Galera
-
- Jeśli jest, to tam, gdzie zawsze - Obojętnie skinął na najbliższy sobie boks po lewej. Wydawał się nie być zainteresowany tym, czy jesteś zazdrosnym mężem, oszukanym kupcem czy łowcą głów.
-
-- Dzięki. – Strzelił kciukiem i odwrócił się na pięcie, kierując do wskazanego boksu. Zapukał w framugę. – Owca? Jesteś tam?
-
Ze środka nie dobiegł cię żaden dźwięk, tylko obok ktoś gniewnie sapnął, gdy wybudziłeś go z kacowej maligny.
-
Przewrócił oczami i uchylił lekko drzwiczki czy kurtynę, rzucając okiem do środka.
-
Poza nieładem, jakby stoczono tu zacięta bitwę na pięści, uwagę przykuwało łóżko z narzuconym kocem i jakimś kształtem pod nim.
-
-- Ostra noc, co? – Mruknął pod nosem i podszedł do łóżka, niezbyt silnie trącając “kształt” pod nim.
-
Spod koca doszło stłumione mruknięcie. Mogło to byś pytanie o godzinę, bądź zwyklinanie cię do pięciu pokoleń wstecz. Nie mogłeś tego odróżnić.
-
-- Żyjesz tam, Owca? – Zapytał, krzyżując ramiona.
-
- Wal się, Mar… Nie mam zamiaru dzisiaj się wyczołgiwać spod koca… - Jęknęła z bólem.
-
-- Jakiś gość w skafandrze kosmonauty Cię szuka. – Zmyślił, kłamiąc bez większych emocji w głosie.
-
- Nawet żeby miał przejść kolejny gon, to się stąd nie ruszam - Powiedziała stłumionym głosem, wciąż leżąc przykryta razem z głową i chyba nawet obróciła się do ciebie plecami.
-
-- A na wojnę pójdziesz? Federacja podobno dobrze zapłaci każdemu, kto nakopie kilku łysolom z Ligi.
-
Długo nie było z jej strony żadnej odpowiedzi, jakby chciała przepędzić cię ignorowaniem. W końcu podniosła się i usiadła po turecku, a spadający koc odsłonił, poza jej nagim ciałem, także śpiącą obok gołą dziewczynę, która nie mogła mieć więcej, niż szesnaście lat.
Stalkera kiwała się w przód i tył, patrzyła na ciebie długo, bardzo długo. Próbowała złapać ostrość i powstrzymać pływanie obrazu. Pewnie też próbowała zrozumieć, co do niej mówisz.
- Z tej starości chyba do reszty ci się poprzestawiało we łbie… Kto normalny urządza wojnę dzień po gonie? Nawet armia nie miałaby takiej siły. -
No proszę. Codziennie dowiadujemy się czegoś nowego o personach dookoła nas.
-- Nikt normalny. Kibole. Ci ludzie mają sflaczałą piłkę zamiast mózgu, ale mają też wsparcie. Ktoś pożyczył im broń i ludzi, zaatakowali Federację -
Ten post został usunięty!
-
Milczenie trwało mniej więcej tyle samo, wciąż się wpatrywała w ciebie, teraz jednak próbowałam powstrzymać bujanie. Kac musiał ją dusić niemiłosiernie, ale pewnie wypiła na tyle, że wciąż ją trzymało. W końcu się odezwała, trochę bardziej przytomnie.
- Pomoc? Dla kiboli? Nawet Śmierdziele by tego nie zrobili, to banda podłych obszczymurków - Beknęła przeciągle, przed wojną takie coś byłoby niezłym wyczynem w barze - Federacja pewnie sama im wjechała w dupsko, a kiedy ci zaczęli szaleć ze złości, to spierdalali w podskokach i szukają naiwniaków, żeby się nimi wyręczyć. -
-- Może ktoś ma w tym interes? Armia? Granatowi? Już kiedyś się dogadali. – Oparł się o ścianę, krzyżując dłonie. – Poza tym możesz pogadać z gościem, który przybiegł tutaj z wiadomościami. Jak dla mnie nie ma ciula, że kłamie.
-
Powoli zaczynała coraz lepiej kojarzyć, nawet trochę trzeźwiej patrzyła. Udało jej się nawet przeciągnąć, z głośnym trzaskiem kręgosłupa, nie lądując przy tym na podłodze.
- Oni nawet nas uważają za kryminalistów. A co dopiero rycerzy ortalionu… - Przeciągnęła dłonią po twarzy - A interes? Już lepiej wzmocnić Federację i się z nimi dogadać, a nie z tymi chujkami. -
-- Nie wiem. – Podrapał się po szczecinie. – Ale i tak zajrzę na Ofiar Katynia. Wojna jest na pewno, a nie mam zamiaru dowiedzieć się za tydzień, że kibole zajęli blokowisko.
-
- Eeeeeeech, kuuuuuuurwaaaaaaa… - Wystękała, przeczesując włosy, co mogłoby wyglądać dość uwodzicielsko, gdyby nie to, jak kiepsko się dzisiaj miała, i to, że blizna mimo wszystko zawsze się odznaczała.
- Niech Ci będzie… Ale przysięgam, że jeśli dostanę za to jakieś marne grosze, to uduszę cię twoimi własnymi sznurówkami.
Wstała. Powoli. Bardzo powoli. Wyglądało to, jak film w zwolnionym tempie. Bardzo zwolnionym. Mimo to udało jej się postawić do pionu bez upadku.
I dopiero teraz mogłeś ujrzeć ją w pełnej krasie. Przeraźliwie chuda, nawet jak na chore standardy przedwojennego piękna była zbyt chuda. Ale nie to przykuwało uwagę.
Jej skóra była istnym poligonem. Cale mnóstwo śladów po kłach, pazurach, zębach, szponach, dziobach… A przy tym nie mniej ran kłutych, ciętych, szarpanych, poparzeń. Nawet kilka postrzałów. Do tego na prawym barku paskudnie zabliźniona rana po wyrwanym kawałku mięsa.