Penkurth
-
Jedno z ostatnich wolnych miast ludzi na kontynencie. Fakt, że utrzymało się tak długo, odpierając kolejne ataki Demonów, zawdzięcza obecności jednej frakcji: Gildii Magów. Od niepamiętnych czasów to właśnie w Penkurth znajdowała się ich główna siedziba, a gdy te mniejsze, rozrzucone po całym świecie, zostały zniszczone lub ograbione, to tutaj przeniósł się gros gildyjnych akolitów i mistrzów.
Choć stacjonują tu tysiące wojowników wszelkiej maści, od uciekinierów z rozbitych państw czy zamków, przez pospolitych najemników, po zwykłą straż miejską i pospolite ruszenie, mający do dyspozycji dwie linie umocnień przed miastem, projektowane przez krasnoludzkich mistrzów inżynierii, mogące się wzajemnie wspierać, a po przełamaniu pierwszej linii, wróg musi pokonać istną strefę śmierci, aby dostać się do drugiej, to jednak największy wkład w tak skuteczną obronę mają przede wszystkim Magowie, skutecznie wspierający sojuszników, brużdżący wrogom bądź masakrujący ich za pomocą Magii ofensywnej. Jednakże ostatnimi czasy kilka bardziej znaczących i prominentnych Demonów pod wodzą niejakiego Xozhala ruszyło ze swoimi piekielnymi legionami, aby zdobyć ten cierń w swoim boku. Jak na razie udało im się jedynie oblegać miasto od strony lądu oraz wytracić dosłownie tysiące swoich sług za cenę lichych postępów. Ale mówi się, że również Demony szykują jakąś morderczą niespodziankę dla swoich oponentów…
Mimo kilku prób podjętych przez załogi drowskich Czarnych Ark, miasta nie udało się zablokować od strony morza, choć podobno i w tym celu szykowana jest olbrzymia flota inwazyjna z Wiecznego Imperium Shenara. Jak na razie jednak okręty wojenne i transportowe Kundli chronią olbrzymi kompleks portowy Penkurth i konwoje z zaopatrzeniem czy ochotnikami do obrony miasta. Mimo to coraz więcej statków i okrętów opuszcza miasto, a na swoich pokładach wywożą cywili, znaczących Magów i olbrzymi zbiory gildyjnej biblioteki, ponieważ Magowie słusznie obawiają się, że miasto prędzej czy później padnie, a gdy się tak stanie, lepiej mieć uratowane to, co tylko się da.
Mimo oblężenia i ogólnej atmosfery strachu czy niepewności, miasto wciąż pozostaje prężnym ośrodkiem handlowym, trafiają tu kupcy z Zakonu Gryfa, podziemnego państwa Krasnoludów czy Sainen, a miasto oferuje liczne rozrywki, od tych przyziemnych, jak karczmy i domy publiczne, na prawdziwych galeriach sztuki, bibliotekach i operach skończywszy. Poza tym w mieście niemalże namacalnie wyczuwa się magiczną aurę, wielu uważa, że Magii tu można dotknąć, a najsilniejsze tego wrażenie występuje tuż obok siedziby Gildii Magów, w centrum miasta, monumentalnego kompleksu nadziemnego, ze strzelistymi wieżycami i rozległymi podziemiami. -
Asell Atari
Zaklęty dywan to wygodny środek transportu, między innymi dlatego, że sam potrafi sobą kierować niewymagając nawigacji. Asell, lecąc nad miastem, odetchnął z ulgą zdając sobie sprawę, że koniec jego podróży jest tak blisko - powoli zaczynało mu brakować zapasów które zużył lecąc nad morzem -
Nie tylko wygodny, ale i na swój sposób inteligentny, bowiem gdy tylko na horyzoncie zamajaczyło miasto, gwałtownie zmienił kierunek, podlatując doń nie od strony lądu, ale morza, bo nawet z tak daleka widziałeś obozowisko wielkich hord Demonów i Upadłych… Mogłeś się tylko domyślać, jak źle jest na świecie, skoro nawet to miasto Gildii, teoretycznie nie do zdobycia dzięki potędze tejże organizacji, było pod oblężeniem, choć daleko mu było do upadku. Chyba. Niemniej, widziałeś wielkie mury okalające miasto, a później basen portowy, liczne doki, magazyny, kantyny, latarnię morską i tym podobne na nadbrzeżu. A także uzbrojonych w kusze strażników, którzy posłali w Twoim kierunku kilka bełtów, póki co niecelnych, ale i tak lepiej wylądować i się im wytłumaczyć, niż bez sensu ginąć, tak blisko celu.
