak, to wystrzelił w jego kierunku, polecając innym to samo. Gdy tylko pierwszy bełt, wycelowany w szczurzy łeb, poleciał w kierunku potwora, zaczął ładować drugi, chcąc pozbyć się go jak najszybciej.
-
Dzieciożerca
Stwór zaczął z morderczą wściekłością szarżować na grupę. Dwa bełty Renegata i kolejny Chłystka nie zdawały się wyrządzić na nim większego wrażenia, drzewce musiały zatrzymać się na twardej kości. Dopiero ostatnia strzała, wystrzelona z zabójczą precyzją i wyrafinowaniem, zraniła szczurzą abominację, gdy wydawało się, że już nic nie zatrzyma jej przed rozszarpaniem każdego z bandytów po kolei. To pocisk Grota wszedł głęboko w jedno z ślepi mutanta, być może przebijając się nawet do mózgu. Bestia zawyła i zwijając się z bólu odbiła w bok, uderzając o wpół zawaloną ścianę bloku. Impet skruszył kilka betonowych płyt i wzniósł obłok kurzu, ale drapieżnik wciąż miotał się i ryczał, zapewne próbując wyszarpać strzałę z oka.
-
Liczył na to, że strzała zrobi resztę roboty, ale i tak dla pewności wystrzelił jeszcze raz, rozkazując pozostałym strzelać i cofać się, w końcu najgroźniejszy zwierz to ten, który został zraniony i zapędzony w kozi róg.
-
Dzieciożerca
Była to dobra decyzja, bo mutant, gdy tylko uwolnił się spod gruzu, w wściekłych konwulsjach, rzężąc zaczął ponownie szarżować na Renegata i jego towarzyszy. Nie zaszedł daleko, bo tym razem strzała Chłystka, która szczęśliwie trafiła w podniebienie, musiała przebić się wprost do mózgu. Szczur padł, przez moment przebierał łapami w drgawkach, po czym zupełnie znieruchomiał.
— Ale z niego był skurwiel…— Mruknął zdyszany z strachu i wysiłku Chłystek. -
Klepnął go w plecy i westchnął.
- Ciekawe, czy gdzieś jest takich więcej? - zapytał sam siebie. - Wyobrażacie sobie jeżdżenie na takich skurwielach? -
Dzieciożerca
— Ja podziękuję. — Mruknął Chłystek, na co Gladiator ryknął gromkim śmiechem. Może uznał słowa herszta za udany żart albo wręcz przeciwnie, z łatwością zobrazował w swojej wyobraźni tą wizję i to strach najmłodszego członka drużyny tak go rozbawił. Jednak szybko odpowiedział mu zupełnie inny głos, należący do podtrzymywanego przez siebie klechy.
— Więcej? Szef chce więcej tych szatańskich abominacji i jeszcze je ujeżdżać?! Na Boga, przecież chwilę temu przez takiego diabła nieomal zginąłem! — Gorączkował się duchowny i miał ku temu dobry powód, stopa uniesionej w górę nogi była wykręcona pod nienaturalnym kątem, zapewne konsekwencja przygniecenia połyskiem. -
Podrapał się po głowie, patrząc na jego ranę. Nie żeby szczególnie zależało mu na najmniej przydatnym i najbardziej irytującym członku zespołu, ale póki co, mógł jakoś sprawić się żywy, więc dobrze byłoby zapewnić mu pomoc.
- Umie mu to któryś poskładać? - zapytał, wskazując na stopę klechy. -
Dzieciożerca
Podtrzymujący klechę Gladiator uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiwając głową. Na twarzy duchownego wymalował się strach.
