Federacja Starej Huty
-
A czy były tutaj jakieś lekarstwa, najlepiej wzmacniające organizm? W najgorszym wypadku konserwa z rosołem?
-
Znalazłeś kilka opakowań przeterminowanych suplementów diety i paczkę zupki błyskawicznej o smaku rosołu.
-
Wziął opakowanie suplementów i paczkę zupki. Później zostawi to pielęgniarkom w szpitalu… Zaczął chodzić po piwnicach, pozornie bez większego celu, w rzeczywistości jednak jeszcze nie chciał stąd odchodzić. Mimowolnie szukał wzrokiem wśród ludzi swoich wcześniejszych towarzyszy, Wikinga i Hipa.
-
Starego stalkera nie dało się wypatrzeć, za to zauważyłeś Hipa, który kręcił się po okolicy z technikami różnej maści. Pomagał łatać dziury, nosił skrzynie i sprzątał co tylko się dało.
-
— Młody! — Zawołał, machając ręką i podszedł do niego. — Jak się trzymasz?
-
- Jakoś daję radę - Skrzywił się - Robię, co mogę, żeby pomóc. W końcu ja tu muszę zostać.
-
— Mogę pomóc z tym? — Zaproponował, chcąc po prostu mieć zajęcie, którym mógłby zająć myśli, by odgonić je od stadionu. — Jakby no, też jeszcze trochę planuję tutaj zostać.
-
- Jak chcesz, to grupa murarzy wyszła, żeby ogarnąć gruz. Zarząd chce odbudować ścianę, potrzeba im będzie sporo pomocy osób obytych z powierzchnią.
-
— Zajdę tam, fabryka dała dwie ręce, to na coś się przydadzą. — Kiwnął głową. — A powiedz, widziałeś gdzieś Wikinga?
-
- Przecież on nie żyje - Popatrzył na ciebie zdziwiony, jak na niespełnego rozumu.
-
— Co? Przecież… Rozumiem… — Marley pobladł na moment. Był pewien, że pozostawiał tą dwójką w względnym bezpieczeństwie, przynajmniej że najgorsze mieli za sobą. Informacja o śmierci Wikinga była dla niego brutalnym zaskoczeniem. — Nie dotarła do mnie informacja, wiesz… Kiedy zginął?
-
- Podczas szturmu. Próbował jakąś ranną dziewczynę wyciągnąć. Prawie mu się udało, odstrzelili go przy samym zejściu do piwnicy. Przynajmniej nie cierpiał.
-
“Przynajmniej nie cierpiał.”
— No… To dzięki za informacje. — Odparłem głucho. — Trzymaj się, Młody.
-
- Ty też, stary wygo - Skinął ci głową i wrócił do swojej pracy.
-
Marley odprowadził go wzrokiem, po czym odwrócił się w swoją stronę. Westchnął, po cichu, tak, że tylko on sam i otaczające go drobinki kurzu, unoszące się w powietrzu, słyszały go. Żałował śmierci Wikinga. Minęło już dwadzieścia lat odkąd świat się tak zmienił, ale czterdziestolatek wciąż nie mógł tego przyjąć jako rzeczy oczywistej i dopisać straty niskiego, ale odważnego człowieka do listy tylu śmierci, jakie widział przez ten czas.
Jedyne co mu pozostawało, to wciąż robić to. co robił przez ostatnie lata. Dbać, by ta lista była mniejsza niż większa. A teraz miał przynajmniej drobną szansę by to wykonać mały krok w tym kierunku.
Poszedł zanieść suplementy diety i zupkę błyskawiczną pielęgniarce, którą ostatnio widział, jak opiekowała się Owcą.
-
Ta wciąż była w szpitalu, za przepierzeniem w jego końcowej części. Zostawiła drzwi otwarte na oścież, najwyraźniej była to jej dyżurka. Sama zajęta była grzebaniem po szafkach, najwyraźniej szykowała wieczorną porcję leków do rozdania swoim pacjentom.
-
Podszedł do niej, kładąc na szafce obok pielęgniarki suplementy i zupkę.
— To dla tej dziewczyny z gorączką, Owcy, gdyby miało jakoś pomóc…
-
Rzuciła krytycznym okiem na zapasy, jednak skinęła głową.
- W porządku, zajmę się tym.
Przełożyła to z miejsca na miejsce, wciąż grzebiąc po szafkach. Poszła też w dalszą część małej izby, coś z tamtąd przynosząc. Jak zauważyłeś, stało tam łóżko i małe biurko. Ewidentnie musiała tu pomieszkiwać, szczególnie teraz, gdy miała mnóstwo pacjentów. -
— Masz teraz pełną głowę obowiązków, co? — Marley zagadał, widząc jej krzątaninę.
-
- Jak to podczas kolejnych wart, politycy żrą się bez przerwy, a żołnierze umierają. Teraz trzeba ich wszystkich poskładać do kupy. Mam nadzieję, że poślą po jakichś lekarzy, chociaż ostatnimi czasy szpital też zęby ostrzy.
Pokręciła głową. Najwyraźniej miała najprostsze szkolenie pielęgniarki, możliwe że nawet nie to przedwojenne, wciąż wyglądała dość młodo.