Miasto Kasuss
-
// medycznie rzecz ujmując nie można //
-
-J-ja się boję umrzeć, a wy tak po prostu uznajecie, że musicie umierać?
-
Abby:
Z tego co pamiętasz, nazywało się to giterna czy jakoś tak. Prosty instrument, Dethan zachęcony tym kupił go kiedyś po taniości i próbował nauczyć się grać w wolnym czasie, ale ostatnio zbrakło mu i czasu, i umiejętności, więc instrument kurzył się na dobre, aż nie wygrzebał go stamtąd ten dzieciak, który miał widoczny dryg do muzyki.
It:
Krzesło stało na swoim miejscu, moc magiczna była zaś niemalże odnowiona. Tobie nikt nie kazał też wyjść na ulicę, miło spędzić czas można też w karczmie, której życie toczy się zaledwie piętro niżej.
Taczka:
Wzruszyli ramionami, było to dla nich widocznie oczywiste i nie byli w stanie Ci tego wytłumaczyć. Tymczasem tamci, którzy ruszyli na zwiady, wrócili i od razu dali Wam znać, że coś znaleźli, i ponownie odeszli. Wypada iść za nimi. -
Wobec tego słuchała w ciszy. Skoro jest co słuchać, to po co przestawać. Raczej mało prawdopodobne, żeby potrafił kogoś zahipnotyzować czymś takim, więc niech sobie gra.
-
Poszła więc za nimi.
-
Ymm… To nie był głupi pomysł.
Pozbierał z łóżka siebie i pozostałość swych nieruchomości z którymi padł na posłanie wieczorem.
Torba i laska raczej się nie przydadzą, zostawił więc je i udał się do Karczmy. -
Abby:
No i grał jeszcze kilka dobrych minut, kiedy skończył utwór lub zbrakło mu weny do tworzenia własnego, na co dzieci od razu zareagowały brawami i prośbami o więcej.
Taczka:
Idąc po śladach, które, jak się domyślałaś, należały do Verofa, znaleźliście niewielką polanę, a na niej dwa trupy: Gnolla i Goblina.
- Wychodzi na to, że ktoś szukał Ciebie, a znaleźli jego. - mruknął Łak. - Ale albo zdołał ich zabić, albo pomógł mu ktoś, do kogo należą inne ślady.
It:
Na dole niewiele się zmieniło, gości było tylko o kilku mniej, a może nawet tyle samo, również pracownicy kręcili się jak do tej pory, zajęci swoimi zadaniami. Eerci i Magnus siedzieli przy jednym ze stolików, obaj plecami do ściany. -
-On nie poradziłby sobie z tymi dwoma… Na pewno ktoś mu pomógł albo sam go złapał i gdzieś zabrał. - Sprawdziła, czy ślady Verofa albo tej drugiej osoby dokądś prowadzą.
-
Też zaklaskala, po czym podeszła bliżej.
— Lepiej się czujesz? -
Taczka:
Tak, ale Łaki również się tym zajęły, właściwie czekali tylko na Twoje zdanie, nie wiedzieli w końcu, do czego chłopak był zdolny, dlatego ruszyli po śladach, które wkrótce zaprowadziły Was tam, gdzie byś się tego nie spodziewała: Z powrotem do Kasuss.
Abby:
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jak widać. Czemu pytasz? -
— Jeju, bo się martwię. Czy to tak trudno zrozumieć?
Położyła ręce na biodrach i rozejrzała się po dzieciakach, czy któreś czegoś nie potrzebuje. -
- Wychowałem się na ulicy, będąc niewolnikiem, popychadłem i błaznem. - odparł, przepraszającym tonem. - Ciężko przyzwyczaić mi się do tego, że ktoś się o mnie troszczy.
O dziwo nie tym razem, dzieci po nieplanowanym koncercie zdawały się uspokojone, i powoli rozchodziły się do swoich zajęć czy zabaw. -
— Wiem, że na pewno życie cię nie rozpieszczało. Może to co robię to nie jest zbyt wiele, ale chcę się troszczyć o innych na tyle, na ile jestem w stanie.
-
-Nie lubię tego miasta… - Mruknęła. - Nie rozumiem, dlaczego Verof chciałby tam wrócić.
-
Abby:
- Jestem Ci za to naprawdę wdzięczny, ale nie mogę tu zostać… To nie jest dla mnie. Mam swój cel, który muszę spróbować osiągnąć.
Taczka:
- Tylko Ty je znasz. - odparł na to jeden z Łaków. - Powinnaś wiedzieć. Lub chociaż robić nam za przewodnika, choć to niebezpieczne, jeśli ten Goblin Cię szuka. -
— Przecie pamiętam. Sam to mówiłeś zanim dotarliśmy tutaj, że zostajesz tylko na noc.
-
- Nie mogę już za bardzo na Ciebie liczyć, prawda?
-
-Skoro chcemy go znaleźć, to powinniśmy się rozejrzeć po tym mieście, ale bez żadnego przebrania, ktoś od tego Goblina na pewno mnie zobaczy…
-
— Mogę cię odprowadzić, ale sam widzisz, że nie jestem do tego stworzona. Do poszukiwania i w ogóle.
-
Taczka:
Łaki spojrzały po sobie, ale jeden w końcu skinął głową.
- Zaczekaj i ukryj się w pobliżu razem z resztą, my to załatwimy. - powiedział i skinął na jednego ze swoich kompanów, a następnie obaj ruszyli w kierunku miejskiej bramy, zostawiając Cię pod eskortą pozostałych Łaków.
Abby:
- Odprowadzić? Gdzie? Do wyjścia z sierocińca czy pod bramę?