Szkarłatna Wyspa
-
Skoro oni bliżej nie podeszli, to on podejdzie bliżej do tych ciemniejszych ludzi. Nie zostanie tu na kilka dni, a na dłużej i ci ludzie będą musieli się do niego przyzwyczaić, a im szybciej to zrobią, tym będzie im i jemu po prostu łatwiej się dogadać z kimkolwiek na tej wyspie. Ciekawe, czy tutejsze kobiety są takie same i nie różnią się niczym poza kolorem skóry czy jednak są inne od tych na kontynencie…
-
Max:
Nie było to rozsądne, ale z drugiej strony każdy zajął się swoimi sprawami, jakoś zapominając ci o tym powiedzieć. Obszedłeś więc wioskę i coś na kształt przystani, aby zagłębić się w las. Dość szybko przestały dolatywać do ciebie dźwięki tubylców, marynarzy i najemników, zastąpiły je inne, dziwne, nieznane i czasem przerażające, czyli typowe odgłosy dżungli, w jaką zacząłeś się właśnie zapuszczać.
Zohan:
Może był to celowy zabieg tubylców, ale może było z nimi jak z Elfkami i Drowkami? A mianowicie każda na swój sposób uchodziła jeśli nie za piękną czy atrakcyjną, to po prostu ładną, z czego im bliżej podszedłeś, tym z większym zainteresowaniem kilka z nich zaczęło się w ciebie wpatrywać. -
Oooooo, przerażające! Mu pasuje! Nie zagłębiał się dalej, co próbował się nawet trochę wrócić, rozglądając się po drzewach za ptakami.
-
W końcu żyli tu tubylcy, więc zwierzęta nawykły do ludzi, przez co nie mogłeś liczyć na to, że uda ci się jakieś pochwycić. Mogłeś jednak obserwować je z dala, mając też w zasięgu wzroku skraj dżungli, a było czemu się przyglądać, były bowiem o wiele większe od tych ptaków, które znasz z Verden, a i nie widziałeś nigdy żadnego w takich kolorach, błękitu, żółci, czerwieni i wielu innych, które na pewno nie sprzyjały w ich kamuflażu, ale ułatwiały obserwację i, być może, zdobycie partnerki. A jeśli mowa o kamuflażu, to był tu jeszcze jeden ptak, choć nie zauważyłeś go wcześniej. Idealnie maskował się wśród ciemnych koron drzew, ale jednak pozostałe zauważyły go i odleciały. Ten zaś przysiadł na gałęzi kilka metrów przed tobą. Rozpiętością skrzydeł przewyższał nawet albatrosy, morskie ptaki, które widywałeś na pokładzie galery, mógł mieć nawet do dwóch metrów rozpiętości skrzydeł. Ponadto był ciężki, masywny, dobrze zbudowany, z wielkimi szponami na łapach i długim, ostro zakończonym dziobem.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Z racji na to, że jego relacje międzyludzkie nie należały do najlepszych, ograniczył swoją rolę na obserwacji tego, co się wokół niego dzieje. Nie zamierzał przez przypadek rozpocząć walki i ryzykować utraty swojej wypłaty. -
Ooooooo, ten jest idealny! Reszta faktycznie była ładna i kolorowa, ale potęga tego tu, jego kamuflaż… Chciałby go mieć! Nie zachowywał się jakoś niebezpieczne, nie ruszał się gwałtownie, co wręcz spokojnie. Podchodził do giganta powoli.
- No co, wielkoludzie? Co tak patrzysz? Oceniasz mnie, hm? - próbował brzmieć spokojnie, a tłumiąca maska mogła mu w tym pomóc (lub przeszkodzić, jeśli zniekształcała). -
Elfki lubi dużo bardziej niż ludzkie kobiety, mimo że sam jest człowiekiem. Szczupłe ciała, spiczaste uszy… O tak… te uszy mu się zawsze najbardziej podobały i to jest chyba przeważająca cecha, która decyduje o jego upodobaniach względem ras. Szkoda, że tutaj nie ma żadnych Elfek, ale kobieta dalej jest kobietą, nie licząc Krasnoludek, bo te brody mają i nie wiadomo co jeszcze.
Powoli podszedł bliżej do tych kobiet i ostrożnie jak tylko mógł, bo nie chciał ich spłoszyć. Z kobietami trzeba się obchodzić jak z dziką zwierzyną i tak dalej, wiadomo. -
Vader:
Do walki z tobą nie było chętnych, choć zapewne coś takiego sprawiłoby, że zwycięski wojownik zyskałby uznanie, które pozwoliłoby mu obalić króla-Maga i samemu zostać władcą, to jednak, choć prymitywni, mieli dość dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy, przez co nikt o zdrowych zmysłach nie spróbuje cię zaatakować, zwłaszcza, że nie masz wobec nich wrogich zamiarów. Cóż, z jednej strony dobrze, ale z drugiej wieje nudą.
Max:
Ptak przekrzywił lekko głowę to w jedną, to w drugą stronę, ale bardziej była to reakcja na twój wygląd, bo kogoś takiego jak ty pewnie nigdy nie widział, a na pewno nikogo w takim stroju i masce, a nie oznaka zrozumienia słów. I może to ta ciekawość sprawiała, że jeszcze nie zerwał się do ucieczki, tak jak pozostałe ptaki na jego widok.
