Gospodarstwo na Równinie
-
Gdy tylko Jannet zauważyła Rose, zeskoczyła z wozu. Nie miała siły na to, by kłócić się z nią o cokolwiek. Była zmęczona tym wszystkim i czuła, że teraz nawet jedno słowo mogło wystarczyć do tego, aby zaczęła ryczeć jak małe dziecko. Dlatego starając się nie okazywać czegokolwiek, przeszła obok blondynki i nawet na nią nie patrząc, wcisnęła w jej dłonie lejce koni.
– Masz, u-uwiąż je. – Powiedziała słyszalnie złamanym głosem, po czym szybko odeszła od niej, idąc do budynku. Nie chciała by rywalka widziała ją w tym stanie. -
Rose
Jannet kompletnie wybiła Rose z rytmu, bowiem blondynka nie spodziewała się, że jej towarzyszka mogła się zmęczyć aż tak podróżą, że ledwo była w stanie wypowiedzieć jedno proste zdanie. Odruchowo chciała okazać jej jakąś troskę, czy inne podobne zrozumienie, szybko jednak się powstrzymała. Jej pewność siebie, dosyć szybko zniknęła i wprawiła się w dosyć grobowy nastrój, widząc jednooką w takim stanie. Oczywiście, nie chciała by ktokolwiek widział, co się w jej głowie dzieje, jednak ta, niezbyt udanie potrafiła kryć akurat te emocje. Cóż, posłusznie wykonała polecenie Jannet, zdziwiona, jak ta szybko zmieniła jej nastrój. Po uwiązaniu koni, sprawdziła tylko, co znajduje się na wozie, ciekaw czy jednooka powróciła tu samotnie. W końcu poszła szukać, Patrici, ble. Mimo usilnych starań, Rose ciężko było czuć do niej coś bardziej pozytywnego, niż irytację. -
Max:
Jego twarz również wykrzywił grymas bólu, teraz nie byłaś pewna, kogo kontakt ze znakiem zabolał bardziej, ale tubylec nie odpowiedział, a jedynie odwrócił się od Ciebie i zwinął w kłębek.
Radio:
Trafiłaś tam bez problemu. W środku albo nikogo nie było, albo nikt nie dawał znaków życia.
Wiewiur;
Samotnie. Na wozie znajdowały się skromne już zapasy wody i suchego prowiantu, sugerujące długą podróż, płócienny worek pełen broni palnej, białej i amunicji oraz kilka przeciętych lin oraz szmatek. -
Da mu czas. Wróciła do kuchni, aby przygotować obiad dla reszty, tudzież już nakrywać.
-
Nie było nikogo; dobrze czy niedobrze? Jannet nie potrafiła odpowiedzieć. Chciałaby porozmawiać o tym z Liwiuszem, ale teraz, teraz jak ona się przed nim pokaże? Jako nieposkładana, bezużyteczna cholera, która nawet nie dała rady odbić Patricii? A może Liwiusz już dawno ją przejrzał i tylko z jakiejś głupiej litości tego nie mówi? Pewnie tak właśnie jest… Popadając w coraz gorszy nastrój, weszła do pokoju, który jeszcze do niedawna dzieliła z białowłosą, zamknęła za sobą drzwi i zaległa na swoim posłaniu, chcąc odespać dołujące ją uczucia i zmęczenie po podróży.
-
Rose
A więc to również była jedna z przyczyn podłego nastroju Jannet. Rose nie spodziewała się, że ktoś kto wybrałby sobie na ofiarę akurat Patricię, byłby tak trudny do schwytania. A może samo wytropienie go było proste, ale droga powrotna lub okoliczności już nieco mniej? No nic, Rose postara się obecnie nie drażnić Jannet swoim widokiem i ruszyła szukać reszty bandziorów. -
Max:
Posiłek był gotowy, a pierwszymi, którzy do niego zasiedli, były przybyłe niedawno zbiry z Krwawej Dłoni.
Radio:
Gdy tylko weszłaś do swojego pokoju zauważyłaś zmianę: Twoje rzeczy zostały wypakowane, a niekiedy wręcz wyrzucone, i położone w jednym z czterech kątów w pokoju, a na łóżkach Twoich i Patricii leżały bagaże i podróżne tobołki innych osób, na pewno niepochodzących stąd.
WIewiur:
Zastałaś ich w kuchni, gdzie Wasza służąca właśnie szykowała posiłek. -
Zaskoczenie zmianami w jej pokoju lekko zbiło ją z tropu. Czyżby podczas jej nieobecności Liwiusz i Rose okradli jakichś podróżnych? Trzymali tutaj zakładników? Tak szybko uznali ją za martwą? Dobrze byłoby się tego dowiedzieć. Zawróciła na pięcie i poszła poszukać Lilieth z nadzieją na wyjaśnienia.
