Chiron
-
Chiron nie jest ani asteroidą ani kometą, a raczej ogromnym kawałkiem lodu orbitującym Słońce między Saturnem a Uranem. Jego rdzenna populacja musiała wielokrotnie odpierać ataki ze strony granicznych mocarstw, lecz obecnie jest niepodległa i neutralna wobec wszystkich konfliktów Układu. Przez ostatnich kilka dekad nie odwiedzał go praktycznie nikt, gdyż dopiero teraz jego pozycja ustawiła się na linii między najbliższymi planetami.
-
Szczęśliwa Gwiazda sunęła przez przestrzeń zewnętrzną z pokaźnym kawałkiem prędkości światła. Jako że ta prędkość była stała, na pokładzie było stabilnie jak na stałym lądzie, może tylko trochę ciasno. Zavir i jego towarzysze spędzili już wiele dni patrząc się na te same kabiny i to samo niebo, na którym Saturn był już tylko kropką. Zavir miał już czas przeczytać całość tekstu zawartego na przekazanym mu dysku i nie było to zbyt ciekawe zajęcie - poza adresem spotkania na które był umówiony były tylko ogólnikowe informacje o Cesarstwie, większość z których albo już znał albo mógłby się łatwo dowiedzieć surfując w dowolnej sieci.
Na szczęście lub nieszczęście, ostatnio na niebie zaczęło świecić nowe światło. Chiron się zbliżał, i jeszcze nie podjęto decyzji czy warto dokonywać przystanku. Zużycie paliwa było zgodne z planem, więc powinno być możliwe dotarcie na Oberon tak czy owak, ale kto wie czy na Chironie nie znalazłoby się coś ciekawego. Z pewnością okazja na rozprostowanie nóg.
-
– Jest jakiś chętny na ostatni przystanek przed celem naszej podróży? - zagadnął Zavir resztę załogi, bo zwykle decyzje, w których nie znosił sprzeciwu i podejmował je sam jeden miały miejsce tylko wtedy, gdy im wszystkim zagrażało śmiertelne niebezpieczeństwo.
-
“Zdecydowanie,” Odparł młody bez wahania, wychodząc zza rogu. Wydawał się znacznie bardziej podirytowany niż na Atlasie, czy nawet niedługo po wylocie, co świadczyło o tym że musi jeszcze przywyknąć do dłuższych podróży.
“A ja to w sumie nie wiem,” Odparł Thraug, nieco bardziej neutralnie. “Znaczy, fajnie by było zobaczyć co dzieje się w takim zakątku Układu, ale to że nie wiemy jest trochę problemem. Raczej nie będą do nas strzelać bez powodu, ale mogą zażądać opłaty za parking albo naciągnąć nas na kupno kiepskiego towaru. Choć jeśli mają faktycznie dobry towar, to może ta cała wycieczka będzie warta kłopotu. Zdam się na ciebie, o słynny przemytniku.”
-
Rozważając przez chwilę wszystkie za i przeciw, uznał w końcu, że dobrze będzie wylądować. Dobrze przede wszystkim dla Młodego, ale i dowiedzenie się, co w gwiezdnej trawie piszczy również mogło się przydać, zostało im jeszcze trochę drogi do przebycia, a Zavir wolał ominąć wszelkie nieprzyjemne niespodzianki, jeśli tylko mógł. Dlatego skierował statek na lądowisko w jakimś większym porcie.
-
Był dostępny tylko jeden port, co wprawdzie było trochę dziwne dla tak dużego ciała niebieskiego, ale taka infrastruktura była koniec końców droga do utrzymania. Przynajmniej komunikacja radiowa działała, gdyż jeszcze zanim Gwiazda weszła na orbitę skontaktował się z nią ktoś z dołu.
“Witajcie, przybysze,” Głos z nadajnika był wyraźnie męski i dość naturalny, choć nadzwyczaj kojący jak na pracownika ochrony. “Nie rozpoznajemy typu waszego statku, lecz nasze bazy danych są dalekie od perfekcji. Jaki jest cel waszej wizyty?”
