Los Angeles
-
Jeżeli nie dostanie się na Grenlandię, to możliwe, że zostanie tutaj i się zaciągnie do lokalnej bojówki, aby w końcu się jakoś przydać światu i społeczności żyjącej tutaj. Szedł więc i co dziesięć kroków pstrykał palcami, aby zabić czas.
-
Reich:
//Możesz walić z buta, proszę bardzo.//
Widziałeś tylko jedną osobę przed pojazdem, mężczyznę w średnim wieku, z kilkudniowym zarostem na twarzy i blizną na czole, który palił papierosa nieopodal swojego wozu.
Zohan:
//Tylko że oni nigdzie nie idą, a Ty możesz włączyć się do dyskusji, skoro jesteś członkiem tej grupy, choćby i tylko od niecałej doby.// -
Popatrzył na niego przez chwile, po czym postanowił, że najlepiej iść spać i udał się do swojego pokoju.
-
Nic a nic się nie zmienił od Twojej ostatniej wizyty, nic tylko iść spać i zapomnieć o tym komandosie czy jakimkolwiek innym zmartwieniu.
-
//wait, jakiej dyskusji?//
-
Rozebrał się do naga, po czym ułożył na łóżku i zasnął.
-
Zohan:
//Może faktycznie nie wyraziłem tego jasno, ale chodzi mi o to, że część ludzi z tej grupy chce iść dalej i dostać się jakoś na Grenlandię, a inni woleliby zostać tutaj na jakiś czas lub nawet na stałe.//
Reich:
Obudzono Cię o świcie, jak zawsze, na poranną modlitwę. -
//Ah, okej.//
– Powiesz coś w końcu? – zaczepił czarnoskórego.
-
Ubrał się i poszedł do miejsca modlitwy. Tym razem prosił Boga, aby pozwolił mu dziś dopaść poszukiwanego komandosa.
-
Zohan:
Wzruszył ramionami, najwyraźniej będąc tym typem osoby, która odzywa się wtedy, gdy jest taka potrzeba lub gdy ma na to ochotę.
Reich:
Nie musisz mieć wątpliwości, że to modły zostaną wysłuchane, bo czemu miałyby nie być? Byliście przecież jednymi godnymi łaski Boga ludźmi, pozostali zasługiwali jedynie na jego słuszny gniew. -
Po skończeniu modlitwy, poszedł coś zjeść do stołówki.
-
Choć były tam tłum, bez trudu otrzymałeś posiłek i znalazłeś wolne miejsce. Dziś ryż, jakiś sos z warzywami i ryba, co oznacza postny dzień, choć nie byłeś już pewien, czy to jeden z tych dni, w które pości się zawsze, czy może kolejne święto wymyślone dopiero przez samych Fanatyków.
-
Zjadł, po czym poszedł do znanego już miejsca w którym stał pojazd którym mieli dojechać do placówki Z-Comu. Czekał, aż zbierze się cała drużyna.
-
//Opisać Ci teraz jakoś załogę czy się obejdzie?//
-
//Jeśli byłbyś tak miły, to podaj imiona każdego z nich i jaką funkcję pełnią w pojeździe. A co do pojazdu to wygląda dokładnie tak jak na obrazku? W sensie jako broń ma balistę czy coś innego?//
-
– Więęęc… Idziemy czy co? – zapytał grupy.
-
Zohan:
- Tak się składa, że obecnie jesteśmy podzieleni: O ile na pewno zostaniemy tu do końca dnia i na noc, to jutro część chce ruszać dalej, a reszta woli zostać na miejscu dłużej lub na stałe. - wyjaśnił Ci Rick.
Reich:
//Pancerz dający odporność na ostrzał z broni małego kalibru, jebitny taran na przodzie, stanowisko CKM’u na tyle i balista strzelająca zaostrzonymi metalowymi prętami lub takimi, które po trafieniu w cel jeszcze eksplodują.
Matt - strzelec obsługujący CKM.
Jacob - kierowca i dowódca pojazdu.
William - strzelec obsługujący balistę.//
Powoli do pojazdu zaczęła się zbliżać tak jego załoga, jak i Twoi ludzie. -
//Tom pewnie jest w lazarecie, więc czy moja postać dostanie jakieś wsparcie?//
Spojrzał na Matta
- To z wami mamy zaatakować placówkę Z-Comu? Macie jakiś plan? Zakładam, że mamy wbić się taranem, wbiec do środka i zgarnąć karkoteke. Tylko że wiesz, to podziała na nich jak kij w mrowisko. Może się zrobić gorąco -
//Wspominałem o drugiej drużynie, ale nie zabralibyście się wszyscy na raz jednym pojazdem ona dołączy w trakcie.//
- Nie do końca. My i druga grupa mamy robić tylko za odwrócenie uwagi, a przy okazji ubić jak najwięcej tych psów, Wam wtedy będzie o wiele łatwiej dostać się do środka. Tamci, z którymi mamy się spotkać, dadzą Wam też dodatkowy sprzęt i mapę tego posterunku, ale raczej robili ją na czuja, bo wątpię, żeby kiedykolwiek byli bliżej, niż dwadzieścia metrów od krańca muru. -
– Kto chce zostać?