Karczma Złotojad
-
Klaus Il Spazzio
Klaus podniósł się powoli z swojego miejsca, obarczając nieznajomego wzrokiem, który najłagodniej można by określić jako mało przyjazny.
— Nie masz prawa mówić o mnie jako o zniesławionym. — Wysyczał. — Kim jesteś i skąd znasz mój ród?!
Choć może i nieznajomy miał ku temu wszelkie prawa. Klaus, wygnany po tym jak odrąbał głowę oponentowi-arystokracie w pojedynku, który miał być pojedynkiem tylko do pierwszej krwi… Jednak Klaus nie mógł pozwolić sobie na bycie nazywanym tak szpetnie przez nieznajomego w obcej ziemi. Był księciem i kiedyś wróci do swego księstwa, w chwale zajmie należne mu miejsce.
-
- Jestem Wulfgar Pierwszy rodu Reinhauf, Książe Złotobrzegu i spadkobierca Karak
A
Kharak. - oznajmił, po czym uśmiechnął się wrednie. Widać było, że z jego twarzy można odczytywać emocje jak z otwartej księgi, a sam w sobie mężczyzna nie pochwalił się ukrywaniem ich.
- Drogi Klausie. Znam ją rodzinę Spazzio z opowieści mego ojca, który przyjaźnił się z twoim ojcem. Wieść o księciu Klausie II Spazzio dotarła do mnie całkiem szybko. To wszystko, co musisz wiedzieć, drogi przyjacielu. - powiedział szyderczym i lekceważącym tonem głosu, po czym przeniósł swój wzrok na Valentina.
- Nie słyszałem, ale muszę dostarczyć ten list do KarakA
Kharak i szukam śmiałka, który przeprawi się przez Las Klonowy. - powiedział, a wyciągnąwszy list z pieczęcią w kształcie wilka, chwycił za róg i uchylił z niego nieco wina. -
Klaus Il Spazzio
,Marny z Ciebie książę, jeżeli musisz wysługiwać się komendantem." Pomyślał, patrząc z niechęcią na Wulfgara, ale powstrzymał się przed rzuceniem mu rękawicy. Jeszcze.
Odszedł od stołu w kierunku swojego kompana i nie marnując już więcej czasu, wyszedł z karczmy, kierując się do koszar miejskich, o których czytał w ogłoszeniu.
— Chodź. Mamy trolla do ubicia i nagrodę do odebrania -
Jurko
Kiwnął głową i ruszył za swoim kompanem. Trzymając jedną ręką łuku, Jurko spojrzał na Klausa w drodze do koszar.
-- Chędożyć tych dwóch kretynów. Niech jeden z nich robi za chłopca na posyłki lub sami pozałatwiają swoje sprawy. Po prostu nie chcę, by wtrącali się do tego, co robimy.
-
Klaus Il Spazzio
Klaus nie odwzajemnił spojrzenia towarzysza, zamiast tego długimi, mocnymi krokami kroczył zdecydowanie ku koszarom, nie oglądając się dookoła, zaciskając pięści przy bokach.
— Słyszałeś co on mówił? — Zapytał szorstkim tonem, nie zwalniając ani na moment.
-
Jurko
-- Oprócz tego, od czego nas żądał? Nie. Co mówił? - zapytał, będąc nieco zaciekawiony tym, co go ominęło.
-
Hans Grish
Hans zmrużył oczy i odwrócił wzrok od medalionu. Na Morrana, pomyślał, co się właśnie dzieje? Nadal trzymał amulet w dłoni, jednak już na niego nie patrzył tylko zaczekał czy coś jeszcze się stanie. -
Klaus Il Spazzio
— Nic ważnego. Zapomnij, że pytałem. — Odpowiedział chłodno i kontynuował drogę do koszar w milczeniu.
-
Jurko
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na słowa towarzysza. Nie będzie go naciskał na wyjawienie tego, co zaszło między nim i tamtym szlachcicem, a widocznie ten temat zdenerwował Klausa.
-- Jak uważasz. - odrzekł i również kontynuował drogę do koszar, nie zamieniając już po drodze słowa z Klausem.
-
Hans
Medalion skontaktował się z rycerzem telepatycznie, co zdecydowanie przeraziło Ojca Grisha.
