Galera
-
Jakby na potwierdzenie tych słów, do lokalu wpadł jakiś stalker, złapał się framugi i złapał oddech.
- Gon! - Rzucił tylko i pobiegł dalej. Wszystkich zmroziło na moment, pierwsza zareagowała Owca. W ułamku sekundy stanęła na krześle, na którym dopiero co siedziała, weszła na stół, z niego przesadziła sus na Twój, skoczyła ponad tobą i pobiegła do wyjścia. Chwilę po nią pobiegli twoi dwaj rozmówcy. -
— Bingo, kurna. — Rzucił, zbierając w pośpiechu swoje manatki. Ruszył sprintem za Owcą i spółką, ściskając w prawicy hokej. Drugą ręką w biegu próbował nałożyć kask na swoją glacę.
-
Reszta okolicznych fanów mocnych wrażeń także w biegu kompletowała szpej, na złamanie karku pędząc do głównego wyjścia, gdzie już zaczęło się robić tłoczno.
-
Marley usunął się na bok. Nie miał zamiaru tracić czasu na przeciskanie się między pozostałymi, to nie miało sensu. Zamiast tego rozejrzał się za jakimś wejściem na wyższy poziom, chciał zobaczyć skalę tegorocznego gonu.
-
Akurat ta galeria została zbudowana jako jednopoziomowa, także teraz mogłeś jedynie czekać w kolejce do drzwi obrotowych, które mimo padniętego silnika, obracały się jedynie na śrubie.
-
Kolejki nie przebolejesz. Poczekał, aż pierwsza fala stalkerów przejdzie przez drzwi, później sam postarał się przez nie przecisnąć.
-
Z trudem, w ogromnym ścisku, ale jednak wyszedłeś na obszerny parking. Powała już wydawał pierwsze rozkazy. Jak zwykle w sytuacjach kryzysowych to on dyktował warunki przyjęcia bitwy i absolutnie nikt nie kwestionował decyzji, absolutnie poddając się jego decyzjom.
-
Sam Marley także nie miał zamiaru z nimi dyskutować. Dobre przywództwo było w takich sytuacjach niezbędne i sam dobrze o tym wiedział. Czekał, na kolejne komendy Powały.
-
Kiedy już się wszyscy wysypali na zewnątrz, wokół sędziwego stalkera zrobiło się tłoczno. Co raz wykrzykiwał nowe komendy, a ludzie biegali w różne strony.
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
// A, dobra. Myślałem, że on grupowo wydaje. //
Sam postarał się dostać do Powały, chcąc dowiedzieć się, gdzie jest potrzebny najbardziej.
-
- Lodołamacz, bierz swoich ludzi na ten wysoki blok przy rondzie na Poniatce! - Jeszcze nie zdążył wypowiedzieć słów do końca, a elita już ruszyła biegiem.
- Wympieł, bierz się za samo rondo od Szopena! - Kolejno pokazywał palcem na ludzi i miejsca - Owca, spierdalaj z powrotem do galerii!
- Sam se spierdalaj! - Odgryzła się momentalnie dziewczyna - To nie jest mój pierwszy gon!
- Won do drzwi, mówię! Śledź, Mały, pilnujcie głównych drzwi. A przede wszystkim tej dziewuchy!
Ta już miała wyrzucić z siebie lawinę przekleństw, ale dwójka oddelegowanych już podjęła ją za ramiona i zwyczajnie zaniosła tę chudzinkę na powrót do budynku. -
— No, fajnie. — Mruknął, patrząc na trójkę. Potem odezwał się już głośniej, żeby Powała usłyszał go w tym całym zamieszaniu. — Entliczek, pentliczek, a ja co dostanę?
-
Na chwilę obecną dostałeś od kogoś trącnięcie ramieniem, żebyś nie zagłuszał i tak ledwo słyszalnych słów Powały w tym zgiełku. Ciasny krąg powoli się rozluźniał, gdy kolejni wojownicy rozbiegali się na wyznaczone pozycje.
- Wy! - W końcu wskazał palcem na ciebie i powiódł nim po kilku osobach obok - Okop numer pięć! A jak mi się tam ktoś ruszy chociaż o milimetr, to będzie dupę łokciem podcierał, a zęby mył przez kutasa! -
— Ta jest, panie kapitanie. — Mruknął cicho.
Od razu rozejrzał się w poszukiwaniu rzeczonego okopu i pobiegł do niego. -
W niewielkiej części trawnika przygotowano przekop pod kanalizację do bezdotykowej myjni, której dopiero przygotowywano fundamenty. Nadludzkim wyczynem ręcznie wykopano fosę dookoła całego parkingu oraz tyłów budynku, tworząc wielki okop, na budowę którego wielu ludzi poświęciło życie. Teraz odcinek numer pięć stanowił oryginalny, nieruszony wykop, gdzie obecnie siedziało osiem osób ramię w ramię z tobą.
-
Spojrzał dookoła. Gon zbliżał się już na tyle, by można było go zobaczyć? Widział gdzieś mutanty?
-
U szczytu wzgórza widać było jedynie przesuwające się postacie ludzkie, zajmujące swoje pozycje, jednak wielki ryk toczący się po okolicy, oraz odczuwalne wibracje ziemi, dawały jasno do zrozumienia, że zostały już tylko sekundy.
Spomiędzy tego łoskotu przebijał się jeszcze jeden, bardzo charakterystyczny dźwięk. Stary diesel, mocno dławiony, pisk opon oraz jakiś dudniący odgłos, dość niejednostajny. -
Ktoś jedzie do nich. Jakiś transport uciekający przed gonem? Nie, nie marnowali by ciezarówki dla zwykłych handlarzy. Ekspedycja którejś z frakcji? Możliwe.
Wbił wzrok w tamten kierunek, dłońmi odruchowo ładując nabój do swojego obrzyna. Broń była załadowana i gotowa do strzału. Mimo jej archaicznej konstrukcji i tylko pięciu strzałów jakie miał, dobrze wiedział, że mogła uratować jego życie.
Po tym mocniej ścisnął w dłoniach hokej, unosząc go wyżej.