Hrabstwo Nagren
-
No niech to chuj, nawet nie ma wolnego dnia od napierdalanki. Gdyby nie róg, to wstałby sobie później, zjadł coś, zgwałcił jakąś chłopkę, pogadał z innymi Orkami i powspominał pierwsze wyprawy. Jak mus to mus, wyjdzie na pizdę, jak przesiedzi bitewke na dupie. Wstał, założył hełm i wylazł na zewnątrz, a potem polazł na mur, z którego będzie mieć lepszy wgląd na sytuację.
-
Ponownie przed wioską zebrała się cała ta hałastra, oddziały chłopskiej milicji, najemników i rycerzy. I coś jeszcze, co powoli wyciągali z leśnej przesieki. Spodziewałeś się kolejnego tarana czy może drabin, ale okazało się, że tamci w tak krótkim czasie zmontowali coś o wiele groźniejszego lub mieli to pod ręką od początku, ale zdecydowali się to wykorzystać dopiero teraz: niewielką, ale jednak, katapultę, do której zaczęli ładować kamienie. Pierwszy strzał był niecelny i spadł daleko za palisadą, trafiając w jedną z pustych już, chłopskich chat. Ale kolejne mogą być już o wiele celniejsze, a wtedy nie będzie już tak wesoło, jak było do tej pory.
-
O w pizdę Warga, nieciekawie wygląda ta katalapulutua. Któryś strzał i mur pierdolnie, a wtedy będzie przesrane jak chuj. Albo trza rozpierdolić tę katapultę, albo czekać jak ona ich rozpierdoli. Zlazł na dół, bo jeszcze w głazem w łeb dostanie i gówno z niego zostanie. Trza zabezpieczyć bramę i rozpierdolić tę katalapulutuę, bo cosik gówno wyjdzie. Czekał na rozkazy Agraga i w międzyczasie zabezpieczał bramę i inne takie.
-
Pozostali Orkowie, widzący w tobie nie tylko sprawnego wojownika, ale i Maga, który jest w stanie użyć tej “sztuki słabeuszy” do walki, więc posłuchali, choć nie dali zrobić wiele więcej, niż zabić dechami bramę i ustawić pod nią beczki, taczki, stosy narzędzi i tym podobne. Gdy nadzorowałeś te prace, kolejny kamień z katapulty uderzył, tym razem trafiając w palisadę, która wyraźnie zachwiała się, ale wciąż się trzyma. Choć może jeszcze jeden taki strzał i w waszej obronie będzie pierwszy wyłom.
- No i chuj. - skomentował Agrag, który dopiero co pojawił się przy bramie. - Przejebalim. -
— Nie przejebim, kurwa. Ludziki nie powinny napierdalać kamieniami w swoich, więc trzeba będzie zacząć walczyć z tymi zjebami, jak rozpierdolą ten płotek. Część naszych powinna jak najszybciej w tym czasie przebić się do katapulty i ją rozpierdolić, jeżeli ta dalej będzie napierdalać. Ja tak to widzę, ale ty decyduj.
-
- Gupie nie som, obstawiom głazomiota. Trza siem będzie trochu pobić, a potem spierdalańsko, ni ma co walczyć, jak nie ma szans na wygranie.
-
— To co? Większość się bije, a reszta szykuje się do spierdalańska? Tą rudą bierzem, zostawiamy żywą czy zajebiem ją?
-
- A we, zawsze co może siem przydać. Jakby nic nie była warta, to i już dawno głazomiota by wzieli na nas, a tak to siem pierdzielili ze szturmami.
Gdy rozmawialiście, kolejny głaz wystrzelony z katapulty dosięgnął celu, tym razem bramy, choć ta wciąż trzyma się solidnie, ale na jak długo.
- Ido! - krzyknął nagle jeden z Orków na murach. -
— Ścisnąć poślady, oręż i tarcze w dłonie i szykować swoje dupy! — wydarł japę na całą wiochę i jak najszybciej pobiegł tam, gdzie kryta jest ta ruda baba i powiedział swoim druhom, że jeżeli coś pierdolnie i jebnie, to mają z nią spierdalać. Teraz pora stanąć na czele Orków i przygotować się na obronę.
-
Nieformalnym wodzem był tu Agrag, opinia, doświadczenie i gabaryty były najlepszym wyznacznikiem hierarchii pośród Zielonoskórych, ale i ty niezgorzej machałeś bronią, wydawałeś rozkazy i władałeś Magią tak, jak szanowali to Orkowie, siejąc rozpierdol, więc byłeś dla nich numerem dwa. Dlatego chętnie słuchali rozkazów, ale w gruncie rzeczy nie było ich co namawiać, do walki zawsze byli chętni. Gdy wróciłeś pod bramę, ta już trwała. Zauważyłeś kilka głazów, spod których wystawały zielone ręce, nogi i rozlewała się orcza krew, kilka pocisków trafiło też w palisadę, tworząc w niej wyłom, a co najgorsze jeden trafił też bramę. Przestali strzelać, bo pod bramę podciągnięto już taran, który miał ułatwione zadanie, choć po drugiej stronie wsparty był belkami, beczkami, workami i wszystkim innym, a do walki szykowało się kilkunastu Orków. Reszta walczyła na murach, kilku rzucało oszczepami, niektórzy strzelali z łuków czy zdobycznych kusz krasnoludzkich najemników, ale większość zwarła się w boju z przeważającymi siłami wrogów, tak chłopskich poborowych, jak i zawodowych żołnierzy lokalnego władyki i najemników. Póki co wygrywają, ale nie wiesz, ilu przeciwników może się jeszcze pojawić, a poza tym zniszczenie bramy jeszcze bardziej zmniejszy wasze szanse, i jeśli tamci się nią wedrą do środka, to odetną Agraga Wybebeszacza i resztę jego wojaków na palisadzie.
