Milan
-
- Smutne sprawa. Dobrze żeby ktoś się tym zajął, nie sądzisz? Może nawet ocalił twojego przyjaciela.
-
— Przydało by się, ale wątpię, by ktoś chciał mi pomóc. Duchy to jedno, ale w mordercę ludziom trudniej uwierzyć.
-
- Trudniej ludziom uwierzyć w mordercę niż ducha? - zapytał zdziwiony - Faktycznie dziwne miasto. Ale chodziło mi o to że ja i mój kumpel możemy to zbadać.
-
— Znaczy… do duchów ludzie się przyzwyczaili i ktoś nawet stwierdził, że na pewno mój kompan też był duchem i wszystko mi się przywidziało.
Likho chyba usłyszał waszą rozmowę bo podszedł. Okularnik uśmiechnął się słabo.
— Dziękuję. Jestem Ethan. -
- Ja jestem L.J. a to jest Likho. - powiedział - Powiedz mi coś więcej o tym co zaszło.
-
— Podróżujemy od miasta do miasta. Zatrzymaliśmy się w tym hotelu, ale z pobliskiego magazynu dochodziły dziwne odgłosy, które obudziły mojego przyjaciela. On bardzo płytko śpi. Poszliśmy to sprawdzić.
Znów upił kawy.
— Drzwi się za nami zatrzasnęły i ktoś rzucił nożem nam niemal pod nogi. Gdyby nie była to betonowa podłoga, to nóż pewno wbiłby się mocno w nią. Albo w nas. -
- Mów dalej. - napił się kawy i spojrzał się na Likho by zobaczyć co on o tym sądzi.
-
Likho usiadł i patrzył troszkę podejrzliwie na Ethana, który chyba poczuł się pewniej przez to, że miał słuchaczy.
— Mój przyjaciel oczywiście od razu chciał sięgnąć po nóż. Próbowałem go odciągnąć i wtedy kolejny nóż już go dosięgnął. Gdy go zacząłem ciągnąć, to jeszcze tamten zaczął strzelać. Nie miałem siły go wyciągnąć i po prostu wybiegłem. -
- Nie widziałeś napastnika? Coś słyszałeś może?
-
— Jakiś śmiech. Koleś chyba ze mnie kpił. Tak bardzo żałuję, że uciekłem…
-
- Sprawdzimy to, prawda Likho? - zapytał leszego i od razu zwrócił się w kierunku okularnika - A przy okazji, wiesz kto w okolicy może mieć Karty?
-
— Ktoś na pewno. Ale zapomniałem, jak się ta osoba nazywa. Chyba przez te nerwy.
-
Westchnął
- No nic, zjemy i pójdziemy to zbadać. A ty spróbuj się trochę uspokoić. I może zamiast espresso spróbuj herbaty, albo nawet melisy. -
Uśmiechnął się słabo.
— Zobaczę.
Podniósł się i poszedł do lady.
— Coś mi tu śmierdzi — rzucił Likho. -
- Tak, gość chyba wystraszył się bardziej niż mówił. - napił się kawy
-
— Ja już się najadłem, więc powiedz, jak będziesz gotowy.
-
- Po prostu obserwuj mój talerz. - dokończył omleta i dopił kawę, po czym wstał od stołu gotowy do wyjścia
-
Likho ruszył za nim. Ethan pojawił się nieco później. Wyglądał na równie roztrzęsionego co wcześniej, chyba jednak meliska nie pomogła, o ile w ogóle ją pił. Po dość krótkim spacerze dotarli pod magazyn. Kilka okien powybijanych, lekko uchylone drzwi, ptaki hałasujące na dachu.
— No, to wbijamy, nie? — Likho uśmiechnął się zawadiacko i zacisnął pięści. -
Obejrzał budynek ważąc swoje szanse.
- Wiesz, wolałbym się najpierw nieco dozbroić. W końcu to nie w mąkę pierdział, taki zabójca. - spojrzał się w kierunku Ethana - Jest tu gdzieś jakiś sklep z narzędziami? -
Wzdrygnął się lekko i zamyślił. Wskazał mu ręką któryś sklep.