Szkarłatna Wyspa
-
Jedna z wielu wysp należących do Archipelagu Sztormu, a zarazem największa spośród tych najbardziej wysuniętych na północ, a więc najbliższych kontynentowi. Jest to druga wyspa, która posiada swoją własną nazwę, choć ta nie figuruje na żadnych nowszych czy starszych mapach, ponieważ zyskała ją dość niedawno.
Pierwotnie mieszkali tu tubylcy, Dzicy Ludzie, wiodąc swoje życie tak, jak przed dekadami i wiekami ich przodkowie. Zmieniło się to, gdy na ich wyspę przybył okręt z Verden, czarna galera o czarnych żaglach, którą dowodził odziany w czerń kapitan. Nie doszło jednak do podboju miejscowych, eksterminacji czy zaprzęgnięcia ich do niewolniczej pracy. Choć pojedynczy śmiałkowie wyprawiali się do Archipelagu już dawno, a ostatnimi czasy przedsięwzięcia na szerszą skalę zorganizowało Cesarstwo Verden (choć szybko musiało się z niego wycofać po uwikłaniu się w liczne wojny na kontynencie) i Gildia Kupców, to zwykle w celach badawczych lub typowo grabieżczych, wywożąc egzotyczne zwierzęta, owoce, niewolników, przyprawy i inne dobra, a przede wszystkim Akwamaryn, niezwykle ceniony w jubilerstwie i Alchemii. Ci obcy byli jednak inni, chcieli się tu osiedlić i dogadać z miejscowymi, ci im jednak nie uznali. Dopóki nie pojawił się on, Szkarłatny Obrońca. Władający Magią, której oni nie znali i nie pojmowali, zamiast użyć jej do ich ujarzmienia, pomógł im z atakami bardziej wojowniczych sąsiadów oraz morskimi potworami, za co tamci obwołali go królem. Szkarłatnym Królem. Również wyspę nazwano na jego cześć.
Szkarłatnym Obrońcą był niejaki Jin, członek Zakonu Szkarłatnej Róży, który zaciągnął się na galerę “Czarny Jastrząb”, aby przeżyć u boku jej kapitana i załogantów niezliczone przygody, których uwiecznieniem było zdobycie władzy nad wyspą. Posiadając swoje moce oraz potężny artefakt, zdobyty podczas wcześniejszych przygód, został władcą, a jednocześnie prawą ręką kapitana w jego planach, który to, przeczuwając, że epoka niezależnych śmiałków kończy się na rzecz okrętów i najemników Gildii Kupców, postanowił czym prędzej wykroić sobie swój kawałek archipelagu.
Wyspa jest dość duża i słabo zaludniona, większość jej powierzchni pokrywa pierwotna dżungla. Osady tubylców znajdują się nad brzegiem morza, tam też wybudowano niewielką osadę, która służy jako baza wypadowa, bezpieczna przystań i miejsce odpoczynku dla marynarzy galery, acz z kontynentu ściąga się też spragnionych wrażeń czy spokojnego życia z dala od wojen osadników. Znajduje się tam też niewielka przystań, w sam raz dla galery czy niewielkich łódek Dzikich Ludzi.
