Milan
-
- Ja się jeszcze zdrzemnę - i ponownie wskoczył w pierzynę w wiadomym celu
-
— Ja może spróbuję. Powodzenia.
LJ usnął, a gdy obudził się ponownie, był sam w pokoju. Był już poranek. -
Wstał, przeciągnął się i założył ubranie. Widząc że Likho już poszedł, on również opuścił pokój i wyszedł na hol
-
Na holu było cicho, wiał wiatr, skądś grała muzyka klasyczna.
-
Rozejrzał się za barem albo jadalnią. Gospoda raczej powinna zawierać jakieś miejsce w którym można było coś zjeść, prawda?
-
Wypatrzył w końcu takie miejsce. Było tam kilka osób i to najwyraźniej stamtąd dochodziła muzyka.
-
Wszedł do środka i rozejrzał się. Był to szwedzki stół, czy zwykła restauracja?
-
Zwykła.
-
W takim razie zajął wolny stolik i zaczekał na kelnerkę.
-
Wypatrzył Likho wpieprzającego omleta. Kelnerka przyszła i zapytała, na co LJ miał ochotę.
-
- Na to samo, co ten pan - wskazał na leszego - I kubek mocci. A jak nie macie, to wystarczy mocno posłodzona czarna kawa z mlekiem.
-
— Chyba się znajdzie. Zapytam.
Do restauracji z zewnątrz wszedł jakiś okularnik. Wyglądał na dość zdenerwowanego. Kelnerka wyszła i jakiś czas później wróciła z kawą. -
Popijał ją powoli obserwując okularnika. Wydał się postacią na tyle interesującą, że chyba aż wartą obserwacji.
-
Wyglądał za okno co chwila, jakby czegoś się bał. Drżał. Poprosił o espresso i wypił je niemal jednym haustem, chyba nie bacząc na temperaturę.
-
Dziwny człowiek, pomyślał. Zastanawiał się czego mógłby się bać. I przy okazji kiedy dostanie swojego omleta.
-
Dostał go w końcu. Facet wspomniał coś o jakimś niebezpieczeństwie nad rzeką kelnerce i poprosił o jeszcze jedną kawę.
-
Cóż, teraz był pewien że to może zainteresować. Wziął talerz ze sztućcami i kubek z kawą i odrobinę chamsko dosiadł się do mężczyzny.
- Dobry. Tu wolne? - I nie czekając na odpowiedź usiadł -
Mężczyzna poprawił okulary i przeczesał włosy. Popatrzył przez dłuższą chwilę na LJa, marszcząc nos.
— Czegoś pan potrzebuje? -
- To raczej czego pan potrzebuje. - zjadł kawałek omleta. Jak smakował? - A jak dla mnie potrzebuje się pan wygadać na temat czegoś niepokojącego co pan zobaczył. Tak między nami, kofeina to fatalny lek na nerwy.
-
— Takie życie. Jestem kompletnie przerażony. Nad rzeką, w jednym opuszczonym budynku mnie i mojego kompana napadł jakiś koleś. Niestety, mój towarzysz chyba nie przeżył. Teraz cały czas mam wrażenie, że tamten koleś dyszy mi tuż za plecami.