-
To dopiero uprzejme powitanie… Cóż, takie czasy. Chroniąc się przed ewentualnymi pociskami Asell wylądował na nabrzeżu, przed strażnikami, i podniósł ręce w obronnym geście.
-Nie mam żadnych wrogich zamiarów! Zostałem wysłany jako poseł do Arcymaga w Gildii, przez mojego ojca, mistrza Atariego ze złych ziem. Oto list żelazny, który mi przekazał. Nie służę demonom!- krzyknął, wskazując powolnym, niegwałtownym gestem na zwój z przepustką, który otrzymał od rodziców -
Strażnicy wciąż mieli Cię na celowniku, ale jeden podszedł ostrożnie i odebrał Ci list, pospiesznie przelatując wzrokiem po kolejnych zdaniach.
- Poślij po jakiegoś Maga, szybko. - polecił, choć nie słyszałeś w jego głosie zaufania, bardziej nie wiedział, jak rozwiązać tę sprawę i wolał zrzucić odpowiedzialność za czyny i decyzje na kogoś kompetentnego.
//Jeśli chcesz pogadać ze strażnikami to śmiało, jeśli nie, to nie pytaj ich o nic, a w następnym poście przyjdzie po Ciebie ten Mag.// -
Asell skinął powoli głową i ze spokojem stał w bezruchu, czekając na swój los
-
Nie trwało to długo, jakiś Mag musiał być akurat w pobliżu. Nie tak go sobie wyobrażałeś, bo był odziany nie w ciężką szatę z kapturem, ale skórzany kaftan, naramienniki, nagolenniki, a do tego zwykłe spodnie, buty, koszulę czy pelerynę, a przy pasie miał miecz długi i sztylet. Cóż, najwidoczniej takie mamy teraz czasy, że nawet Magowie muszą potrafić walczyć czymś więcej, niż tylko zaklęciami i inkantacjami sztuk tajemnych.
Mężczyzna, człowiek po trzydziestce, odebrał zwój i przeczytał go, o wiele dokładniej, niż strażnik wcześniej.
- Rychło w czas. - mruknął i odesłał strażników do swoich zajęć, więc mogliście zostać sam na sam. - Zwę się Amirhanta. - powiedział, wyciągając do Ciebie dłoń. - A Ty, kimkolwiek jesteś, musisz wiedzieć, że teraz każdy Mag jest na wagę złota. -
Chłopak ukłonił się najpierw odruchowo, a dopiero potem uścisnął wyciągniętą rękę w tradycyjny dla jego plemienia sposób, za przedramię - Nazywam się Asell, panie, syn mistrza Semi Atariego ze Złych Ziem. Znam lepiej niż bym chciał zagrożenie ze strony demonów, jednak jestem zaledwie uczniem i posłańcem, a nie prawdziwym magiem, panie. Moi rodzice nimi byli, jednak oni nie będą już mogli pomóc. Chociaż może ich dzieła tak.- powiedział spokojnym, wyuczonym tonem sygnalizującym szacunek, jakim matka nauczyła go zwracać się do mądrzejszych i ważniejszych od siebie.
-
Pokiwał głową i odwrócił się na pięcie, dając znak, abyś poszedł za nim.
