Galera
- 
-- Tutaj jest tylko jeden problem… – Podrapał się po szczecinie, opuszczając wzrok na szklankę. – Nie wydaje mi się, żeby to była tylko kolejna awantura, choć naprawdę chciałbym się mylić. 
 Wstał, resztę swojego posiłku podsunął posłańcowi Federacji. Zarzucił plecak na ramiona i skinął chłopakom na pożegnanie.
 -- Powodzenia z Kolejarzami. Możecie mi wysłać widokówkę, czy coś. – Uśmiechnął się krzywo na pożegnanie, wychodząc z baru.
 Zaczął szukać Owcy. Z jednej strony nawet nie chciał mówić młodej o konflikcie, ale z drugiej, to jeżeli nie poszłaby na tą wojenkę, to zapewne znalazłaby sobie coś innego, równie karkołomnego.
- 
Mężczyzna z wdzięcznością przyjął posiłek, a twoi towarzysze pozdrowili cię niezbyt wyszukanymi zwrotami. 
 Jak znać Owcę, to ta pewnie poszła do burdelu Pelikana w kącie budynku, urządzonym w jednym z większych sklepów.
- 
W takim razie Mar też dam zaszedł, licząc na to, że dziewczyna będzie w miarę ludzkim stanie. 
- 
Poza głośnym chrapaniem i stękaniem kolejnych ofiar kaca, nic zza kotar boksów nie wskazywało na to, by można było dziewczynę zlokalizować. 
- 
Było tu coś w rodzaju kasy lub recepcji? 
- 
Była stara lada tuż przy końcu, jedyne co faktycznie zostało po sklepie. Siedział za nią jakiś mężczyzna, na oko ze trzydzieści pięć lat. 
- 
Podszedł do niego, nonszalancko wsadzając dłonie w kieszenie. 
 -- Cześć, Eniu. – Przywitał się, bez większego entuzjazmu. – Zaglądała tutaj może Owca?
- 
- A bo ja wiem? - Wzruszył ramionami - Wczoraj przewinęło się tutaj chyba z pół Galery. 
- 
-- Owcy nie można nie zauważyć, szczególnie tej z wczoraj. Jest tu gdzieś? – Nie ustępował. 
- 
- Jeśli jest, to tam, gdzie zawsze - Obojętnie skinął na najbliższy sobie boks po lewej. Wydawał się nie być zainteresowany tym, czy jesteś zazdrosnym mężem, oszukanym kupcem czy łowcą głów. 
- 
-- Dzięki. – Strzelił kciukiem i odwrócił się na pięcie, kierując do wskazanego boksu. Zapukał w framugę. – Owca? Jesteś tam? 
- 
Ze środka nie dobiegł cię żaden dźwięk, tylko obok ktoś gniewnie sapnął, gdy wybudziłeś go z kacowej maligny. 
- 
Przewrócił oczami i uchylił lekko drzwiczki czy kurtynę, rzucając okiem do środka. 
- 
Poza nieładem, jakby stoczono tu zacięta bitwę na pięści, uwagę przykuwało łóżko z narzuconym kocem i jakimś kształtem pod nim. 
- 
-- Ostra noc, co? – Mruknął pod nosem i podszedł do łóżka, niezbyt silnie trącając “kształt” pod nim. 
- 
Spod koca doszło stłumione mruknięcie. Mogło to byś pytanie o godzinę, bądź zwyklinanie cię do pięciu pokoleń wstecz. Nie mogłeś tego odróżnić. 
- 
-- Żyjesz tam, Owca? – Zapytał, krzyżując ramiona. 
- 
- Wal się, Mar… Nie mam zamiaru dzisiaj się wyczołgiwać spod koca… - Jęknęła z bólem. 
- 
-- Jakiś gość w skafandrze kosmonauty Cię szuka. – Zmyślił, kłamiąc bez większych emocji w głosie. 
- 
- Nawet żeby miał przejść kolejny gon, to się stąd nie ruszam - Powiedziała stłumionym głosem, wciąż leżąc przykryta razem z głową i chyba nawet obróciła się do ciebie plecami. 
 


