Miasto Kasuss
-
Abby:
- Nie. - powiedział po krótkiej chwili. - Nic a nic.
Taczka:
I tak też się stało.
//Zacznę Ci w Kryjówce Łaków, ale dopiero w dzień.//
It:
Dość ciekawa menażeria i klientela. Wodząc wzrokiem po twarzach zabijaków, najemników, płatnych morderców, rozmaitych przestępców i wielu innych podejrzanych typków wielu ras, zauważyłeś też jedną z kelnerek, Elfkę, która przypatrywała się Waszemu stolikowi w przerwie między roznoszeniem napoi i posiłków. Nie byłeś pewien, na kogo dokładnie patrzy, ale skoro odwróciła wzrok, gdy spojrzałeś w jej stronę, to najpewniej na Ciebie. -
Pociągnęła jego głowę w tył, po czym pochyliła się nad nim i pocałowała go w usta. Niby śmiały ruch, ale wciąż trochę niepewny. Jej włosy rozlały się i zapewne zasłoniły mu całkiem widoczność.
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Może wypadało udawać że nie zauważył, ale właśnie dlatego zlustrował ją wzrokiem i zaczęł aż odwróci się by sprawdzić czy zauważył, licząc że wówczas ich spojrzenia się spotkają. Uśmiechnąwszy się, powrócił świadomością do stolika.
-
Abby:
Nie odepchnął Cię, a to już dobry znak. To, że oddał pocałunek jeszcze lepszy.
- Jesteś tego pewna? - zapytał, gdy Wasze usta na chwilę oderwały się od siebie.
It:
I tak też się stało, Ty zaś miałeś co lustrować, bo była bardzo urodziwą Elfką, choć to nic dziwnego, nie ma ponoć na świecie takiej, która uznana zostałaby za brzydką. Jednak była tylko kelnerką i bez zamówienia, czyli odpowiedniego pretekstu, nie może ot tak podejść do Ciebie, aby pogawędzić. -
— Ależ oczywiście~ Tyle mnie uczyłeś, jak być pewną tego co się robi~
Serce zabiło jej mocniej, jednak starała się nie pokazywać po sobie zdenerwowania. A może podekscytowania? Rozumienie emocji wcale nie jest takie proste. -
Wszystko potoczyło się odtąd tak, jak tego chciałaś, a i dzieci nie miały zamiaru przeszkodzić Wam w najmniej odpowiedniej chwili. Powoli zmierzchało, więc nie widziałaś sensu, aby iść do siebie. Obudziłaś się rano, krótko po wschodzie słońca.
-
Sylvia przeciągnęła się lekko i rozejrzała, czy jest sama. Po Dethanie nigdy nic nie wiadomo.
-
Najwidoczniej zdołał opuścić łóżko wcześniej i zrobić to tak, abyś nawet nie poczuła, bo nigdzie go nie widziałaś.
-
Westchnęła i przeciągnęła się jeszcze raz. W sumie nie wiedziała, czego się spodziewała. Bo chyba nie porannych czułości czy innego gówna. Wstała, ogarnęła się i ruszyła na obchód.
-
Dethan musiał wstać dużo wcześniej niż Ty, bo zauważyłaś, że wszystko było dopilnowane, dzieci miały zajęcie, przygotował nawet obiad, choć wybitnym kucharzem nigdy nie był. Ale po nim w domu ani śladu.
-
Przysiadła na krześle, zmartwiona. Z jednej strony mogła to być jakaś niesamowita wdzięczność, ale nie wydawało się jej to zbyt realne. I gdzie tu go szukać? Miała nadzieję, że wróci bezpiecznie do domu. Poza tym próbowała wymyśleć, co ma że sobą zrobić skoro ktoś odebrał jej zajęcie. I to kompletnie.
-
Zapewne był gdzieś na mieście, zajęty swoimi sprawami, które pozwoliłby zdobyć mu fundusze na przeniesienie Waszego przybytku jak najdalej od miasta bezprawia. Teoretycznie też mogłaś się tym zająć, wykonując jakieś szybkie i nieskomplikowane zlecenie lub też zostać w domu.
-
Skoro I tak nie miała nic do roboty, postanowiła poszukać sobie jakiegoś zlecenia. Przygotowała się do wyjścia i wyszła.
-
//W sensie, że poszukasz czegoś na tablicy ogłoszeń gdzieś w mieście czy że wybrałaś pierwsze z brzegu zlecenie z tych, które przeglądałaś poprzedniego dnia z Dethanem?//
-
//nooo, myślałam że tamtych już nie ma więc poszłam po nowe//
-
//Nie no, żaden problem, a to i tak większej różnicy nie robi.//
Tablic ogłoszeń było w mieście wiele, bo i wiele osób coś zlecało lub przyjmowało zlecenia, więc szybko odnalazłaś pierwszą z nich. Było tam sporo różnych zleceń, opiewających na zabicie kogoś lub dostarczenie go żywcem, wymuszenie haraczu, zastraszenie i tym podobne. -
Cóż, do strasznych nie należała, więc to ostatnie odpuściła. Przede wszystkim skupiła się na tych od ukatrupiania, z grubsza mówiąc uznała je za najprostsze.
-
Nie do końca, bo z reguły nikt, za kogo głowę wyznaczono nagrodę publicznie, nie był na tyle głupi, aby siedzieć na widoku, więc albo opuścił miasto, albo zaszył się gdzieś z nadzieją, że przeczeka. No i jeśli już się takiego znajdzie, to trzeba będzie go zabić, a pewnie nikt nie będzie czekać z założonymi rękami, oczekując na cios. Tak czy siak, zleceń na zabójstwo było rzeczywiście najwięcej, od jakichś drobnych rzezimieszków i takich, którzy zaciągnęli kredyty nie u tych, co trzeba, a potem ich nie spłacili, na porucznikach i szefach jakichś gangów i innych band skończywszy.