Bismarck
-
– Właśnie, że nie pogadaliśmy. Chcesz pohandlować?
-
- Mam do zaoferowania tylko ołów i cierpkie słowa. No i Wasze życie. Won.
-
Parsknął po usłyszeniu tych słów. Kolega w masce chyba myśli, że żyje w jakimś filmie i robi z siebie mocnego. Niech tylko Samuel i Vince przyjadą tutaj z lepszym sprzętem i większą ilością ludzi, to typkowi pała zmięknie.
– Wygrałeś. – zaczął powoli się wycofywać w kierunku wyjścia. – Wygrałeś, chłoptasiu. -
- Powiedz koledze, żeby też się wycofał. - odparł, ruchem głowy wskazując na główne drzwi. - I żebym Was tu więcej nie widział. - powiedział, choć tylko głupi mógł myśleć, że rzeczywiście sobie odpuścicie.
-
– Szeregowy, słyszałeś chłoptasia. – zwrócił się do Vincenta tak, jak wyżsi rangą się do nich zwracali za czasów, kiedy to obydwaj byli w wojsku.
-
- Taest. - odparł tamten zza drzwi i rzeczywiście słyszałeś jego kroki, gdy odchodził. Teraz pora na Ciebie.
-
Powoli się wycofał do drzwi, a następnie przez nie wyszedł. Nawet po wyjściu z pomieszczenia dalej celował z rewolweru, dopóki nie wyszedł z budynku.
– Skurwiel jeden. – mruknął pod nosem, gdy był już na zewnątrz. – Za dużo rzeczy ma pod swoją dupą, aby tak po prostu to odpuścić. -
- A daj spokój. - mruknął motocyklista, machając ręką, gdy schował już broń do kabury. - Teraz to i chojrak, ale jak przyjedziemy z kawalerią to się zesra.
-
– W piwnicy są skrzynie i do jednej z nich zajrzałem. Leki, strzykawki i inne takie pierdoły, które są nam tak bardzo, kurwa, potrzebne. Gdyby te chuje w bazie nam dały po granacie, to nie mielibyśmy teraz z nim problemu. Cwel ma na sobie kamizelkę kuloodporną, hełm i maskę przeciwgazową.
-
- No to na co tu jeszcze czekamy? Do bazy i na koń, a jak sprowadzimy tu chłopaków i zabierzemy ten sprzęt, to jak nic dostaniemy awans. Ta jedna misja da więcej łupów niż wszystkie inne wypady, nasze i reszty, w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
-
– Jeżeli mamy tu zwołać ekipę, to musi tutaj ktoś zostać i pilnować tego fiuta, żeby nigdzie tego nie wywiózł albo nie spalił.
-
- E tam, przesadzasz. Jest jeden, a poza tym to taki buc, że nawet nasze stare wilki przy nim wymiękają pod tym względem. Teraz pewnie będzie siedzieć w środku i myśleć, jak to on nie jest zajebisty, że nas wykołował.
-
– Skąd wiesz, że jest sam? Może jego ludzie poszli w miasto albo jeszcze chuj wie co innego? Nie chcę stracić tego, co on na razie ma.
-
- No to co robimy? Rzucić monetą?
-
– Rzucaj. Jeżeli wypadnie reszka, to zostaję, a ty jedziesz.
-
Rzucił, wedle życzenia, a gdy pokazał Ci monetę, widniał na niej orzeł.
- Pospiesz się tylko. - mruknął, choć nie byłeś pewien, w jakim stopniu był niezadowolony z wyniku rzutu. -
Pokiwał głową i złapał go za ramię.
– Jeżeli coś cię złapie za jaja i nie będzie chciało puścić, to wal do mnie przez radio. – puścił go i odszedł. Teraz tylko po motocykl i zapierdalać świńskim pędem na posterunek. -
Trasa nie była zbyt długa, więc szybko trafiłeś na miejsce.
-
//Okej, opisałem ten posterunek. Może opis nie jest jakiś wybitnie dobry, ale myślę, że wystarczy.//
– Bramę otwierać, kurwa! – wydarł japę i dodał trochę gazu, aby silnik motocykla zaryczał. Nie ma teraz czasu, więc im szybciej dostanie pozwolenie na zebraniu ludzi i pojechania do tego miasteczka, tym lepiej. – No już!
-
Strażnicy nie mieli najmniejszej ochoty na mieszanie się w niepotrzebne kłótnie i spory, zwłaszcza z kimś, kto jest dobrze uzbrojony i wyraźnie wkurwiony, więc od razu spełnili Twoją prośbę.