Diabelski Kanion
-
Bez wahania wystrzelił kulę w jego stronę, mierząc w miejsce, które było względnie pewne - miejsce, w którym kark łączył się tułowiem.
-
Spudłowałeś haniebnie, dopiero drugi strzał skończył sprawę, a w tym czasie pojawiło się trzech kolejnych Amaksjan, również biegnących w Twoją stronę z rozmaitą, prymitywną, bronią białą bądź nawet gołymi rękoma, choć gdy weźmie się pod uwagę ich siłę, to i tak jest to wystarczająco dużo, aby Cię zabić.
-
W trzech, wielkich Amaksjan nie mógł spudłować, wtedy już nawet w lustro nie mógłby spojrzeć. Położył drugą dłoń na kurku i oddał trzy, szybkie strzały w nadciągających tubylców. Jeżeli to nie dało efektu, musiał liczyć na kolejną kulę i osobę, której podarował Needle’a. Bogowie dajcie, by miała ona choć trochę oleju w głowie.
-
Trafienie w takie wielkie cielsko to jedno, ale nie każde miejsce było na tyle żywotne, aby po trafieniu w nie położyć tubylca trupem na miejscu. W tym wypadku trafiłeś za każdym razem, ale tylko jeden Amaksjanin padł martwy, dwaj pozostali wciąż szli w Twoim kierunku, a choć mogą zginąć równie dobrze za kilka minut, sekund czy godzin, to wciąż byli cholernie niebezpiecznymi i jeszcze bardziej wkurwionymi tubylcami, którzy mieli tylko jeden cel: Najpierw zamordować Ciebie, a potem Twoich kompanów. Na szczęście jeden z nich wykazał się odrobiną pomyślunku i wypalił, a choć przez trzęsące się ze strachu ręce potrzebował aż trzech prób, to położył trupem kolejnego z Amaksjan. Na nieszczęście w tym czasie trzeci podszedł na tyle blisko, aby móc wziąć skuteczny zamach swoją maczugą, którą wycelował w Twoje żebra, co reż zresztą uczynił.
-
James nie miał zamiaru ryzykować nie pewnego strzalue, rzucił się w bok, choć by na posadzkę, byle by uniknąć pogruchotania kości w drobny mak przez ogromnego tubylca. Jeżeli unik się udał i mógł wykorzystać moment, wstrzelił w jego ciało kulkę, celując w górną część piersi.
-
Unik jak najbardziej się udał, ale tubylec i tak mógłby się uśmiechnąć, gdyby zdążył, widząc jak jego broń gruchocze żebra i sieje niesamowite spustoszenie w ciele jednego z uratowanych mężczyzn, który stał blisko Ciebie i nie zdążył uchylić się, tak jak Ty. Na szczęście, nim Amaksjanin wyrwał maczugę z jego ciała, Ty zdążyłeś go uśmiercić, a wielkie cielsko zwaliło się jak kłoda tuż obok Ciebie.
-
Cóż, James dawał mu raczej niskie szanse na przeżycie. Takie uderzenie mogło z łatwością i przetrącić cały kręgosłup trafionemu. Szkoda, ale trzeba było się skupić na tym, by spróbować ochronić resztę i samego siebie. Ponownie załadował rewowler, z strachem patrząc na malejącą ilość kul. Ilu Amaksjan jeszcze ciągnęło do jaskinii? Chyba, że mógł liczyć na moment spokoju.
-
Ciągnęło, ale tym razem używali większych kamieni, blokującego linię strzału ołtarza, i trupów własnych pobratymców, trzymanych przed sobą jak tarcze, aby zbliżać się do Ciebie z bronią białą na tyle, żeby zadać bezpośredni cios. Może i byli prymitywni, ale nie głupi, uczyli się na błędach, przez co Twoja sytuacja malowała się jeszcze mniej różowo, zwłaszcza że ocalały, któremu wręczyłeś broń, nie wytrzymał psychicznie i począł bez sensu marnować kule, strzelając do Amaksjan, których i tak nie mógł teraz zabić.