— Tylko…— Nawet nie zdążył dokończyć myśli, bo rosły towarzysz złapał go mocarnymi łapami za ramiona i rzucił na ziemię. Księżulek krzyczał i wrzeszczał, próbował ze wszelkich sił odtrącić od siebie wojownika, ale jego ataki nawet nie wzruszały potężnego wojownika, który od razu chwycił jego stopę oburącz i jednym, silnym ruchem przekręcił w właściwą stronę. Chrzęst przesuwanej kości był przy tym na tyle głośny, że przebił się nawet przez krzyki rannego. Po zabiegu ciężko dyszał i boleśnie pojękiwał, a Gladiator wstał i z dumnym, wyjątkowo przerażającym uśmiechem na twarzy spojrzał na szefa. Inni członkowie bandy przyglądali się wszystkiemu z wolnym otępieniem. -
- Można i tak. - skwitował, patrząc na klechę. - Daj mu bimbru, niech się trochę schleje, to zapomni o bólu. I teraz Ty go targasz. - poinstruował Gladiatora, a potem polecił Grotowi zostać na warcie, zaś sam z Chłystkiem udał się do swoich zdobyczy. Warto byłoby zabrać jak najwięcej nadającego się do zjedzenia mięsa, nim zlecą się inni chętni.
-
Dzieciożerca
Gladiator posłusznie kiwnął głową i już po chwili lał wysokoprocentowy trunek prosto w gębę cicho jęczącego klechy, zaś Renegat i Chłystek szybko uporali się z wycinaniem lichych, ale w końcu jadalnych kawałów mięsa spod grubej i gumowatej skóry połysków. Po okołu trzech kwadransach zebrali tyle, że przez kolejne kilka dni nie będą musieli się martwić o jedzenie, pod warunkiem, że dobrze je przyrządzą. I zrobili to akurat w właściwy czas, bo herszt coraz częściej dostrzegał w otaczających skwer ruinach sylwetki zwierząt, które nie pogardziłyby kąskiem świeżej padliny. W pewnym momencie kątem oka dostrzegł także ludzką sylwetkę w pozbawionym szyby oknie na półpiętrze jednego z bloków, ale równie dobrze mogło to być przywidzenie. Na końcu została kwestia szczurzego truchła; czy przywódca bandy widział w nim cokolwiek przydatnego?
-
Pewnie, że tak. Przy pomocy siekiery odrąbał mu jedną z łap, a później wyrwał nieco zębów, a wszystko to wrzucił do swojej podróżnej sakwy. Nie, żeby było mu to szczególnie potrzebne, ale widział w tym doskonałą ozdobę. Niemniej, widząc zbliżające się stwory, ponownie wezwał Glizdka i posłał go przodem, a następnie ruszył na czele grupy do celu, do którego wędrówkę przerwała potyczka z potworkami.
-
Dzieciożerca
Grupa, z względu na jednego, nie do końca sprawnego członka, poruszała się wolniejszym tempem niż wcześniej, ale przynajmniej teraz nie napotykała żadnych problemów, poza jednym. Rdzawego Renegata cały czas trapiło uczucie bycia śledzony, czuł wzrok wbijający się w jego plecy, ale gdy rozglądał się, nie widział niczego. Gdy do celu pozostawał względnie niedługi kawałek drogi, koło czterystu metrów, napotkali truchło połyska. Zwierzę definitywnie nie było ofiarą żadnego mutanta, a tym bardziej choroby, bo w jego łbie zionęła wielka dziura, a do tego Chłystek wyciągnął z niej spory kawał żelaza, który kiedyś zapewne był muszkietową kulą. Czy przywódca grupy zarządzi cokolwiek w związku z tym znaleziskiem czy pójdzie dalej?
-
Polecił reszcie rozstawić się wokół i mieć oczy dookoła głowy, a sam przyjrzał się trupowi, próbując ocenić, kiedy zwierzę zostało zabite. Nie ma sensu przerywać marszu, jeśli mutant leży tu od kilku dobrych dni.
-
Dzieciożerca
W takim razie przerwa była słuszna, bo badając zwierzę, Rdzawy Renegat przekonał się, że nie mogło zostać zabite więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później. Świadczyła o tym między innymi wciąż nie zaschnięta krew w ranie, a także sam fakt tego, że padlinożercy niemalże jeszcze nie tknęli truchła.
-
//“więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później.” To kiedy w końcu?//
-
//
“nie […] więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później.”Zwierzę zostało zabite maksymalnie dwie do trzech godzin temu albo jeszcze później, może nawet tylko godzinę temu.
//