Szkarłatna Wyspa
- 
Dobrze że wiedział kogo może tam zastać, inaczej nie szedłby tak spokojnie i pewnie, co bardziej ostrożnie i nieufnie. Zapukał do drzwi, kiedy w końcu do nich podszedł. Jeśli rzeczywiście jest szalony, przerażające twory jego iluzji powinny zadziałać na nim lepiej - większa szansa że w nie uwierzy. 
- 
Usłyszałeś odpowiedź, ale słowa były dla ciebie niezrozumiałe. Nie byłeś pewien czy to język tubylców czy zwykła pomylona mowa szaleńca, ale po tonie głosu czułeś, że ten w środku nie chciał widzieć gości. 
- 
- Mógłby Pan powtórzyć? Nie zrozumiałem! - krzyknął i odsunął się na bok, prewencyjnie. 
- 
Nie zamierzał otworzyć drzwi, aby cię nimi uderzyć, lub spuścić ci łomot bez ich pomocy, wciąż siedział w środku, ale po kilku kolejnych wykrzyczanych zdaniach wreszcie przestał, choć słyszałeś jakieś dziwne mamrotanie dochodzące ze środka. 
- 
Bardziej się szykował na jakąś kulę ognia czy inny czar zniszczenia. Hmmm… Uchylił delikatnie drzwi i zajrzał do środka, poszukując wzrokiem wariata. 
- 
No to pora pójść do garnizonu i w jakiś sposób zabić wolny czas… Na przykład wlać w siebie trochę rumu albo przerżnąć coś kości… no albo najzwyczajniej w świecie poczyta jakąś książkę, jeżeli mu wpadnie w ręce i w jego języku. 
- 
Max: 
 Nie byłeś w stanie ich uchylić, były solidnie zamknięte od środka i ani drgnęły.
 Zohan:
 Garnizon to dość szerokie określenie, ponieważ kryło się pod nim kilkanaście różnych budynków, od baraków, przez magazyny, zbrojownię, kuźnię, stołówki i wreszcie portową karczmę, czyli chyba miejsce, które najbardziej odpowiada twoim planom.
- 
Hmmm… Jakieś okna to to miało? 
- 
Owszem, ale zamknięte i szczelnie zabite dechami. 
- 
Tylne wejście? 
- 
Brak, chyba że spróbujesz wejść przez otwór w dachu, z którego wylatuje wąska strużka dymu… Co nie jest wcale takim głupim pomysłem, gdyby się nad tym zastanowić, szalony czy nie, mężczyzna na pewno nie spodziewa się gości wchodzących w ten sposób. 
- 
No taaak, zapomniał o tym dymie! Próbował wdrapać się na dach, a następnie zaskoczyć przez ten otwór, jeśli rzecz jasna nie będzie się mocno kopcił. 
- 
Samo wdrapanie się na dach było już kłopotliwe, ale wpadłeś na pomysł, że w sumie nie musisz tam włazić, możesz stworzyć iluzję jakiegoś potwora, choć pewnie nawet ten wielki ptak by wystarczył, wpuścić go przez otwór w dachu i mieszkaniec chatki najpewniej sam wyszedłby do ciebie. 
- 
//Ah, to nieinwazyjne prowadzenie za rączkę :V Chociaż patrząc na moją grę, domyślam się dlaczego. 
 No tak! Sam na to wpadł! Chociaż nie, na ptaka już nie - jeszcze biedny na zawał zejdzie. Zrobił na dachu jakiegoś nieumarłego goblina, który po chwili wskoczył do środka, warcząc złowrogo.
- 
//Wiem, że może to denerwować, więc wybacz, ale musiałem to zrobić zanim byś zrezygnował lub zrobił coś, co mogłoby się źle skończyć.// 
 Nie widziałeś żadnych Goblinów pośród załogantów galery czy najemników osiedlonych tutaj, ale niewykluczone, że jakiś tu był i mężczyzna wiedział, czym jest Goblin. A nawet jeśli nie, to wybałuszone ślepia, trupi odór, mrożące krew w żyłach jęki i odrażający wygląd powinny wystarczyć. I wystarczyły, słyszałeś najpierw krzyki zdziwienia i przerażenia, później coś, co mogło być bełkotem szaleńca, klątwami, modlitwami czy groźbami, narobił też sporo hałasu usiłując zabić Nieumarłego, ale nie mógł zniszczyć iluzji, więc w końcu wybiegł ze środka przerażony, upadając na piasek. Wyglądał miernie, był chudy, włosy zwisały w nieładzie, widać zresztą, że niezbyt o siebie dbał od dawna, nawet w porównaniu z innymi tubylcami. Odziany był jedynie w proste spodnie przewiązane sznurem tam, gdzie ktoś cywilizowany miałby pasek. W dłoni ściskał długi nóż, zapewne prezent od przybyszów z kontynentu, a w drugiej niewielką maczugę. Szybko zareagował i odwrócił się z powrotem do wejścia do chaty, gotowy na starcie z marą.
 //Zauważył cię, ale nie reaguje, większe wrażenie zrobił na nim Goblin. I uznałem, że twoja postać nie stoi tuż przed drzwiami, żeby nie dostała nimi w łeb, gdy tamten wybiegał ze środka.//
- 
//Jeśli uznasz to za konieczne, to rób tak, na tej postaci aż tak ml nie przeszkadza. 
 Dobra, pora na grę aktorską, która była dla niego dość łatwa - złapał się za głowę, jakby zdziwiony, widząc wybiegającego mężczyznę. Dzięki masce nie musiał się wysilać mimicznie, co było dla niego ja plus.
 - A cóż to się stało?! - zakrzyknął ciekaw.
 Goblin zaś miał dalej warczeć w środku i zbliżać się powoli.
- 
Dopiero po tym pytaniu zwrócił na ciebie uwagę i odpowiedział coś, czego nie rozumiałeś. W międzyczasie dalej się cofał, utrzymując zbliżającą się iluzję na dystans. 
- 
- Mogę pomóc, ale muszę cię zrozumieć - powiedział powoli, podchodząc, podobnie jak goblin. Że też nie wziął tłumacza… 
- 
Ty mówiłeś w swoim języku, on w swoim, a i Goblin charczał coś po swojemu, jak na Nieumarłego przystało. Trwało to kilka chwil, aż w końcu mężczyzna zaczął mruczeć coś pod nosem, najpierw niepewnie i cicho, a później dodał śmielej, patrząc najpierw na ciebie, a później wskazując maczugą na iluzję. 
 - Pomoc!
- 
- Ja pomoc ty, jeśli ty mi potem pomoc - odpowiedział, wskazując wpierw siebie, potem dom, potem znów siebie i na koniec go. Goblin też coś dodał, ale co, tego nawet jego stwórca nie wiedział. 
 