-
Swoją służącą zastałaś w kuchni, gdzie nakładała posiłek dla dwóch nowych twarzy w gospodarstwie, które z pewnością zajęły Twoje dotychczasowe lokum. Jeden od razu Ci się nie spodobał, nie tylko dlatego, że wyglądał na dwumetrowego, tępego mięśniaka, ale przez jego twarz, pooraną bliznami, z krzywym, złamanym nosem, żółtymi zębami i oczami, z których definitywnie źle patrzyło. Uzbrojony był w dwa obrzyny, strzelbę i dwuręczną broń białą, która miała dość specyficzną głowicę na długim stylisku: Z jednej strony było to ostrze topora, a z drugiej typowa głowica młota bojowego. Musiał zdobyć tą broń na martwym tubylcu, pewnie Amaksjaninie, bo ludzie takich nie produkują. Drugi przypominał Ci bardziej trapera, człowieka puszcz i pogranicza, dzikich terenów północnego Oskad, krainy wielkich rzek, jezior i lasów, ponieważ ubrany był nawet w charakterystyczną futrzaną kurtkę i czapkę z bobra. Przez plecy miał przewieszony karabin, przy pasku dwa rewolwery i parę toporków, nóż myśliwski w cholewie buta i bandolier ukośnie przerzucony przez pierś, gdzie doliczyłaś się około ośmiu kolejnych noży, mniejszych, pewnie przeznaczonych do rzucania.
-
Rose
Dobra, czyli tu się podziali. Rose już miała szykować się do posiłku, ale widząc jak Jannet weszła do kuchni, szybko tego zaniechała, zamiast tego udając się na poszukiwania Liwiusza. Póki co woli Jannet unikać, a przecież trzeba mu zameldować o tym co się wydarzyło, od porwania karawany z listami, po powrót Jannet, na szczęście lub nie, bez Patrici. -
Podawała, prawda, ale nieco poddenerwowana - bądź co bądź na chwilę obecną jest o jednego mivvota za dużo na gospodarstwie.
Kiedy jednak weszła jannet, stanęła jak wryta, spoglądając z niedowierzaniem. Miała już coś powiedzieć, ale wtedy na chwilę zagościła tu również Rose, lecz szybko wybyła.
Stała tak przez chwilę, analizując to wszystko. Po chwili jednak niepewnie sięgnęła po kolejny talerz, chcąc położyć go na stole. Niepewnie, bowiem nie wiedziała czy nowi zaakceptują powrót Jannet i poniekąd pozwolą na to służącej. -
Jannet spojrzała na trapera, potem na jego kompana, a na końcu przeniosła żądający wyjaśnień wzrok na mivvotkę.
– Co to za jedni i co tu robią? – Zapytała, nawet nie kryjąc pretensjonalnego tonu. -
Wiewiur:
Gdziekolwiek był, jeszcze nie wrócił, wciąż trwoniąc czas na poszukiwania Jannet. Szkoda tylko, że nie wiedział, że ona już wróciła do gospodarstwa o własnych siłach.
Max, Radio:
- Moglibyśmy zapytać Cię o to samo. - mruknął ten szpetny, krzyżując szerokie ramiona na masywnej piersi.
- Jesteśmy ludźmi Krwawej Dłoni. Tak się składa, że gdy Cię nie było, a zakładamy, że bawiłaś się świetnie, bo wiemy o wystawionym na Ciebie liście gończym, to Twoi kompani postanowili do nas dołączyć, w zamian za część łupów z napadów otrzymując protekcję i naszą dwójkę do pomocy. - wyjaśnił drugi bandzior, nieco spokojniejszym, choć wciąż kpiącym tonem. -
Jannet na moment zamyśliła się, po czym ponownie spojrzała na Lilieth.
–To prawda? Mów od razu. – Zażądała. -
Stała licząc, że będzie z boku i nikt jej nie zauważy. Dlatego, kiedy tylko Jannet się odezwała, podskoczyła nieco. Kiwnęła nieśmiało głową. Tak, to była prawda.
-
– W takim razie gdzie jest Liwiusz? – Dopytała, podnosząc jedną brew.
-
- Pojechał do miasta - odpowiedziała cicho.
-
– Po co? –
-
- Po zakupy. Poza tym nie wiem…
-
Jannet kiwnęła niemrawo głową i obróciła się na pięcie, po czym wyszła na dwór, szukając Rose. Wrażenie, że Mivvotka ją okłamuje, było zbyt silne.