Porte Isla
-
//Nie, niech se kot pooddycha
-
Kot rozglądał się, jak wygląda świat z nowej perspektywy. Nawet nie miał ochoty wyskakiwać. Dokąd właściwie Dokja teraz zmierzał?
-
Do portu, szukając statku córki Holendra.
-
Wypatrzył w końcu statek, a na nim zapisaną nieco fikuśnym pismem nazwę “Mroczne Widmo”.
-
No to idziem na pokład. Mają jakąś dechę na ląd opuszczoną?
-
Mieli, nawet mieli z jednej strony barierkę. Dokja poczuł, że jego kitku wpija z lekkim zdenerwowaniem pazurki w plecak, a co za tym idzie w
seksowneplecki Dokji. -
- Spokojnie Sung-Sung. To stabilny grunt. - Uspokoił kota i go pogłaskał. Spróbował znowu zrobić krok. Jak zareagował kot?
-
Skulił się w torbie. Ale raczej nie będzie wariował.
-
Wszedł na statek. Rozejrzał się.
-
Od razu popatrzyło na niego kilku chłopaków, raczej dzieciaków.
-
- Prowadźcie do swej Pani. -
-
— Ale my nie jesteśmy kotami.
-
- Co?
-
— Nie mamy żadnej pani.
-
- A Pani Kapitan?
-
— Aaaaa… my zaprowadzimy do siostrzyczki!
-
- Na to czekam
-
Dwóch starszych chłopców zaprowadziło Dokję na górny pokład, gdzie przy sterze stała wysoka, smukła dziewczyna w pirackim stroju. Wyglądała, jakby się za czymś rozglądała. Była nieco podobna do Holendra.
— W czym mogę pomóc, szczurze lądowy? -
- Szukam broni i kart, myszo wodna. -
-
— A na cholerę ci broń? Masz jakiś problem?