W zamian za podzielenie się z nimi nowinkami technologii i postępem z kontynentu oraz protekcję, Dzicy Ludzie zaczęli służyć przybyszom, choć formalnie nie są niewolnikami. To rybacy, poławiacze pereł, drwale, myśliwi i przede wszystkim rolnicy. Przeczuwając, że to o Akwamaryn rozpęta się wojna, kapitan wolał znaleźć bezpieczniejsze źródło dochodów, które stanowią rozległe plantacje, na których miejscowi uprawiają trzcinę cukrową, kakao, banany, cytrusy i wiele więcej, co na rynkach wszystkich trzech kontynentów potrafi osiągać niesamowitą wartość. Całe przedsięwzięcie nie powala, ale z każdym rejsem z lub na wyspę rozrasta się ono, gdy napływają fundusze ze sprzedanych dóbr, nawiązywane są kolejne umowy z tubylcami, sprowadzani są osadnicy i najemnicy do ich ochrony. -
Zohan, Vader, Max:
//Przepraszam, że tak długo, ale albo nie nie miałem czasu na ten temat, albo weny.//
Po długim, choć pozbawionym rozrywek rejsie, bowiem żadni inni piraci nie śmieli na Was napaść, morskie potwory też zdawały się unikać galery, a morze było spokojne, zauważyliście wreszcie pierwsze, najbardziej wysunięte na północ, wysepki Archipelagu Sztormu. W większości były niewielkie i bezludne, czasem porośnięte gęstą dżunglą, kiedy indziej suche, puste i piaszczyste. Dopiero po jakimś czasie zauważyliście jakąś o wiele większą, gdzie to skierowała się galera. Widok wioski otoczonej palisadą nie był niczym zaskakującym, dobrze wiedzieliście, że żyją tu prymitywni ludzie i inne stworzenia, ale o wiele dziwniejszy był widok drewnianej przystani oraz zabudowań nad brzegiem i wgłębi lądu, które przypominały bardziej te znane z kontynentu verdeńskiego. A im bliżej byliście, tym więcej ludzi wybiegło do portu, aby Was powitać. I poza skąpo odzianymi, opalonymi tubylcami, widzieliście wiele bledszych, choć też opalonych, twarzy ludzi oraz nielicznych przedstawicieli innych ras, choćby Elfów czy Krasnoludów. -
— Każdego tak witają czy tylko tę galerę? — zapytał w wolnej chwili jakiegoś marynarza.
-
- W sumie to tylko my tu przypływamy, tylko nasz okręt, więc raczej innych nie mieli okazji powitać. - odparł ci młody, bo mający lekko ponad dwadzieścia lat, blondyn, piekielnie celny i skuteczny operator rufowej balisty.
-
//Ciekawe czy Vładek i Max zrobią odpisy :v//
Przytaknął i poczekał, aż załoga zacznie schodzić ze statku na brzeg, a wtedy on razem z nią.
-
//Też mnie to ciekawi, a każdy dostał wiadomość ode mnie, że temat gotowy.//
Nie trwało to długo, sprawnie przybiliście do niewielkiej przystani. Kapitan dał znać wszystkim nowym, czyli tak najemnikom, jak i załogantom, dla których była to pierwszyzna, że pod żadnym pozorem nie wolno traktować wam źle tubylców, którzy w swoich prawach byli równi wszystkim na pokładzie galery, a za wszelkie tego typu działania każdego spotka stosowna kara.
- Na wyspie rządzi jeden z moich ludzi, Mag, do tego ma kilka ciekawych artefaktów przy sobie. Tubylcy traktują go jak boga, wy nie musicie, ale okazujcie mu szacunek, żeby tamci was nie zlinczowali. Odpoczniemy tu kilka dni, rejs trwał długo, mamy też rannych po walce z piratami, później wtajemniczę wszystkich w szczegóły dalszych działań. -
— Kiedy przewidziany powrót? Tak mniej więcej.
-
//Aj, zgubiłem ten temat i by dalej tkwił w zapomnieniu, gdyby nie mój mózg i “o, ale fajna nazwa dla tematu”.
- Ciekawe czy we mnie też będą widzieć Boga… - mruknął. -
//No to jeszcze Vader. @Vader //
-
Zohan:
- Jeśli zostawiłeś w Verden kobietę z bachorami albo niespłacone długi u goblińskich lichwiarzy to muszę cię zmartwić, ale najszybciej za miesiąc, może dwa, zależy jak dobrze nam pójdzie.
Max:
- W porównaniu do tego, jakie cyrki odstawia nasz Szkarłatek, to niezbyt, ale od kobiet się pewnie nie będziesz mógł odpędzić. - powiedział raźno jeden ze stojących obok marynarzy, który usłyszał twoje słowa i klepnął cię po plecach. - A jak chcesz i kapitan dalej będzie bawić się w swój kawałek archipelagu, to znajdziemy wyspę i poddanych dla boga kruków. -
— Kobietę z bachorami raczej nie zostawiłem. — powiedział, uśmiechając się i kręcąc głową. — U lichwiarzy też nie jestem nic winien, ale kto ich tam wie. Może po pijaku u jakieś goblinki się zadłużyłem po uszy.
