Nowe Gilgasz
-
Zamyślił się na dobrą chwilę, pomagając sobie w liczeniu palcami i mrucząc coś pod nosem.
- No… Będzie tak z cztery dni. Może pięć. Nie jestem pewien. Ale nawet jakby to i było wczoraj, to bez różnicy, bo władze miasta zakazały badania tej sprawy. -
-Ale właśnie dowiedziałam się czegoś ważnego. Chyba coś mi się należy za to, że dowiedziałam się, co stało się z tą wioską, co nie?
-
- Też mi coś, ja też mogę pojechać na miejsce i uznać, że się czegoś dowiedziałem. Po okolicy kręcili się niedawno handlarze niewolników, Gnolle, w pobliżu znaleziono ich ślady, wszystko trzyma się kupy, bo zniknęli tylko mieszkańcy, a nie dobytek i nie spłonęła żadna chata, żeby nie alarmować dymem i płomienia kogoś w mieście. Po kiego drążyć temat?
-
-Wcale tak nie było. - Mruknęła. - Niedaleko tej wioski, w jaskini przesiaduje mutagenista i tworzy tam jakieś stwory z Murloków.
-
Pokiwał głową.
- I może jeszcze lata na dwugłowym Smoku? - zadrwił. -
-Po prostu mi uwierzcie! Prawie straciłam godność przez tego mutagenistę i teraz chce się zemścić…
-
- No, byłoby co tracić. - mruknął jeden z nich pod nosem cicho, ale nie dość cicho, bo i tak go usłyszałaś, choć pozostali nieomal zagłuszyli to parsknięciem.
- Słuchaj no, piękna. Jesteśmy na służbie. Nie płacą nam za słuchanie jakichś bajeczek. Jeśli będziemy mieli dowody na tę historię, to się tym zajmiemy. A póki co idź wciskać to komuś innemu, kto może by uwierzył. -
-Jak miałabym to udowodnić? Mam przy sobie tylko sztylety, które zabrałam Murlokom. - Pokazała strażnikom jeden ze sztyletów.
-
Ponownie wzruszył ramionami, a ty w tym geście rozpoznałaś jeszcze więcej zniecierpliwienia i irytacji niż wcześniej.
- Można kupić takie na pierwszym z brzegu straganie, ukraść komuś albo zabrać trupowi. Żaden dowód jak dla mnie. -
Xavier Waasi
Sam opuścił łuk, lecz nie wypuścił go z rąk. W milczeniu obserwował miejsce, w którym zginął Vigo. Ile to już czasu minęło? Chociaż cała akcja mogła potrwać co najwyżej kilka godzin, to jednak dlas Waasiego przedłużało się to do całych lat. Lecz, czy mógł już świętować? Tego nie wiedział, gdyż satysfakcja nawet nie pojawiła się w jego obliczu. Czuł jedynie zmęczenie, lecz wiedział, że trzeba jeszcze sporo zrobić, wypowiedzieć mnóstwo słów i oddać wiele złotych monet, zanim na dobre przejmie kontrolę. Nawet spodziewana zdrada ze strony sojuszników utkwiła w jego umyśle, na dobre zakazując rozwinąć się radości ze zwycięstwa. Powoli odwrócił się w kierunku swoich, by zobaczyć, kto jeszcze z jego towarzyszy pozostał przy nim, a kto już na dobre odszedł z tego świata do świata zmarłych. -
//Cytuj mój ostatni post, gdy odpowiadasz, a w międzyczasie pojawiło się kilkanaście innych, ułatwi mi to trochę życie.
I nie dziwię się, że Xavier ma wrażenie, że to kilka lat :V//
Niektórych zostawiłeś po drodze. Nie w tym znaczeniu, że umarli, ale po prostu stanęli do walki z poprzednimi wrogami, abyście wy mogli iść dalej. Ale w końcu wszyscy zebrali się tutaj, pokonując trudności. Byli wszyscy, których znasz nieco lepiej, czyli Rivert, orczy Mag i drowski zabójca. Był też Bell, czy jak on się tam nazywał, który przywiódł na pomoc oddział Łaków z okolic Gilgasz. Wcześniej pomógł im i pewnemu Magowi, ich władcy, wygnać stamtąd Czarne Słońce, które na stałe przeniosło się tutaj. Bez nich mógłbyś nie odnieść tego zwycięstwa, ale uświadomiło ci to też, że związałeś się z wrogami organizacji, której chcesz przewodzić. Łaków ostała się jednak tylko połowa, w większości byli ranni. Z najemników też nie zostało wiele, ale i ich było mniej, niż Łaków. Wszyscy wpatrywali się w ciebie, każdy bez wyjątku, czekając na to, co powiesz. Było w końcu wiele do zrobienia, złoto do wypłacenia, obietnice do złożenia, rozprawa z poplecznikami starej władzy… O ile rzeczywiście zdecydujesz się ją przejąć.
