Dallas
-
— Zapuszczają się w kierunku farmy czy nie wiedzą o niej lub nie chcą?
-
- Kiedyś próbowali, zabolało ich to i teraz trzymają się z daleka. Może kiedyś wrócą, ale chyba wolą łatwiejsze cele. Albo zbierają siły na drugą próbę.
-
— No to na pięćdziesiąt procent zaatakują. Wracamy od razu na ranczo czy mamy jeszcze jakieś miejsce do obskoczenia?
-
- No nie oświeciłeś mnie tym, misiek, wszyscy wiemy, że to stanie się prędzej czy później… I nie, prosto na rancho, zgarnęliśmy swój towar. Jeśli wyjedziemy, to czymś mniejszym i po to, żeby pomóc innym, jeśli będzie potrzeba.
-
— To dobrze, że od razu na ranczo. — przytaknął i odetchnął z ulgą. Teraz to tylko bezpiecznie dojechać na ranczo i mieć nadzieję, że to koniec na dzisiaj.
//Chyba możesz przewijać.// -
Chyba rzeczywiście to koniec, o ile nagle nie postawią was na nogi jakąś akcją ratunkową dla innej grupy. Jednak coś takiego, póki co, nie miało miejsca, wyładowaliście skrzynie i mieliście fajrant.
- Chyba wjebaliśmy się tym razem w coś konkretnego, nie? - zagadnął cię cicho twój kompan po całej robocie, mając pewnie na myśli te całe Bestie. -
— Oni się wjebali na nas, nie my na nich. Zresztą, pewnie byśmy się w końcu na nich natknęli, gdybyśmy tutaj nie trafili, a tak przynajmniej mamy dookoła płot, broń i żarcie. Ale i tak coś czuję, że nie było to nasze ostatnie spotkanie z tymi pojebami.
-
- Właśnie o to mi chodzi… Jak wpadną… Jeśli wpadną na rancho, to będziemy im pomagać czy… no wiesz, skorzystamy z okazji?
-
— Jeżeli będzie naprawdę źle i będziemy musieli uciekać… zrobimy to. Ale gdy będzie naprawdę źle. Zaczyna mi się tu podobać i chociaż trochę życie tutaj przypomina to, które było wcześniej.
-
- Chciałbyś tu zostać, co? - zapytał, choć jego ton nie był w żadnym stopniu oskarżycielski. Ba, miałeś wrażenie, jakby w duchu liczył na to, że potwierdzisz, bo miał podobne zamiary.
-
— Nie ma teraz niczego lepszego, więc chciałbym tu zostać. Ty też chcesz tu zostać, bo gdzie indziej będziesz zagadywać laski, które cię nie zabiją przy pierwszej lepszej okazji?
-
- Taaaa… Nie tylko takie, które nie chcą mnie zabić, ale też takie, które jakoś wyglądają, myją się i ogółem wyglądają jak kobiety. Także cieszy mnie ta decyzja, bo nie wiem, czy nadstawiałbym tym razem za ciebie karku, gdyby miał wybór między tobą a nimi.
-
— Ale z ciebie chuj jest.
Spojrzał się na niebo, aby ocenić pozycję słońca i mniej więcej ustalić godzinę oraz za ile będzie zachód słońca. -
- A to tylko jedna z moich licznych zalet. - odparł, parskając śmiechem.
Do zachodu słońca zostało jeszcze kilka godzin, które możesz jeszcze jakoś spożytkować.
//Możemy przewijać do wieczora jeśli chcesz, bo wcześniej nic nie planuję. Tak w zasadzie to planuję coś dopiero na następny dzień, więc twój wybór, kiedy przewiniemy.// -
Skoro do zachodu pozostało jeszcze kilka godzin, to pochodził po ranczu, pomógł w jakiś drobnych robotach, zjadł coś i to chyba tyle na dzisiejszy dzień.
//Przwijanko na następny dzień.//
-
Po kolejnej schadzce nie miałeś już wiele do roboty i zasnąłeś, budząc się rano. Co ciekawe, tym razem dla odmiany nie zostałeś obudzony pianiem koguta, grą na trąbce czy chrapaniem kogoś z pryczy obok, ale okrzykami i wystrzałami z broni palnej. Jax śpiący na pryczy nad tobą zerwał się momentalnie, zawadzając głową w sufit.
- Kurwa. - mruknął, zeskakując na podłogę i pocierając sobie głowę w bolącym miejscu. Później szybko zaczął się ubierać, podobnie jak wszyscy inni śpiący w baraku ludzie. -
Kurwa, niech go chuj strzeli, jeżeli to te same pojeby co wczoraj. Zerwał się i też zaczął jak najszybciej się ubierać. Upewnił się, że ma przy sobie broń, ale zanim w ogóle wybiegł z baraku, to zobaczył jak to wszystko wygląda na zewnątrz. Czy może teraz wybiec i zająć się tym, co do niego należy, czy jest na tyle bezpiecznie, że musi się teraz powstrzymać przed wybiegnięciem z baraku?
-
Ciężko powiedzieć, bo nie widziałeś, skąd dobiegały strzały, kto w ogóle wrzeszczał, a kto strzelał. Niemniej pod barakiem nie czai się żaden bandzior z gnatem, więc możesz go opuścić, gdy tylko nabierzesz na to ochoty.
-
Czyli raczej nie powinien oberwać ołowiem w brzuch, gdy wyjdzie z baraku. Raz kozie śmierć. Wybiegł z baraku, ale właściwie to nie wie, gdzie ma pobiec najpierw. Chyba najlepiej będzie pobiec w kierunku, z którego dochodzą strzały.
-
Problem jest taki, że zdawały się dochodzić zewsząd, jakby obrońcy i atakujący razili się ołowiem, bo ci drudzy otoczyli rancho i przypuścili szturm, gdzie tylko się dało.