-
- Druga opcja bardziej do mnie przemawia… - powiedział bardziej zamyślony. - Czy oni wiedzą czym są kruki?
-
Zohan:
- Ani słowa o żadnej Goblince! - krzyknął kapitan, na co większość zebranych zareagowała śmiechem.
Max:
- Wiedzą, co to ptaki, ale takich tutaj nie ma.
Obaj:
Nie pozostało już wiele do wyjaśnienia, przynajmniej ze strony kapitana, bo ten jako pierwszy ruszył na ląd, w ślad za nim część oficerów, a później większość marynarzy. -
Szeth “Kotal” Aogad
Tymczasem z okrętu zszedł również Aogad, wcześniej spędzający czas pod pokładem. Przez ostatnie dni szczególnie bawiło go dręczenie pojmanego Krasnoluda. Chodziło tutaj oczywiście o uzyskanie informacji od niego, co było zrozumiałe, ale Szeth, ze względu na swoje sadystyczne zaburzenie osobowości, robił to też po prostu dla własnej przyjemności. Podcinanie skóry na nosie, podtapianie wodą, przykładanie gorącego metalu do gołej skóry, czy wyrywanie włosów z brody były jedynie przykładami tortur, jakie stosował na piracie. Nie chciał go uśmiercać, jak również nie chciał, by ten się poddał, gdyż obawiał się, że zabiorą mu zabawkę. Teraz jednak, jak życie zezwoliło mu na zejście na ląd, postanowił z tego skorzystać. Przecież, Krasnolud ciągle tam będzie, w zamknięciu i będzie umilał mu rejs, podczas którego nic większego się niestety nie dzieje.
Rozmyślając na temat innych tortur, jakie mógł zastosować na pirackim jeńcu, rozejrzał się po okolicy, poprawiając jednocześnie swój hełm na głowie.
///Z odpisami u mnie jak wiadomo cholernie krucho, ale postaram się nie stopować fabuły./// -
Uśmiechnął się pod nosem, bo zapomniał, że pewna Goblinka zaszła kapitanowi za skórę, a on coś tam bąknął o kobiecie z tejże rasy. No ale dosyć śmiechów, bo w końcu może zejść na stały ląd. Już nie raz pływał statkami i spędzał na nich trochę czasu, ale jednak ląd jest dużo lepszy od bezkresu mórz. Ruszył tam, gdzie wszyscy inni, czyli na ląd.
-
- Hm. Dobre i tyle. - Był jednak cicho tylko na chwilę. - A mają jakieś na kształt kruków?
-
Vader:
Takiego miejsca jeszcze nigdy nie widziałeś i miałeś przeczucie, że jeśli jakieś rajskie wyspy, o których tyle bajek opowiada się w karczmach, rzeczywiście istnieją, to pewnie podobne są do tych, choć muszą być dużo większe. Ciężko ocenić ci więcej z pokładu okrętu, zwłaszcza że masz czas i okazję, aby rozejrzeć się dokładnie po lądzie.
Zohan:
Przyjemne uczucie znów stanąć pewnie na suchym lądzie. Część marynarzy kierowała się do zabudowań nad brzegiem morza, inni wgłąb wyspy. Gdzie zaś udasz się ty?
Max:
- Nie ma tu żadnych czarnych ptaków, przynajmniej ja żadnych nie widziałem. Wszystkie mają pióra w różnych kolorach albo nawet kilku. - odparł i ruszył na ląd wraz z resztą. -
Uuuu, kolorowe ptaki?! Nieźle! Ruszył za nim i resztą.
-
//Jeszcze kilka postów będę odpisywać wtedy, gdy będą wszyscy lub większość, później już odpisy będą lecieć niezależnie od ilości waszych.//
-
Ci, którzy idą do zabudowań, pewnie kierują się w kierunku jakiegoś burdelu albo po to, aby zachlać mordę. Udał się z tymi, którzy idą w głąb wysypy, bo to go bardziej ciekawi.