Szkarłatna Wyspa
-
Zohan:
- Jeśli zostawiłeś w Verden kobietę z bachorami albo niespłacone długi u goblińskich lichwiarzy to muszę cię zmartwić, ale najszybciej za miesiąc, może dwa, zależy jak dobrze nam pójdzie.
Max:
- W porównaniu do tego, jakie cyrki odstawia nasz Szkarłatek, to niezbyt, ale od kobiet się pewnie nie będziesz mógł odpędzić. - powiedział raźno jeden ze stojących obok marynarzy, który usłyszał twoje słowa i klepnął cię po plecach. - A jak chcesz i kapitan dalej będzie bawić się w swój kawałek archipelagu, to znajdziemy wyspę i poddanych dla boga kruków. -
— Kobietę z bachorami raczej nie zostawiłem. — powiedział, uśmiechając się i kręcąc głową. — U lichwiarzy też nie jestem nic winien, ale kto ich tam wie. Może po pijaku u jakieś goblinki się zadłużyłem po uszy.
-
- Druga opcja bardziej do mnie przemawia… - powiedział bardziej zamyślony. - Czy oni wiedzą czym są kruki?
-
Zohan:
- Ani słowa o żadnej Goblince! - krzyknął kapitan, na co większość zebranych zareagowała śmiechem.
Max:
- Wiedzą, co to ptaki, ale takich tutaj nie ma.
Obaj:
Nie pozostało już wiele do wyjaśnienia, przynajmniej ze strony kapitana, bo ten jako pierwszy ruszył na ląd, w ślad za nim część oficerów, a później większość marynarzy. -
Szeth “Kotal” Aogad
Tymczasem z okrętu zszedł również Aogad, wcześniej spędzający czas pod pokładem. Przez ostatnie dni szczególnie bawiło go dręczenie pojmanego Krasnoluda. Chodziło tutaj oczywiście o uzyskanie informacji od niego, co było zrozumiałe, ale Szeth, ze względu na swoje sadystyczne zaburzenie osobowości, robił to też po prostu dla własnej przyjemności. Podcinanie skóry na nosie, podtapianie wodą, przykładanie gorącego metalu do gołej skóry, czy wyrywanie włosów z brody były jedynie przykładami tortur, jakie stosował na piracie. Nie chciał go uśmiercać, jak również nie chciał, by ten się poddał, gdyż obawiał się, że zabiorą mu zabawkę. Teraz jednak, jak życie zezwoliło mu na zejście na ląd, postanowił z tego skorzystać. Przecież, Krasnolud ciągle tam będzie, w zamknięciu i będzie umilał mu rejs, podczas którego nic większego się niestety nie dzieje.
Rozmyślając na temat innych tortur, jakie mógł zastosować na pirackim jeńcu, rozejrzał się po okolicy, poprawiając jednocześnie swój hełm na głowie.
///Z odpisami u mnie jak wiadomo cholernie krucho, ale postaram się nie stopować fabuły./// -
Uśmiechnął się pod nosem, bo zapomniał, że pewna Goblinka zaszła kapitanowi za skórę, a on coś tam bąknął o kobiecie z tejże rasy. No ale dosyć śmiechów, bo w końcu może zejść na stały ląd. Już nie raz pływał statkami i spędzał na nich trochę czasu, ale jednak ląd jest dużo lepszy od bezkresu mórz. Ruszył tam, gdzie wszyscy inni, czyli na ląd.
-
- Hm. Dobre i tyle. - Był jednak cicho tylko na chwilę. - A mają jakieś na kształt kruków?
-
Vader:
Takiego miejsca jeszcze nigdy nie widziałeś i miałeś przeczucie, że jeśli jakieś rajskie wyspy, o których tyle bajek opowiada się w karczmach, rzeczywiście istnieją, to pewnie podobne są do tych, choć muszą być dużo większe. Ciężko ocenić ci więcej z pokładu okrętu, zwłaszcza że masz czas i okazję, aby rozejrzeć się dokładnie po lądzie.
Zohan:
Przyjemne uczucie znów stanąć pewnie na suchym lądzie. Część marynarzy kierowała się do zabudowań nad brzegiem morza, inni wgłąb wyspy. Gdzie zaś udasz się ty?
Max:
- Nie ma tu żadnych czarnych ptaków, przynajmniej ja żadnych nie widziałem. Wszystkie mają pióra w różnych kolorach albo nawet kilku. - odparł i ruszył na ląd wraz z resztą. -
Uuuu, kolorowe ptaki?! Nieźle! Ruszył za nim i resztą.