-
Świetnie, po prostu wybornie! James uciekł w bok, by móc z lepszej perspektywy wstrzelić się w “otarczowanych” Amaksjan. Jego plan zakładał szybsze okrążenie ich niż Ci byli w stanie obrócić się z ciężkimi defensywami i wtedy, wstrzelenie się. Swoją drogą, jak stał poziom jego energii magicznej?
-
Niemalże tak słabo jak poziom amunicji do rewolwerów. Jednakże kluczenie nie miało sensu, ponieważ zauważyłeś, jak kilku Amaksjan kieruje się do wyjścia z kanionu, krzycząc coś w swojej mowie. Potem usłyszałeś huk wystrzału ze strzelby.
-
Bogowie, dzięki wam! James zawołał w duszy, bo jeszcze przed chwilą był pewien, że ostatnią rzeczą jaką zdoła uratować będzie jego honor. Walka jednak nie była jeszcze bliska końca, więc z załadowanymi w bęben kulami próbował wychwytywać bystrym spojrzeniem karciarza tych krótkich chwil, w których mógł strzelić wprost w kruche punkty nacierających.
-
//Tylko kilku Amaksjan skierowało się do wyjścia, jeśli pójdziesz tam teraz, to prędzej czy później jeden z tych, którzy zostali i wciąż szli w Waszym kierunku, przyrżnie Ci w łeb pałą i na tym skończy się ta przygoda.//
-
//Edytowane.//
-
Jeśli nie zmienisz pozycji, z pięciu skradających się i wykorzystujących zwłoki pobratymców jak tarcze, tubylców, ustrzelisz co najwyżej jednego, który właśnie wychylił swój głupi, niebieski łeb zza skały.
-
Pozycję zmienił, ale dopiero po tym jak strzelił w głowę nieuważnego tubylca. Przeskoczył w bok, chcąc niejako powodzić Amaksjan do siebie, po czym znów uskoczyć.
-
Padł martwy, tak jak mogłeś się się spodziewać, a pozostali Amaksjanie ruszyli w Twoim kierunku. Może poza jednym, osłaniającym się trupem, który wciąż szedł ku ludzkim jeńcom, a tamci byli bezbronni, gdy mężczyzna, któremu podarowałeś broń, wystrzelał wszystkie naboje w bezsensownej próbie zabicia wroga i odegnania od siebie niemalże nieuchronnej śmierci.
-
Będzie żałował ryzykowania własnym tylkiem dla jakichś nieznajomych mu ludzi, ale w końcu raz się żyje, nie? Jeżeli mógł strzelić, to strzelił w Amaksjanina idącego w stronę ludzi. Jeżeli strzał nie miał szans na trafienie, szybko przeskoczył na inną pozycję by go kropnąć.
-
Udało się, trafiłeś go w bok, a on mimo to przeżył i odwrócił się w Twoją stronę. Myślałeś, że zwyczajnie ruszy w tym kierunku, osłaniając się trupem, ale zamiast tego zrobił coś, czego się kompletnie nie spodziewałeś, ciskając w Ciebie owymi zwłokami. Kilkadziesiąt kilo tubylca przygniotło Cię do gruntu, a ranny Amaksjanin ruszył ku swojej bezbronnej ofierze z wielkim toporem w dłoni.
-
Cholera atramentowa, sytuacja nie prezentowała się najlepiej, a właściwie wyglądało to naprawdę kiepsko. Spróbował z całych sił zrzucić z siebie tubylca, a jeżeli to mu się nie udało, spróbował choćby wydostać dłoń z rewolwerem, by jakoś się wybronić.
-
Mogłeś co najwyżej obrócić rewolwer lufą do oponenta, ale to mała pociecha. Chociaż, gdyby teraz nacisnąć spust…? Może kula przebije się przez zwłoki i trafi też tego z toporem? Albo utknie gdzieś w kościach Amaksjanina… Cóż, warto spróbować, a nie tylko biernie czekać na dekapitację.