Zohan:
Kilka z nich zaszczebiotało coś w swoim języku. Przyjemnym dla ucha, to trzeba przyznać, ale nic więcej, bez tłumacza czy opanowania ich mowy może być kiepsko. -
Dobre i tyle! Zbliżał się dalej. Ma lub miał kruka (zapomniałem o nim wspominać), więc jako tako zna się na ptakach! Powinno mu pójść łatwo… Prawda?
-
Biorąc pod uwagę fakt, że ten ptak, gdyby był odrobinę większy, mógłby cię zabić, to jak najbardziej. A może i nie potrzebował większych gabarytów i mógłby zrobić to teraz? Nie dane będzie ci się dowiedzieć, bo bestia rozłożyła skrzydła, skrzecząc przeraźliwie, ostrzegając, abyś się bardziej nie zbliżał, a po chwili zleciała z gałęzi i bezszelestnie odleciała w mroczną gęstwinę dżungli. Okazja przepadła, ale czułeś, że będzie ich więcej, a mógłbyś wypytać o to stworzenie miejscowych lub żeglarzy z galery, którzy znali wyspę i cały archipelag o wiele lepiej, niż ty.
-
W sumie racja! Żałował co prawda, że teraz mu się nie udało, ale może jak się dowie czym się żywi to pójdzie mu łatwiej? Czym prędzej wrócił się do wioski, szukając w niej znajomej twarzy.
-
Było ich wbrew pozorom sporo, bo za znajome mogłeś uznać twarze niemalże wszystkich marynarzy, z którymi spędziłeś tak wiele czasu podczas rejsu galerą. Znajome, ale nic więcej, żadnego z nich, póki co, nie możesz nazwać przyjacielem.
-
Może to się zmieni? Zagadał pierwszego lepszego marynarza.
- Ej, ty! Kto tu się zna na okolicznym ptactwie? -
A po co tłumacz, po co rozumieć! Samo ich towarzystwo mu wystarczy, a jeżeli będzie czegoś chciał, to na pewno uda mu się w jakiś sposób z nimi porozumieć. Werbalnie czy niewerbalnie, ale na pewno mu się uda.
— Potraficie powiedzieć coś w moim języku? — zapytał najpierw, ale z samej ciekawości. -
Max:
Miałeś szczęście, że był to jeden z tych mniej gburowatych, a takich w zasadzie na pokładzie galery nie brakowało.
- A bo ja wiem? - odparł, wzruszając ramionami, choć pewnie uznał, że to pytanie dotyczące jakichś tajemniczych, magicznych eksperymentów, więc zastanowił się, drapiąc się po głowie. - Może jacyś myśliwi? Nauczyliśmy tubylców hodować zwierzęta i uprawiać rośliny, ale wciąż zajmują się zbieractwem i myślistwem, pewnie polują też na te wszystkie ptaki, bo co z tego, że kolorowe, jak mięso to mięso, nie?
Zohan:
Zaszczebiotały coś radośnie w odpowiedzi, jednak nic nie zrozumiałeś, bo powiedziały to w swoim języku, a na dodatek między sobą. Dopiero po chwili jedna z nich zwróciła wzrok na ciebie i powiedziała:
- Albatros.
Niezbyt zrozumiałeś, dopiero po chwili przypomniałeś sobie, że takim pseudonimem zwracał się do ciebie i reszty najemników kapitan galery, gdy was werbował. -
- Tak tak, mięso to mięso… - Jak to dobrze, że maska zakrywa wszelkie emocje… - Idzie się z nimi dogadać?
-
- Część gada po naszemu, bo często służą za przewodników i na polowania wybierają się z marynarzami, ale lepiej mówić do nich prosto i krótko, żeby zrozumieli. I wcisnąć jakieś świecidełka, żeby byli bardziej chętni do pomocy.
-
Hmmm… Przetrząsnął kieszenie. Miał cokolwiek, co pasuje pod opis “świecidełko”?
-
Szeth “Kotal” Aogad
Chciał się podrapać po brodzie, ale zorientował się, że nosi hełm. Na szczęście zanim jeszcze uniósł rękę. Znużonym spojrzeniem rozejrzał się po okolicy, by chociaż zająć sobie trochę czasu. Już tego miejsca nie lubił, za mało się działo, jak na jego standardy. -
Max:
Złote monety na pewno, ale przeczuwałeś, że szklane paciorki i tym podobne przedmioty też by się nadały. Mógłbyś się w nie zaopatrzyć przy następnej okazji, o ile zdecydujesz się na kolejny rejs. Ale monety też się nadadzą, a możliwe, że gdzieś w ładowniach galery lub magazynach na wyspie były inne świecidełka, cokolwiek zamierzał kapitan, to jednak pewnie zakładał handel z tubylcami, a bez takich przedmiotów byłoby ciężko.
Vader:
Pokusa wybrania się w dżunglę z myśliwymi z plemienia była dość kusząca, zawsze to jakaś rozrywka, a i szansa na sprawdzenie się w boju z nieznanymi ci potworami i zwierzętami, których skóry mógłbyś nosić później dumnie jako trofea. Jeśli chodzi o marynarzy, najemników, a nawet tubylców to fakt, byli nieciekawi, ale może ten cały Król Mag, o którym wspomniał kapitan, będzie ciekawszą postacią?