-
//Jeszcze kilka postów będę odpisywać wtedy, gdy będą wszyscy lub większość, później już odpisy będą lecieć niezależnie od ilości waszych.//
-
Ci, którzy idą do zabudowań, pewnie kierują się w kierunku jakiegoś burdelu albo po to, aby zachlać mordę. Udał się z tymi, którzy idą w głąb wysypy, bo to go bardziej ciekawi.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Ruszył w głąb wyspy, licząc na to, że to właśnie tam przyjdzie mu walczyć. Ciężki zresztą był to wybór, bo nie mógł walczyć w dwóch miejscach jednocześnie, a jeżeli źle wybrał, to ominie go walka, ale mówi się trudno. Odrobi sobie to w razie czego na Krasnoludzie. -
//Wysyłałem tu odpowiedź, ale miałem wtedy problemy z internetem, przynajmniej według tej strony. Czyli napisałem i myślałem, że wysłałem, ale jednak nie. Dzięki za przypomnienie.//
Max:
Większość kierowała się do nadbrzeżnych zabudowań, zaś ptaki siedziały w koronach drzew w głębi lądu, więc to raczej tam powinieneś się udać, o ile to one ciekawią cię najbardziej.
Zohan, Vader:
Wioska nie była niczym ciekawym, proste chaty z drewna, kilka zagród dla jakichś dziwnych świń z ryjkami przypominającymi trąbki oraz jakichś ptaków i to właściwie tyle. Mieszkańcy wyszli wam na spotkanie dość swobodnie, raczej nie powinno się ich uznawać za osobną rasę, to wciąż ludzie, ale o nieco ciemniejszej karnacji, którzy jednak nie osiągnęli takiego rozwoju cywilizacyjnego jak wy. Chociaż, biorąc pod uwagę targające Verden i nie tylko wojny, to może jednak lepiej, że nie wzbili się jeszcze tak wysoko? Tak czy siak, podchodzili i rozmawiali, kulawym wspólnym lub we własnej mowie, którą niektórzy z marynarzy znali. Wam przypatrywali się z największą ciekawością, może też lękiem, ale nikt nie odważył się podejść bliżej, nawet pomimo tego, że weszliście tu w towarzystwie znanych im ludzi. -
Ruszył bez zastanowienia w głąb lądu poszukać tych ptaków!
-
Skoro oni bliżej nie podeszli, to on podejdzie bliżej do tych ciemniejszych ludzi. Nie zostanie tu na kilka dni, a na dłużej i ci ludzie będą musieli się do niego przyzwyczaić, a im szybciej to zrobią, tym będzie im i jemu po prostu łatwiej się dogadać z kimkolwiek na tej wyspie. Ciekawe, czy tutejsze kobiety są takie same i nie różnią się niczym poza kolorem skóry czy jednak są inne od tych na kontynencie…
-
Max:
Nie było to rozsądne, ale z drugiej strony każdy zajął się swoimi sprawami, jakoś zapominając ci o tym powiedzieć. Obszedłeś więc wioskę i coś na kształt przystani, aby zagłębić się w las. Dość szybko przestały dolatywać do ciebie dźwięki tubylców, marynarzy i najemników, zastąpiły je inne, dziwne, nieznane i czasem przerażające, czyli typowe odgłosy dżungli, w jaką zacząłeś się właśnie zapuszczać.
Zohan:
Może był to celowy zabieg tubylców, ale może było z nimi jak z Elfkami i Drowkami? A mianowicie każda na swój sposób uchodziła jeśli nie za piękną czy atrakcyjną, to po prostu ładną, z czego im bliżej podszedłeś, tym z większym zainteresowaniem kilka z nich zaczęło się w ciebie wpatrywać. -
Oooooo, przerażające! Mu pasuje! Nie zagłębiał się dalej, co próbował się nawet trochę wrócić, rozglądając się po drzewach za ptakami.
-
W końcu żyli tu tubylcy, więc zwierzęta nawykły do ludzi, przez co nie mogłeś liczyć na to, że uda ci się jakieś pochwycić. Mogłeś jednak obserwować je z dala, mając też w zasięgu wzroku skraj dżungli, a było czemu się przyglądać, były bowiem o wiele większe od tych ptaków, które znasz z Verden, a i nie widziałeś nigdy żadnego w takich kolorach, błękitu, żółci, czerwieni i wielu innych, które na pewno nie sprzyjały w ich kamuflażu, ale ułatwiały obserwację i, być może, zdobycie partnerki. A jeśli mowa o kamuflażu, to był tu jeszcze jeden ptak, choć nie zauważyłeś go wcześniej. Idealnie maskował się wśród ciemnych koron drzew, ale jednak pozostałe zauważyły go i odleciały. Ten zaś przysiadł na gałęzi kilka metrów przed tobą. Rozpiętością skrzydeł przewyższał nawet albatrosy, morskie ptaki, które widywałeś na pokładzie galery, mógł mieć nawet do dwóch metrów rozpiętości skrzydeł. Ponadto był ciężki, masywny, dobrze zbudowany, z wielkimi szponami na łapach i długim, ostro zakończonym dziobem.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Z racji na to, że jego relacje międzyludzkie nie należały do najlepszych, ograniczył swoją rolę na obserwacji tego, co się wokół niego dzieje. Nie zamierzał przez przypadek rozpocząć walki i ryzykować utraty swojej wypłaty.