Bismarck
-
– Zabunkrowałem wszystko w kryjówce. Jest ich coraz więcej. Nie wiem, skąd przybyły, ale w walce z nimi Zombie są bez szans. Liczę na to, że te kreatury powybijają się nawzajem, żebym mógł odpocząć. – przeczytał na głos. – Ciekawe co to było.
-
- Ludzie na pewno nie. Może jakieś Mutanty? - podsunął Twój kompan, drapiąc się po brodzie. - Myślimy, że wiele widzieliśmy, ale tak naprawdę nikt nie wie, ile kreatur pałęta się teraz po świecie.
-
– Że mutanty istnieją to wiem, ale zawsze mi się wydawało, że one stoją po stronie tych martwych. Nie podoba mi się to miejsce. – zamknął notes i wsunął go do plecaka. – Schowajmy gdzieś motocykle i rozejrzyjmy się.
-
- Niby i to, i to tępi ludzkości, ale może było tu za dużo Zombie i Mutantów, a ludzi do żarcia za mało i potworki zaczęły ze sobą rywalizować? - podsunął Ci pomysł, prowadząc motocykl w kierunku jednego z budynków, co prawda bez dachu, ale ze wszystkimi czterema ścianami, co w zupełności wystarczy do ukrycia tam Waszych pojazdów przed lokalnymi mieszkańcami, o ile jacyś jeszcze są, lub konkurencyjnymi bandami szabrowników.
//Ogółem to polecam się czasem zagłębić w lekturę notesu, niekoniecznie teraz, ale już w jakiejś wolnej chwili jak najbardziej.// -
//Zaciekawiłeś mnie tym notesem.//
– A chuj wie. Wolę o tym nie myśleć, bo jeszcze pierdolca dostanę. – zostawił motocykl i go jakoś zabezpieczył przed ewentualnym deszczem. – Lepiej będzie razem przeszukiwać budynki, niż się rozdzielać. Tym bardziej, że się trochę obsrałem przez tę wzmiankę o tych mutantach.
-
- Nic nowego. - parsknął i uderzył Cię lekko w ramię, choć w ten sposób sam maskował strach. - Gdzie idziemy najpierw?
-
– Sklepy odpadają, bo pewnie zostały złupione już na początku. Zostają mieszkania, magazyny i komisariat policji, jeżeli taki tutaj jest.
-
- No to ruszajmy. Gdzie najpierw?
-
– Komisariat. Może znajdzie się jakieś gnaty albo nawet radiowóz, ale wątpię w to.
-
- Nie uważasz, że niebiescy chłopcy sami wszystko zabrali, gdy świat zaczął się walić, bo byli najbliżej i wiedzieli jak z tego korzystać?
-
– A chuj ich wie. I tak trzeba to sprawdzić.
-
Wzruszył ramionami i nie kłócił się, więc ruszyliście do komisariatu. Po drodze spotkaliście kilka pojedynczych Zombie, których zabicie było śmiesznie łatwe. Przed posterunkiem był co prawda parking, ale pusty, nie było ani samochodów, ani ich wraków, ani Zombie, co oznacza, że jeśli może tam coś być, to tylko w środku.
-
Zapukał kilka razy w drzwi od komisariatu i nasłuchiwał, czy nie ma jakiegoś stukotu, hałasu i innych dźwięk, dobiegających ze środka. Jeżeli nic nie słychać, to wszedł do środka.
-
Korytarz, a na jego końcu drzwi, inne były też po bokach. Z zewnątrz budynek nie wydaje się duży, ale to już inna kwestia, na jak wiele pomieszczeń został podzielony.
-
Po migowemu wskazał swojemu przyjacielowi, że on bierze się za lewą stronę, a jednooki bierze się za prawą. Pierwsze drzwi lekko uchylił, rozejrzał się i dopiero wtedy wszedł do pomieszczenia i zabrał się za szybkie przeszukiwanie.
-
Przeszukiwanie rzeczywiście było szybkie, bo choć była to szatnia, a w niej kilkanaście szafek, gdzie mogło być coś przydatnego, to szybko zdałeś sobie sprawę, że wszystko z nich rozkradziono lub nie miało absolutnie żadnej wartości.
-
Wychodząc z pomieszczenia, drzwi zostawił otwarte. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś się stało. Z kolejnym pomieszczeniem powtórzył to samo, co z tym.
-
Nic się nie stało, a kolejnym pomieszczeniem była stołówka. Pomimo sporych nadziei, i tu nic nie znalazłeś. Tak jak w pozostałych pomieszczeniach.
- Też gówno? - zagadnął Cię Twój kompan, którego poszukiwania miały najwidoczniej podobny efekt. -
– Tak. Mam nadzieję, że chociaż za tymi drzwiami będzie coś i to bynajmniej nie Zombie. Ty otwierasz, a ja wchodzę.
-
Pokiwał głową i spróbował otworzyć drzwi, co się nie udało. Dziwnie, skoro pozostałe były otwarte. Wieściło to jakieś łupy. Lub kłopoty. Jedno z dwóch. Jednak zamiast się tym martwić musicie spróbować najpierw je otworzyć, bo nawet próby wyważenia ich z rozpędu nic nie dały.