-
Czyli brameczka najważniejsza i trzeba ją pilnować jak oka w głowie, jak własnej dupy, jak dziewki w łożu. Trzeba rozpierdolić tego tarana i najlepiej zrobić to z góry, z palisady. Pierdolnie pierunami, ale będzie go to kosztować siły i pewnie zwróci na siebie uwagę, ale chuj tam. Wszedł na górę i obrał takie miejsce, które pozwoliłoby mu trzaskać błyskawicami w tarana.
-
Nawet żeby rzucić prosty czar musiałbyś się przez chwilę skupić i wymówić odpowiednie zaklęcie, co jednak trochę zajmowało. Zwłaszcza to skupianie się przychodziło ci trudno, ale cóż, jesteś Orkiem, orczy Magowie zawsze mieli pod górkę, pewnie dlatego było ich tak niewielu. Problem jednak polega na tym, że na murach zbytnio nie masz jak się skupić, nie ryzykując dostania przez łeb mieczem czy włócznią w brzuch. Mogłeś spróbować uderzyć stąd, skąd nie widziałbyś taranu, co jest bezpieczniejsze, ale może być mniej skuteczne.
-
//Rozumiem, że z tej pozycji, co teraz jest, może próbować walnąć piorunem w taran?//
I tak trzeba pierdolnąć w tego tarana, a najlepiej go rozjebać, bo wtedy te ludziki będą mieć utrudnione dostanie się tutaj, a i wtedy więcej czasu będzie na jakie przygotowanie się i zebranie się w kupę. Skupił się i jebnął błyskawicą w taran. No i oby go rozjebał, bo wtedy cinko z nimi będzie.
-
//Tak, ale są mniejsze szanse na trafienie, bo walisz na ślepo, więc równie dobrze możesz cisnąć piorunem tuż obok albo za nim. Trafiłbyś na pewno, gdybyś wlazł wyżej i go widział, ale wtedy byłyby większe szanse na oberwanie podczas walki na murze.//
Po grzmocie i uderzeniu w ziemię nastąpiły głośne jęki konających lub rannych wrogów i miarowe uderzenia w bramę zamarło. Kilku najbliższych Orków zaczęło wiwatować i wyzywać tamtych po drugiej stronie bramy, ale nagle uderzenia rozległy się ponownie. Najwidoczniej trafiłeś nie sam taran, ale obsługujących go ludzi lub idących za nimi wojowników, którzy mieli wlać się przez zniszczoną bramę, tudzież trafiłeś, ale to było za mało, choć to raczej wątpliwe. -
No chuj, kurwa, chuj. Trzeba jeszcze raz, celnie i porządnie, aby rozkurwić ten jebany w pizdę taran. Jeżeli tym razem nie trafił - wraca na dół i będzie wspierać swoich, gdy brama pierdolnie.
-
Efekt był ponownie taki sam, ale chociaż za każdym razem zabiłeś więcej wrogów. Pomogło to, bo gdy brama w końcu padła, wlało się ich przez nią mniej, jednak i tak wciąż przeważali was liczebnie. Pierwsze szeregi, złożone głównie z chłopskiej milicji, padały nadzwyczaj szybko, ale po nich do walki weszli najemnicy, o wiele lepiej wyposażeni i doświadczeni, którzy stanowili już jakieś wyzwanie.
-
Najemnicy, srajemnicy, kurwienicy. Tych i tak rozpierdoli, bo ludki się napierdalać nie potrafią. Za cel obrał sobie takiego, który może stanowić dla niego wyzwanie, ale uda mu się go samemu rozpierdolić.
-
Dobrym kandydatem wydawał się jeden z przedzierających się w pierwszym szeregu. Nie wyglądał, żeby był ranny, miał zresztą na sobie porządny hełm, kolczugę i elementy zbroi, ale i tak musiał się zmęczyć od wymachiwania bronią. To on, jako pierwszy, przedarł się do wioski, wcześniej ubijając dwóch Orków halabardą. Widząc cię, a nie mogąc wyszarpać jej z trzewi zabitego Zielonoskórego, porzucił ten oręż, w zamian sięgając po tarczę i długi miecz, przy pasie miał jeszcze miecz jednoręczny i topór. Osłaniając się tarczą, ruszył powoli w twoim kierunku.
-
Magią teraz nie będzie napierdalać w niego, bo już się ponapierdalał nią, a takie rzucanie piorunami może zmęczyć. Porozciągał szyję i ruszył na zjeba z tarczą. Najpierw powoli, ale coraz bardziej zwiększał prędkość, aby wjechać z impetem w tego śmiecia.
-
Nie był głupi, wręcz przeciwnie, i zamiast uciec, co nie dałoby mu wiele, bo nie miał za bardzo gdzie, albo przyjąć szarżę, na co brakowało mu jakieś dwadzieścia kilko żywych mięśni, więc zamiast tego dosłownie w ostatniej chwili wykonał zgrabny unik i zdołał nawet odwrócić się i ciąć cię w łydkę. Szczęśliwie, że tylko tam i choć boleśnie, to niezbyt groźnie, uratowało cię twoje tępo i impet szarży. Jednak człowiek nie liczył, że nabierzesz się na to drugi raz i teraz sam zaatakował, póki co wymachując zaciekle mieczem, aby zbadać twoją obronę.