-
- Jesteśmy obecnie w trasie z Atlasa na Oberon, ale załodze doskwiera długi lot, więc chcemy wpaść na chwilę i chociaż rozprostować nogi przed dalszą podróżą.
//Mam nadzieję, że nic nie palnąłem, a jeśli tak, to mnie popraw zanim zaczną do mnie przez to strzelać.// -
“Rozumiemy.” Padła odpowiedź. “Uruchomimy wskaźniki na lądowisku, na wypadek gdybyście mieli problemy z parkowaniem. Życzę miłego pobytu.”
“Zaskakująco miłe powitanie,” Skomentował Młody kiedy połączenie zostało zerwane. “Milsze niż… na Atlasie. Tam wyraźnie chcieli nas tylko zbankrutować.”
-
- Z tego co wiem, to nie miewają tu wielu gości, więc możemy liczyć na miłe powitanie. Albo na odwrót, więc bądźcie czujni.
Kierując statek w stronę lądowiska, pożałował, że dał się namówić na opowiadanie kosmicznych legend. Ta o planetoidzie pełnej zmutowanych kanibali wciąż siedziała mu z tyłu głowy i dziwnym trafem nie chciała się z niej wynieść, zwłaszcza teraz. -
Nic do nich nie strzeliło przy lądowaniu, więc przynajmniej to poszło dobrze. Port wyglądał w miarę normalnie, choć był praktycznie pusty poza paroma bardzo małymi statkami i… jakimiś zwierzętami? Ciężko było sprecyzować przez okno statku i z takiej odległości.
-
Tak więc postarał się posadzić statek bez kolizji z tymi stworzeniami, licząc na to, że same odejdą, gdy tylko zbliży się bardziej do lądowiska.
-
Stworzenia nie pakowały się pod statek, a parkowanie z taką dużą przestrzenią do dyspozycji było banalnie łatwe.
“Zabieramy broń?” Zapytał Młody podczas gdy Thraug już wlókł się w stronę wyjścia. “Kazałeś zachować czujność, ale nie wiem czy będziemy bardziej czy mniej bezpieczni uzbrojeni.”
-
- Bycie nieuzbrojonym przynosi wiele szkód, na przykład pogardę. - odrzekł w odpowiedzi. - A tak przynajmniej mówił jakiś filozof z dawnych lat. Chyba. Tak czy siak, miał rację i zawsze lepiej mieć spluwy, niż ich nie mieć.
Mówią to, poszedł do kajuty i ubrał swój wyjściowy strój i kapelusz oraz schował pistolety do kabur, nie zapomniał też o ukryciu mniejszego pistolecika. Później tylko aktywował Blaszaki, aby mieć pewność, że nikt nie będzie im się pałętać po statku i skierował się na zewnątrz. -
Jego dwaj organiczni towarzysze zeszli z rampy zaraz za nim, podczas gdy Szperacz dryfował między nimi. Zavir był pierwszy na podłodze lądowiska, więc do niego podeszły zwierzęta które… chyba nie były do końca zwierzętami.
Stworzenia przed nim miały po cztery nogi i wielkie tułowia, wszystko pokryte szarą łuską, jak jakieś jaszczurki o proporcjach konia. Z tym że stąd gdzie jaszczurka czy koń miałaby szyję wyrastały ludzkie tułowie, z różnorakimi odcieniami skóry, zwyczajnymi rękami i mocno owłosionymi, ale ludzkimi głowami. Wyglądało to tak jakby ktoś wziął grupę brodaczy, stado mitycznych smoków i skrzyżował ich w jakiś pokręconym eksperymencie genetycznym.
“Oficjalnie witamy was na Chironie, przybysze,” Jeden z nich wyszedł przed szereg, kiwając głową. “Widzę iż wasze formy są żywe, lecz nieco odstające od perfekcji. Niemniej możecie się czuć bezpiecznie w tym świętym miejscu.”
-
- Jasneee… - odparł, starając się ukryć zdziwienie. Myślisz, że wiesz wszystko o tym układzie, a on i tak zawsze cię zaskoczy. - Czy są tu jakieś specjalne, specyficzne zakazy, nakazy czy inne reguły, które powinniśmy mieć na uwadze jako przybysze z zewnątrz?