Wypowiedz moje imię! Myrhidon! Objaw mnie! Myrhidon
Powtarzał przedmiot. Czego chce? Czym jest medalion? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!Jurko & Klaus
Opuściliście teren karczmy i dotarliście bezpieczne do koszarów straży miejskiej. Droga była całkiem prosta i nieskomplikowana, co wychodzi zdecydowanie na plus.[Zmiana tematu. Zacznijcie w Koszarach Straży Miejskiej]
-
Valentin
-Cóż, skoro tamci idą na polowanie i nie są zbyt entuzjastyczni co do znalezienia twojego miecza, raczej powinieneś się z nim pożegnać. Sam nie będę się bez rozmysłu pchać im pod miecze żeby wynieść stamtąd twoją zgubę. Za to z listem mogę pomóc. Droga z Ayerbe do Doliny nie była prosta, więc wiem na co się piszę.
Valentin kontynuował picie wina, ale siedząc już jedynie z nordem przy stoliku po tym jak on i ten książe się pokłócili. Zaintrygowała go historia, i zapamiętał sobie twarz księcia Spazzio. W końcu, zhańbieni, zbiegli szlachcice powinni trzymać się razem, nie? -
- Takim jak oni zależy na złocie. Myślę, że będą chcieli dorobić nieco grosza, a jak nie to i tak w ten czy inny sposób odzyskam ten rodowy bibelot. - oznajmił, po czym wziął łyk wina ze swojego rogu i spojrzał na Valentina przychylniejszym wzrokiem.
- Sprawa. - szepnął niemal konspiracyjnej i szeptem godnym prawdziwego rewolucjonisty - Jest delikatna. - zaczął, jakby niepewnie. Valentin właśnie zdał sobie sprawę, że to nie będzie zwyczajne poselstwo, o czym wkrótce miał się przekonać. - Karaka
Kahrak zajęte jest przez podziemnych, z którymi komendant i mój ród Reinhaufów nie ma po drodze. Diabeł tkwi w tym, że musisz ten list dostarczyć jednemu z podziemnych, alchemikowi, a kiedy to zrobisz ten wręczy ci pewną paczkę. Masz wrócić z nią do mnie, a wtedy ci zapłacę. Rozumiesz? - zapytał dla upewnienia się, że Valetnin zrozumiał, co dokładnie ma zrobić. -
Hans Grish
Hans kiedy zasłyszał głos pochwycił za swój amulet i począł modlić się do Morrana o ochronę. By wybronił go od tej obcej jaźni najeżdżającej jego myśli i by dał mu jasny oraz klarowny obraz tego co się dzieję. Medalion z czaszką natomiast upuścił na ziemię kiedy tylko usłyszał głos w swojej głowie. -
Darra
-- Chciałabym zamówić cztery porcje pieczonego kurczaka z ziemniakami i wodą do tego – złożyła zamówienie. -
Hans
Amulet upadł bezradnie na ziemię, a wtedy przestał świecić tajemniczą aurą. Wraz z jego upadkiem głos zamilkł.Darra
- Dwa złotniki. - podsumował zamówienie Darty karczmarz i oczekiwał zapłaty. -
Darra
Centaurzyca wyciągnęła sakiewkę z monetami i podała karczmarzowi dwa złotniki. Potem szybkim ruchem ręki przywiązała sakiewkę na swoje miejsce.
-- A, proszę pana, mam też jedno pytanie… – zaczerwieniła się. -
Darra
Krasnolud przekazał zamówienie do kuchni, a potem spojrzał na Darre ciekawskim spojrzeniem. Co to za tajemnicze pytanie chciała mu zadać. Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
- Tak? - zapytał brodacz zainteresowany ewentualnym pytaniem, o które się tutaj rozchodziło. -
Darra
-- Wie pan jak to jest… – zaczęła. – Ostatnio dużo podróżuję, z resztą z tego powodu się tu znalazłam. Potrzebowałabym troszkę pieniędzy na dalszą podróż… Czy nie potrzebujecie może jakiejś pomocy w karczmie? Na przykład kelnerki lub sprzątaczki? Potrafię się chwycić każdej pracy. Wiem, że przez moje ciało mogłabym zostać uznana za abominację, ale potrzebuję tych pieniędzy… – na jej ślicznej twarzyczce pojawiła się czerwień zakłopotania. -
Krasnolud zamyślił się przez kilka sekund i po tym czasie udzielił odpowiedzi.
- Słyszałem, że ród Reinhauf poszukuje służących. Z resztą to władcy tych ziem. To oni powołują komendantów Złotobrzegu i mają bardzo dużą posiadłość. Tak wielką, że ja pierdole. -
Darra
-- Czy to od nich jest to ogłoszenie na tablicy koło karczmy?