Federacja Starej Huty
-
— Może mógłbym się tutaj na coś przydać? — Zapytał, patrząc na ogrom pracy jaki pielęgniarka miała przed sobą. — Lekarze z certyfikatem NFZu ze mnie żaden, ale coś przynieść, podać, przytrzymać, dźwignąć, pomóc zawsze mogę.
-
- A szyć rany i zakładać opatrunki umiesz? - Zerknęła na ciebie oceniająco, widząc typowe stalkerskie wyposażenie
-
— Nie będę owijał w bawełnę, szyłem tylko siebie samego i to kiepsko. Niezgrabne paluchy. — Odpowiedział szczerze, bo choć nie wykluczał nauczenia się tego, tak na moment obecny próby zakładania szwów przez Marleya skończyłyby się co najwyżej utknięciem igły głęboko w ciele pacjenta. — Ale z opatrunkami nie powinienem mieć problemów. Trochę doświadczenia z nimi mam, łatało się to innych, to siebie. A zawsze czegoś nowego mogę się nauczyć, jak będzie trzeba.
-
- Dobra, to na razie pozmieniaj opatrunki. Przemyj rany, jeśli trzeba. Tylko tam nie szalej, mamy ograniczone środki - Skinęła na szafkę w rogu - Potem zobaczymy, co dalej.
-
— Ta jest. Nie będzie problemem jeżeli zrzucę moje rzeczy tam w kącie?
-
- Jasne, możesz zostawić. Ale noclegu ci nie zapewnię, co najwyżej oprzesz się o ścianę na krześle.
-
— Ej, to więcej niż miałem przez kilka ostatnich lat! — Rzucił żartem, odkładając plecak w kąt pokoju.
Poszedł umyć ręce, jeżeli w ,szpitalu’’ nie było ku temu warunków, to umył je z użyciem własnych zapasów wody. Doświadczenia i nauka w szkole, jaką dzisiaj mało kto pamiętał, zaszyły głęboko w jego głowie to, że zakażenie to najgorsze co może przytrafić się rannemu. Poza kulą w tył głowy.
Potem zakasał rękawy i odszukał w szafce wcześniej wspomniane opatrunki.
-
Było tam wszystko, co wymagało podstawowej opieki. Bandaże, opatrunki, igły i nici. Większość z tego już produkcji powojennej, chociaż kilka sztuk wciąż leżało w dwudziestoletnich opakowaniach. Nawet stała tam butelka siwuchy, zapewne do odkażania.
-
Chodź kusiło go, nie sięgnął po przedwojenne zapasy. Jeżeli już ktoś miał ich użyć, to wolał zostawić decyzję o tym profesjonalistce, pielęgniarce. Wyciągnął trochę bandaży i opatrunki, a także butelkę, od razu wykorzystując ją do tego by delikatnie skropić swoje ręce i odkazić je w ten sposób. Spodziewał się, że zapiecze, gdy alkohol dostanie się do każdej małej ranki i zadrapania.
Gdy już ból w jego dłoniach minął, podszedł do najbliższego pacjenta i zabrał się za zmianę opatrunków i oczyszczenie ran, zgodnie z poleceniem.
-
Większość rannych była nieprzytomna, to i praca była łatwa. Pozostali gorączkowali i na zmianę odzyskiwali oraz tracili przytomność. Widać było, że same rany zostały dobrze zabezpieczone, niewiele miałeś z tym pracy. Na koniec została ci już tylko Owca, wciąż majacząca w gorączce.
-
Podszedł do niej i zatrzymał się na chwilę. Czuł, że to przez niego to wszystko ją spotkało. Nie mógł zatrzymać wojny, ale mógł zatrzymać jedną dziewczynę od babrania się w niej.
Dodatkowo przemył swoje dłonie samogonem i zaczął powoli, delikatniej i ostrożniej niż u pozostałych zmieniać opatrunki Owcy.
— Wybacz, że Cię w to wciągnąłem… — Wymamrotał, przemywając jej rany.
-
Miała ranę pod lewą piersią, od cięcia. Ostrze musiało wejść dość płasko, bo chociaż ślad był spory, to niezbyt głęboki. Broń zapewne pamiętała lepsze czasu, bo widać było infekcję. Sama dziewczyna też była rozpalona od gorączki.
Gdy już z nią skończyłeś nastał wieczór. -
Miał nadzieję, że przetrzyma to. Była silną dziewczyną, przetrzymała dużo… Oby teraz też dała radę.
Dopiero, gdy skończył zakładać opatrunki, poczuł jak bardzo jest zmęczony. W końcu… Chyba nie zmrużył oka odkąd przybył do Federacji? Od czasu wyruszenia z Galerii? Już nie miał piętnastu lat, by umieć wystać tak długo…
Odłożył niewykorzystane przybory medyczne na swoje miejsce i usiadł, opierając się o ścianę w miejscu obok tego, gdzie położył plecak. Zamknął oczy i spróbował zasnąć.
-
Usnąłeś niemal natychmiast, nawet nie usłyszałeś, czy pielęgniarka położyła się w łóżku, czy może jednak wróciła do domu. Jak się obudziłeś, to także jej nie widziałeś, jednak drzwi otwarte na oścież wskazywały, że wyszła na salę. Nie mogłeś jej dostrzec ze swojej pozycji, bo obudziłeś się tak połamany, jakbyś ostatnie kilka lat pracował w kopalni.
-
Lata na karku dawały o sobie znać… Szczególnie ostatnie dwadzieścia, choć te z czasów zanim świat szlag jasny trafił też nie były łatwe. Marley powoli wstał i rozprostował się, rozciągając mięśnie.
-
W bólach doprowadziłeś się do porządku i stanąłeś pośrodku małej dyżurki. Wciąż była w nieładzie, ewidentnie pielęgniarka cały czas poświęcała pacjentom, i nie miała kiedy doprowadzić wszystkiego do ładu.
-
W takim razie postanowił ją wyręczyć. Choć jego żołądek domagał się jedzenia, to wolał najpierw uporządkować otoczenie. Pamiętał jednego z swych nauczycieli, zawsze powtarzających by najpierw zabierać się za obowiązki, dopiero później za przyjemności… Ciekawe czy przeżył? I ciekawe też, jak śniadanie z codzienności stało się przyjemnością…
Zastanawiając się nad tym, zaczął odkładać rzeczy na swoje miejsca.
-
Jako że pomieszczenie było wszystkim po trochu, to i porządki nie szły najlepiej. Ostatecznie spędziłeś tutaj mnóstwo czasu, a bałagan wydawał się w ogóle nie zmniejszyć.
-
Marley starł rękawem kurz z twarzy, choć pewnie nie dało to wiele. Poddał się w walce z nieładem i zamiast tego postanowił sprawdzić po kolei stan pacjentów. Gdy to zrobi, uda się do piwnicy, licząc na jakąś żywność i wieści z wojny.
-
Gdy tylko wyszedłeś na salę, wręcz uderzył cię widok, którego byś się w życiu nie spodziewał. Owca podniosła się na łóżku do pozycji siedzącej.
Chociaż siedziała z rękami skrzyżowanymi na piersi i dość naburmuszoną miną. Obok jej łóżka stała pielęgniarka z jakimiś kartkami w ręce i wyjątkowo ciężką miną. Pewnie starała się wypełnić kartę pacjenta, a Owca jej w tym w ogóle nie pomagała.