-
“Nie jesteśmy barbarzyńcami którzy rozerwą was na strzępy z powodu arbitralnych zasad i reguł ludzie tak lubią kreować,” Odparł brodacz. “Nie krzywdźcie jedynie żadnej istoty w naszej koloni i nie wynoście nic z niej bez pytania. Macie jednak nakaz przedstawienia się w formie mniej suchej niż można to zrobić przez fale. Moje imię to Erat, a wasze?”
“Bez obrazy, ale nikt jeszcze nie zmusił mnie do przedstawienia się mieniem,” Powiedział Młody z miejsca. “Nazywajcie mnie jak chcecie.”
-
- To sierota, przygarnąłem go. Nie ma imienia albo ma, ale go nie zna. - wyjaśnił gospodarzom. - Ten niski gbur to Thraug, a ja jestem Zavir. To wystarczy?
-
“Same imiona niewiele mówią o człowieku, lecz na razie to wystarczy,” Gospodarz odpowiedział. “Jeśli chcecie zwiedzić resztę tego miejsca nie będziemy was zatrzymywać, lecz odpowiemy na pytania jeśli jakieś jeszcze macie.”
-
- Czy są tu miejsca szczególnie warte odwiedzenia?
-
“Świątynia fuzji jest najbardziej oczywistą sugestią ze wzgląd na jej walory duchowe. Jeśli macie mniej szlachetne zamiary możecie odwiedzić… targ jest najbliższym terminem jaki zrozumiecie, ale lepiej zabrać fizyczne przedmioty zamiast kredytów jeśli chcecie prowadzić handel.”
-
Skinął głową.
- W takim razie dziękujemy za pomoc i gościnność.
Na tym skończył swoją rozmowę z lokalsami i poszedł na czele grupy do miasta. -
Szło się dość dziwnie przez to całe opuszczone lądowisko, a potem do tuneli bez widocznych strażników. Sama architektura była jak najbardziej normalna - może z nieco szerszymi przestrzeniami niż większość miejsc które Zavir odwiedził - ale jej zagospodarowanie budziło nieprzyjemne odczucia.
“To ten,” Thraug przerwał w pewnym momencie ciszę. “Myślicie że jest tutaj jak się pobawić? Ich formy to jedna rzecz, dziwniejsze się widziało, ale wyglądają mi na niezłych nudziarzy.”
-
- Są niecodzienni. - przyznał. - Ale chyba każda kultura potrzebuje rozrywki, nie? Nie mamy co liczyć na wiele i raczej nie powinniśmy tu długo zabawić, więc sugeruję jednego czy dwa głębsze i na statek.
-
“Obyś miał racje,” Odburknął Thraug. “To jak, rozdzielamy się szukając tego ich baru?”
“Lepiej nie,” Od razu odpowiedział Młody. “Znaczy nie żebym nie chciał się napić… po prostu lepiej się nie rozdzielać w takich miejscach, prawda Zavir?”
-
- Przypomnę, że mamy misję do wykonania, nie chcę stracić wypłaty tylko dlatego, że będzie trzeba szukać jednego z was, bo skończył pobity albo zachlany w rynsztoku. - odparł, bo choć nie chciał przyznać tego przed resztą załogi, również miał ciarki i nie uśmiechała mu się wizja rozdzielenia w tym miejscu.
-
Wspólnie więc wyszli z korytarza i na otwartą przestrzeń, w tym znaczeniu że kamienny sufit był parędziesiąt metrów nad nimi i pomalowany na błękitny kolor, aby przypominał niebo dawno utraconej Ziemi. Przy ścianach były porozstawiane różne stoiska, zarówno prowadzone jak i uczęszczane przez centaury, z braku lepszego słowa na te formy, a po przeciwnej stronie hali był jakiś budynek przypominający kaplicę.
-
Rozglądając się za czymś, co może spełniać funkcję baru, przyjrzał się również towarom, które oferowali miejscowi.
