Hrabstwo Nagren
-
//KKK.//
- Aaa! - powiedział krótko, a jego oblicze nagle rozjaśniło zrozumienie, co u Orków zdarza się rzadko.
- E tam, ja to bym kurwa taki pewny nie był, chopy. - mruknął Vrabok. - Już żem kiedyś brał taką inną dla okupu i jakby Zgładziciel mi maczugi nie prowadził to ja nie wim, czy ja bym z tego żywy wyszedł. -
– Weź myśl pozyty… pozytywistycz-nie. – wypowiedzenia tego słowa sprawiło mu trudność, ale jest pewien, że ci obaj nie wiedzą, co ono znaczy. – No kurwa, będzie dobrze z nią. A jak nie, to spierdolimy z nią i wyruchamy ją!
-
- Kurwa, dupa, gówno, chuj. - mruknął poirytowany Ork. - Ja wim, co mówiem. Miałem już podobno historię, jak się żem kiedyś zaciągnął do Wiele Strzał, takiego jebitnego Ogra, co ma własną bandę, tera to już tam same Ogry i Orkologi, kiedyś to i Orków brał. No, ale poszlim, połupilim trochę Cesarzyków na granicy i już mielim spierdalać, a tu nagle sama nam do obozu taka dupa wpadła, a za nią kilku ludzi. Tamci ją gonili czy ki chuj, ale się pewnie osrali, jak nas zobaczyli, hehe. No i łupnia dostali, wszystkich zabilim. A ona do nas, że jak my ją puścim, to dam duuuużo złota. No ale my tacy głupim nie bylim i też za nią okup wzięlim. Już następnego dnia dostalim jebitną skrzynię ze monetami, złotem i innymi błyskotkami. No i nawet nie zdążylim tego wszystkiego przejrzyć, a tu jak z lasu nie dupnęli do nas kusznicy i łucznicy! A potem jeszcze się od chuja tych ludzików wysypało… No wygralim, ale nam dużo ubili, i jak na moje, to bez Ogrów byśmy tego nie wygrali. A tera nie ma Ogrów. A byndzie tak samo, zobczyta!
-
– Bo daliście się zrobić w chuja, a z nią tak nie będzie. A teraz najlepiej zamknijmy mordy, bo ona tu jest. – powiedział, a właściwie to im rozkazał. Jeszcze się za dużo dowie ta dziewka i taki chuj z będzie. Aby się nie nudzić, wziął się za czyszczenie i ostrzenie swojej broni. W końcu o broń trzeba dbać, nie?
-
Nie było takich obaw, wciąż była nieprzytomna. Ty zaś w spokoju wyczyściłeś cały swój oręż, gdy na zewnątrz usłyszałeś konkretny raban, coś się musiało dziać. Albo po prostu Orkowie znów leją się między sobą czy męczą wieśniaków, to też możliwe.
-
– Zostać mnie tu, a ja zobaczę, co te debile tam robią. – rozkazał i dźwignął się ze swoją bronią, a następnie wyszedł na zewnątrz.
-
Klną, biegają i drą mordy, jak to prawdziwi Orkowie. Ale że biegną w kierunku bramy, to już musi coś oznaczać.
-
– No na elfickiego chujka! Nawet chwili spokoju! – wydarł japę i pobiegł w kierunku bramy.
-
Agrag komenderował tam wszystkimi Orkami, tych z łukami czy oszczepami posyłając na górę, a resztę zbierał w kilka grup, aby nie rzucić do obrony wszystkich na raz, ale mieć jeszcze jakieś świeże siły w zanadrzu. Przed bramą, gdyby ta została wyważona, ustawił z kolei wszystkich pozostawionych przy życiu mieszkańców wioski, mających służyć Wam za żywą tarczę. Wychodzi na to, że pesymistyczne przewidywania Orka się spełniły i rzeczywiście do rozwiązania Waszego problemu postanowiono użyć siły.
-
Czyli będzie napierdalanka.
– Kto przylazł? – zaczepił Agraga, kiedy on wydawał rozkazy. – Rycerzyki czy jakieś fiuty-obdartusy? -
Ork parsknął śmiechem.
- A różno, kilku rycerzyków na konikach, od chuja chłopskiej milicji i jeszcze jakieś różne najemniory. Jak chcesz, to idź no na górę i sam zobacz. -
– Mierne fiutki.
Wszedł na górę i samemu zobaczył, co za parobasy przyszły. Spróbował też na oko ocenić ilu ich jest. -
Nie byłeś najlepszym rachmistrzem pośród Orków, ale wiedziałeś, że przeważali Was liczebnie. I, tak jak mówił Agrag, zauważyłeś kilku ciężkozbrojnych rycerzy w pełnych zbrojach, na koniach, stojących na niewielkim wzgórzu. Poza nim była też wspomniana już chłopska milicja, tych było na oko ponad stu, a choć miernie wyposażeni i uzbrojeni, to mogli Was zwyczajnie zalać samą liczbą i wymęczyć walką. Byli też prawdziwi żołnierze, o połowę mniej liczni od milicji, ale ci mieli już skórznie, lekkie hełmy, czasem kolczugi i elementy pancerzy płytowych, a ich wyposażenie było dość jednolite, w postaci tarczy, długiej włóczni, sztyletu i jednoręcznej broni, najczęściej toporka lub miecza. Uzupełniali to najemnicy, różnych ras, różnie wyposażeni. Nie byli liczni, więc musieli być dobrzy, skoro przyprowadzono ich tu mniej niż dwudziestu. Tak czy siak, nie wyglądało to dobrze, zwłaszcza że to chyba nie były wszystkie siły, bo zauważyłeś jakieś poruszenie na skraju pobliskiego lasu, gdzie mogli kryć się kolejni wrogowie.
-
Niech mnie sam Zgładziciel wypierdoli w dupę. Dużo ich.
– Czego tu? – wydarł japę, aby tamci usłyszeli. -
Nie usłyszeli, wciąż byli za daleko, a nawet gdyby, to miałeś wrażenie, że najpierw będziecie musieli zabić przynajmniej połowę w czasie krwawych szturmów na wioskę, żeby byli skłonni z Wami pertraktować.
-
No i chuj z darcia mordy. A szkoda, bo by chętnie porozmawiał i podrwił z człowieczków. Zszedł na dół i wrócił do Agraga.
– Jakiś planik, gdy się tu wpierdolą? -
- Najpierw zrobim żywom tarczem z tych tu wieśniorów, a potem będziem ich bić i napierdalać, póki nie padną. Innych opcji ni ma, ich jest wiencej. Ale dobrze, że nie majo żadnej katapulty czy innej machiny, wtedy to dopiero by było…
-
– Tylko mi tu nie pierdol o jakiś katapultach, bo zara się okaże, że jakąś mają i taki fiutek z nas będzie.
-
- Tanio skóry nie sprzedam… No, ale te ludziki, co nas wynajęły, to by już mogły wrócić…
-
– Ano, mogłyby, bo im więcej chłopa po naszej stronie, tym łatwiej będzie się napierdalać.