//Nie pamiętam, czy wybrał się tu też ten cały Fulko, którego poznałeś w rezydencji von Orrenów, ani ten jebitny Szkielet. Jeśli tak, to obaj przeżyli.// -
-To jaki chcecie dowód? - Zapytała zdenerwowana.
-
- Coś bardziej wiarygodnego. Może niekoniecznie Murloka, bo takich tu pewnie pełno, ale skoro uciekłaś Mutageniście, to może jakieś jego dzieło? Całe lub chociaż głowa? Albo inny świadek, który potwierdzi to, co mówisz?
-
-Nie wiem, czy cała wasza zbieranina byłaby w stanie pokonać chociaż jednego jego stwora, a on sam się na pewno nie wynurza z kryjówki, ale postaram się o jakiś dowód. - Powiedziała na odchodne i wróciła w okolice kryjówki mutagenisty, żeby poszukać swojego tygrysa.
-
Nie mieli zamiaru cię zatrzymywać, a i tymi uwagami zbytnio się nie przejęli. Powrót w to miejsce był nierozsądny, ale nie miałaś zbytnio wyboru. Szczęście, które pozwoliło ci uciec, jeszcze cię nie opuściło, bo nie wpadłaś na żadnego Murloka. Nie żeby ich nie było, widziałaś ich w oddali w pobliżu rzeki. Niby widok niewinny, pełno ich wszędzie tam, gdzie wody, ale ty dobrze wiedziałaś, że były to pachołki tego Mutagenisty, który wysłał ja na poszukiwania. Pocieszające jest to, że nie pójdą dalej i jedyną osobą, która może spróbować cię schwytać, jest Haldir.
-
Poszukała więc swojego tygrysa.
-
Odnalazłaś go, a właściwie to on ciebie, nie posiadając się ze szczęścia. Gdy skończył ocierać się o twoje nogi i cicho mruczeć, zaprowadził cię w jakieś zarośla, gdzie zauważyłaś ułożone na małym stosie zwłoki Murloków, sześciu sztuk. Obok leżał inny, z paskudną raną na głowie, ale wciąż musiał żyć, bo widziałaś jak oddychał, jego klatka piersiowa unosiła się nieregularnie, ale lepsze to, niż nic. Choć nie masz pewności czy zdołasz wyciągnąć coś z tak prymitywnego stworzenia.
-
Dźgnęła Murloka, żeby go dobić, po czym wskoczyła na tygrysa i odjechała do miasta. Zrezygnowała z zemsty, bo nie chciała znów wpaść w ręce mutagenisty.
-
Zostawiwszy za sobą kolejne truchło, bez problemu wróciłaś do miasta.
-
@Kubeł1001 napisał w Nowe Gilgasz:
//Cytuj mój ostatni post, gdy odpowiadasz, a w międzyczasie pojawiło się kilkanaście innych, ułatwi mi to trochę życie.
I nie dziwię się, że Xavier ma wrażenie, że to kilka lat :V//
Niektórych zostawiłeś po drodze. Nie w tym znaczeniu, że umarli, ale po prostu stanęli do walki z poprzednimi wrogami, abyście wy mogli iść dalej. Ale w końcu wszyscy zebrali się tutaj, pokonując trudności. Byli wszyscy, których znasz nieco lepiej, czyli Rivert, orczy Mag i drowski zabójca. Był też Bell, czy jak on się tam nazywał, który przywiódł na pomoc oddział Łaków z okolic Gilgasz. Wcześniej pomógł im i pewnemu Magowi, ich władcy, wygnać stamtąd Czarne Słońce, które na stałe przeniosło się tutaj. Bez nich mógłbyś nie odnieść tego zwycięstwa, ale uświadomiło ci to też, że związałeś się z wrogami organizacji, której chcesz przewodzić. Łaków ostała się jednak tylko połowa, w większości byli ranni. Z najemników też nie zostało wiele, ale i ich było mniej, niż Łaków. Wszyscy wpatrywali się w ciebie, każdy bez wyjątku, czekając na to, co powiesz. Było w końcu wiele do zrobienia, złoto do wypłacenia, obietnice do złożenia, rozprawa z poplecznikami starej władzy… O ile rzeczywiście zdecydujesz się ją przejąć.
//Nie pamiętam, czy wybrał się tu też ten cały Fulko, którego poznałeś w rezydencji von Orrenów, ani ten jebitny Szkielet. Jeśli tak, to obaj przeżyli.//Xavier Waasi
Odchrząknął, po czym zbliżył się do Riverta. Jego spośród nich wszystkich znał najlepiej, jak i też miał najlepszy z nim kontakt.
- Więc, to koniec historii poprzedniej władzy - zagadał. - Będzie trzeba po nim posprzątać. Jak i też naprostować stosunki z Czarnym Słońcem. I chyba mam pomysł, jak to zrobić.