-
Towary były… mało imponujące. Żadnej broni, żadnego alkoholu, tylko przedmioty codziennego użytku i jakieś ozdoby które może sprzedałyby się poza tym miejscem, może nie. Niemniej było stoisko przy którym parę centaurów piło coś z kubków, co chyba było najbliższym odpowiednikiem baru.
-
Wskazał na nie swoim kompanom ruchem głowy i sam również się doń skierował.
- Można wiedzieć, co to? - zagadnął miejscowych, wskazując na ich kubki. -
“Przybysze, widzę,” Odparł jeden z ów miejscowych, podnosząc kubek i pokazując go Zavirowi. Obecnie był on pusty, poza jakimiś fusami na dnie. “Jesteśmy w procesie wróżenia z napojów gorących. Możecie się przyłączyć, jeśli pragniecie.”
-
- Wróżenia? - powtórzył. - Masz na myśli, że czytacie z tych fusów przyszłość albo coś w tym guście?
-
“Można tak to ująć,” Odparł centaur, wzruszając ramionami. “Aczkolwiek fusy służą jedynie ułatwiając Widzącemu połączenie się z matrycą losu. Nie są absolutnie niezbędnym elementem.”
“Ale mamy w ten sposób dodatkowy powód na wypicie czegoś energetycznego,” Wtrącił się inny. “Dwie pieczenie upieczone na jednym ogniu, jak by to ujął mięsożerca.”
-
- Zainteresowani? - zagadnął swoich kompanów, bo jemu było wszystko jedno, zwłaszcza, jeśli to miejsce nie oferowało żadnych rozrywek.
-
“Nie wiem czy chcę znać swoją przyszłość…” Odpowiedział Młody po chwili namysłu. “Ale jeśli chcecie znać swoją, chętnie się przysłucham.”
“Miałeś ukryte w statku jakieś piwo? Bo reszta z nas piła tylko wodę.” Thraug podszedł do lady, mimo że była dla niego niemal komicznie za wysoka. “Dajcie co tam macie do pica, potem możecie sobie wróżyć.”
-
Zaśmiał się, właśnie na taką reakcję swojego kompana licząc. Również zamówił lokalny trunek, decyzję o tym, czy wróżyć, czy nie odkładając na później.
-
“Zazwyczaj pobieram opłatę zarówno za napoje jak i przepowiednie,” Powiedział barman, napełniając dwa kubki za pomocą maszyny. “Ale dla nowych klientów zadowolę się obietnicą modlitwy za moje zdrowie. W wypadku złamania obietnicy możecie się spodziewać umiarkowanej zemsty niebios.” Z całkowicie poważną miną położył jeden kubek przed Thraugiem, drugi przed Zavirem.
Zawartość naczyń zdecydowanie nie była kawą czy herbatą, ale też żadnym alkoholem jaki Zavir by kojarzył. Płyn był jaskrawo pomarańczowy i lekko musujący, jakby ktoś zmieszał sok pomarańczowy z wodą gazowaną. I podgrzał mieszankę lekko, jak można było się przekonać podnosząc kubek.
-
- Za owocną przeszłość w fusach. - mruknął z lekkim uśmiechem na ustach i pociągnął łyk napoju, ciekaw jego smaku.
-
Napój był… słodko-kwaśny? Zavir nie miał za bardzo porównania gdyż nie pił niczego podobnego od kiedy pamiętał. Najbliżej temu było do drinka energetycznego, ale z jakiegoś powodu ten napój uderzył go jako bardziej naturalny od puszkowanych cieczy sprzedawanych na Plutonie.
“Eh, zawsze to jakaś odmiana od filtrowanej wody,” Skomentował Thraug kiedy jednym łykiem wypił swój kubek. Na jego dnie faktycznie zostały fusy, rozprowadzone dość równomiernie. “Nie widzę tam nic, a ty Szczęściarz?”
-
Dopił resztę napoju, aby również móc zajrzeć.
