Begin
- 
Wiewiur 
 Sho podniósł łapę i wskazał jej właściwy budynek.Radioś 
 Barmanka nie odpowiedziała. Adahy znów stała na dworze. Co teraz?
- 
Uśmiechnęła się do niego i ruszyła do wskazanego budynku. 
- 
— Eh… — Westchnęła. — Pieprzeni ludzie… 
 Barmanka solidnie ją zirytowała. Wciąż nie wiedziała gdzie jest, a dodatkowo straciła czas.Zaczęła od przetrząśnięcia swojej kurtki, może jednak, przez dziurę w kieszeni, jakieś drobiazgi się w niej zaplątały. 
- 
Wiewiur 
 W budynku pachniało bułeczkami z cynamonem, a na wystawie było sporo innych smakołyków.Radioś 
 //jeśli nie szukasz pieniędzy to dopisz czego szukasz konkretnie//
- 
Podeszła do lady. 
 - Poproszę to o - i wskazała najlepiej wyglądający smakołyk jaki oferował. Zdecydowanie opierała się na wzroku i niczym innym.
- 
// Raczej szukała czegokolwiek, szczerze. Od zmiętej chusteczki po broń, by po prostu zobaczyć czy jest tam coś wartego uwagi. // 
- 
Sprzedawczyni zapakowała jej wyśmienicie wyglądającą muffinkę i życzyła jej miłego dnia. 
- 
//sorry już już 
- 
Radioś 
 Znalazła scyzoryk, wygnieciony batonik, kawałek drutu i dość zużytą zapalniczkę.
- 
Opuściła budynek, konsumując po drodze babeczkę. Udała się do Sho. 
- 
Grzał się bezczelnie na słoneczku. 
- 
// Spokojnie, nigdzie się nam nie spieszy. // Obróciła kilkakrotnie scyzorykiem w dłoni, będzie przydatny. Tak samo jak batonik, lepsze jest takie jedzenie, niż jego brak. 
 Schowała to wszystko to nieco bezpieczniejszych kieszeni w spodniach i wyszła na poranne ulice miasta. Wciąż nie wiedziała, gdzie tak naprawdę jest i skoro nie pomogła jej barmanka, to ktoś lub coś innego to zrobi.
- 
Ruch nadal był mały, ale wschodziło słońce. Było cicho. W hotelu ktoś otworzył okno i zaczął śpiewać. Dość wulgarnie. 
- 
- Możemy ruszać! - Zakrzyknęła do niego radośnie. 
- 
Podniósł się i ziewnął. Następnie pomału ruszył w stronę jednego z wozów. 
- 
I ruszyła za nim. 
- 
Wóz był pełen pojemników, w których chyba zazwyczaj przewożono mleko. Woźnica lekko skinął głową, gdy podeszli wystarczająco blisko. 
- 
Spojrzała na swego kociego kompana. W końcu nie chciał jej zdradzić gdzie się udają. Jedyne jak się to odezwała, to przywitanie z woźnicą. 
- 
— To jak, wsiadacie? 
 Sho wskoczył na wóz i popatrzył na swoją ludzką kompankę.
- 
Spodziewała się jakiejś rozmowy, albo czegoś… No nic, trochę zbita z tropu ochoczo wskoczyła na wóz. Ku nieznanemu! 
 