- Musisz wiedzieć, że nie powinieneś okazywać mi za dużo szacunku, choć jakaś drobna cząstka jest mile widziana. - powiedział, uśmiechając się lekko. - Jestem tylko Magiem bojowym. Ostatnio tak wielu naszych zginęło, że Gildia zwiększyła nabór, przyjmując nawet tych, którzy w czasach pokoju zostaliby odrzuceni ze względu na zbyt mały potencjał magiczny. Takich jak mnie uczą jednocześnie walczyć, jak i władać jakąś prostą Magią ofensywną, a później wysyłają na front, abyśmy wspomagali zwykłych żołnierzy i najemników lub pełnoprawnych Magów. -
Chłopak wydał magiczną komendę dywanowi, aby poleciał wraz z jego skromnym dobytkiem za nimi ruszył za Amirhanta.
- Rozumiem. W moim plemieniu każdy potrafił walczyć, nie tylko mężczyźni, kobiety i dzieci również, niezależnie, demony traktują ludzi jak zwierzęta i jeśli ktokolwiek nie umie się obronić jest też zarzynany jak zwierzę. To że uczyłem się przy tym magii niczego nie zmieniało, po prostu taki był spadek mojej rodziny. -
- Chętnie wysłucham Twojej historii, ale może nie teraz… Wiesz jak wygląda nasza obecna sytuacja?
-
- Cóż, Złe Ziemie nie słyną z najlepszego systemu pocztowego, ale przylatując tu widziałem oblegające was hordy, więc zgaduje, że ogólnie rzecz ujmując nienajciekawsza, prawda? Nastąpił pat? -
-
- Chwilowo, ale tej bitwy zapewne nie wygramy… Masz szczęście, że przyleciałeś teraz, za kilka miesięcy prawdopodobnie już by nas tu nie było, a pierwsze statki odpłynęły już dawno… Ewakuujemy się stąd, kontynent jest nie do utrzymania, przynajmniej tak sądzi nasz Mistrz.
-
Chłopaka zatkało na moment, odpowiedział po dłuższej pauzie - O bogowie! Nie wiedziałem że sytuacja w ogóle może być tak poważna. Nie wyobrażam sobie, brać pod uwagę opuszczenie całego kontynentu… - wzdrygnął się - Miałem dostarczyć do Mistrza gildii osiągnięcia moich rodziców w dziedzinie walki z magią ognia, ale teraz zdałem sobie że w morzu potrzeb to tylko kropla bez większego znaczenia -
-
- Och, przecież nie mamy zamiaru się poddać… Kiedyś tu wrócimy, a Twoje nauki mogą się okazać o wiele przydatniejsze niż sądzisz.
-
- Hmpf… Mam nadzieję, że przydadzą się do czegokolwiek - chłopak odchrząknął, wyraźnie przybity. Wiedział, jak wyglądają ziemie zajęte przez demony i ciężko było mu wyobrazić sobie odbijanie ich, gdy raz zostaną utracone
-
- Swoją drogą, nie słyszałem, żeby poza kilkoma miastami na wybrzeżu ludzie stawiali jakiś czynny opór, może poza Zakonem Gryfa… Sądziłem, że zawsze było to domeną Orków i Goblinów z Dzikich Pól, może też Krasnoludów i Wampirów.
-
- Cóż, ja niewiele słyszałem o czymkolwiek poza swoim plemieniem, a nas było zbyt mało żeby mówić o oporze, raczej o przeżywaniu na terenie wroga. Z drugiej strony oporem do woli demonów jest sam fakt tego że żyjemy -
-
- Jestem pewien, że nie przeszkadzałoby im to, gdybyśmy żyli, o ile wszyscy uznalibyśmy ich władzę nad sobą. A na to nie ma szans.
-
- Zwłaszcza że władza w ich wykonaniu to całkowita dominacja i traktowanie nas jak bydła, zgadzam się.