- Fusy. To na pewno. Jeśli coś znaczą, to nie mam pojęcia co. -
“Trzeba mieć do tego oko,” Powiedział barman, po czym odebrał krasnalowi kubek i uważnie się w ów naczynie wpatrzył. “Tak… widzę światło w twojej przyszłości, przyjacielu. Dni tułaczki po kosmosie dobiegają końca. Dopełnij ostatniej obietnicy jaką złożyłeś, a dostaniesz to czego szukasz.”
Thraug przewrócił oczami. “Takie przepowiednie to mogę dostać wszędzie. Ta pasuje do każdego kto dużo podróżuje, a raczej wiesz że to robię skoro jestem tu. Ale dobra, dostaniesz swoją modlitwę kiedy wrócę na statek. Dopijasz, Zavir?”
-
Nie miał już nic do wypicia, ale bez słowa podał tubylcowi kubek, aby i z niego mógł wyczytać przyszłość. Czy cokolwiek innego.
-
“Hm, układ tachionów jest dość odmienny od tego twojego towarzysza,” Centaur zamyślił się, wpatrując się w dno. Po chwili jego wyraz twarzy przeszedł ze zdziwienia w strach, wręcz przerażenie. “Na dwanaście konstelacji… omeny pokazują, że nie tylko nie znajdziesz czego szukasz, ale twoja podróż doprowadzi wielu innych do ruiny. Tylko z wielkim trudem będziesz mógł zachować życie, a nawet wtedy stracisz kogoś z kim utworzyłeś więź. Takiej ponurej przepowiedni nie dałem jeszcze nikomu stąd i tylko jednemu przybyszowi.”
-
- Wiesz, do tej pory znany jestem jednak bardziej ze swojego szczęścia, więc chyba trochę przesadziłeś. - odparł z uśmiechem, zwłaszcza, że nie uwierzyłby w żadną przepowiednię, jaka by tu padła, nawet jeśli miałby wedle niej dostać fortunę czy zostać władcą jakiejś planety.
-
“To poważna sprawa,” Wróżbita spojrzał się na Zavira z ponurą miną. “Zaawansowane metody odczytywania losu nie mylą się ciężko. Normalnie bym tego nie oferował i w zasadzie nie wiem czy powinienem, ale… czy musicie wyruszać z powrotem na swoją podróż? Czy nie lepiej zerwać z losem zostając w bezpiecznym miejscu, jednostki astronomiczne od wszelkich potencjalnych zagrożeń?”
-
- Gdybym się na to zgodził, tamci dwaj zatłukliby mnie we śnie, więc bez obrazy, ale ruszymy dalej… Ale i tak dzięki za troskę, teraz na pewno będziemy na siebie bardziej uważać.
-
“Twój wybór, przybyszu,” Odparł wróżbita, kręcąc lekko głową. “Umywam ręce z twojego losu, a także ze wszystkich których ze sobą pociągniesz.”
“Mogę wziąć tą odpowiedzialność na siebie, bo faktycznie nie mam zamiaru tu zostawać,” Powiedział Thraug, wstając z siedzenia. “Idziemy?”
-
- Jeśli o mnie chodzi, to jak najbardziej. - odparł i spojrzał na trzeciego członka załogi, aby upewnić się, czy i on ma zamiar się już zbierać.
-
Młody wydawał się rozkojarzony, wręcz nieobecny duchem. Dopiero po chwili zauważył spojrzenie Zavira. “O, racja. Chodźmy. Im krócej tu zostajemy tym lepiej.”
-
Pokręcił tylko głową z lekkim uśmiechem i poprowadził grupę na pokład statku, gdzie zajął się wszelkimi procedurami przedstartowymi, wyłączeniem droidów-ochroniarzy i całą resztą, aby “Gwiazda” była gotowa do drogi jak najszybciej.
-
Gwiazda nie była tknięta przez nikogo pod nieobecność drużyny. Procedury startowe zajmowały trochę czasu jak zwykle, ale wszystko było jak naprawdę sprawne.
“Ten tego…” Młody podszedł do Zavira gdy Thraug sprawdzał sprawność systemu zasilania. “Będziemy naprawdę na siebie uważać w Cesarstwie?”