Galera "Czarny Jastrząb"
-
Świetnie… Teraz mogła w spokoju rozejrzeć się po kajucie. Wodziła wzrokiem w poszukiwaniu złotych monet.
-
Szeth “Kotal” Aogad
- Nie zakrztuś się. - Wrócił do swojego jedzenia. -
//Zohan, rozkręć trochę tę imprezę.//
-
Napłuł mu do miski, w której przed chwilą maczał twarz.
– Nie, dzięki. – odparł. – Mam swoje. -
- Sztywniaki - rzucił krótko, powracając do jedzenia. Olbrzyma już prowokować nie chciał. Miękki jest.
-
Radio:
Monet nie było, przynajmniej nie na wierzchu, ale było wiele kufrów i skrzyń, w których mogłabyś znaleźć pożądane złoto. A także wiele innych precjozów: Srebrne puchary, inkrustowane złotem rogi, zapewne do picia, nie miałaś pewności, obrazy, mapy i wiele innych. Poza nimi znajdował się tu tylko srebrny świecznik, obecnie zgaszony, który stał na zagraconym biurku, oraz duże łóżko, nakryte kilkoma warstwami wygodnych skór i futer.
Max, Vader, Zohan:
Mimo mniejszych i większych problemów, uczta i tak szła sprawnie, choć pierwsi marynarze zaczęli ją opuszczać. Nie wiedzieliście co prawda czemu, ale to chyba oznacza, że i Wy możecie odejść od stołu, o ile będziecie chcieli. -
Darował sobie dalsze jedzenie i picie, ale został jeszcze przy stole.
– Kim ty tak w ogóle jesteś? – zapytał tego, który siedzi obok wielkiego. – Jesteś jakimś błaznem, który ma za zadanie zabawiać marynarzy na tym statku? -
- Patrząc na to, że zgadłeś, idzie mi to całkiem nieźle. Jak mnie oceniasz w skali od jeden do dziesięciu?
-
– Trzy. – ocenił. – Jak sprowokujesz tutaj bójkę między marynarzami, to ocenię cię wyżej.
-
- Jakieś konkretne wymagania? - spytał się, a jego rozmówca miał wrażenie, jakby się uśmiechał spod maski.
-
– Parę osób ma dostać po mordzie i tylko tyle. Żadnych trupów, żadnych ciężko rannych i bez latających stołów.
-
- Bez stołów? Dobra, jak tam chcesz.
Podszedł do jednego z marynarzy. Nad innym, koło tego do którego podszedł, zrobił strasznego potworka, który zlatywał powoli z nożem w ręce. Jasnym było, że chce mu poderżnąć gardło. Obecnie znajdował się na głowie swojego celu, nawet go nie dotykając. Tylko kruczomordy i pierwszy z wymienionych marynarzy go widzieli.
- Patrz, ten upiór chce zabić twojego koleżkę. Pomóż mu - mówił cicho, tak jakby nie chciał zrobić z tego jakiegoś zamieszania. Liczył, że zwyczajnie go uderzy licząc, że w ten sposób zrani bestię i nie przeniknie przez nią. -
- Co do chuja bosmana? - zapytał zdziwiony marynarz i krzyknął. - Herge, uważaj! Co to za diabelstwo jest? - dodał jeszcze, ostatnie słowa kierując do Ciebie. Najwidoczniej był zbyt przerażony, aby podnieść dłoń na tę bestię. A jego słowa zwróciły uwagę nie tylko wymienionego z imienia marynarza, ale i niemalże wszystkich innych w pomieszczeniu, zdziwionych lub zaciekawionych. Jedynie kapitan uśmiechał się pod nosem.
-
//Ciekawe czy się uśmiecha, bo będzie mógł wywalić tego mojego, czy zwyczajnie wie że będzie fajnie.
To sprawę zmienia, ale i dodaje smaczku.
- Nie wiem do końca, ale zwyczajnie to uderz! Wiem tylko tyle, że są odporne na żelazo i stal. Tam też są! - krzyknął, wskazując miejsce gdzieś w tłumie. Tego zaś widziało trzech innych, znajdujących się niedaleko wybranego nieszczęśnika. Zrobił jeszcze trzy inne maszkary, każda w takiej pozycji, aby przy możliwości zdzielenia bestii uderzyć również marynarzy. Każdą z nich widział inny członek, niekoniecznie jeden. Oczywiście wszystkie były jednakowe i były gotowe zabić swoje cele. -
Wolała monety. Mniejsze, lżejsze, łatwiejsze do wyniesienia. Ale… inne skarby też mogła zagarnąć. W końcu znalazła je, a znalezione-nie-kradzione, nie? Zaczęła zaglądać do kufrów i skrzyń.
-
Max:
//Okaże się.//
Po kilku chwilach spadł pierwszy cios, a po nim kolejne. Wszystko się udało, przynajmniej trzy czwarte marynarzy, z wyłączeniem kapitana, jego oficerów i kilku starszych stażem wilków morskich, prało się wesoło po pyskach, tak jak chciałeś.
Radio:
To właśnie w kufrach i skrzyniach znalazłaś monety, wszystkie ze złota, póki co przynajmniej kilkaset. W innej skrzyni zaś znalazłaś bogato zdobione kompasy, lunety, sekstansy i tym podobne przyrządy, a na dnie skrzyni - czaszkę. Nie była to jednak zwykła czaszka, bo tę odlano ze szczerego złota, zaś w miejscu, gdzie powinny być oczy, osadzono dwa wielkie rubiny. -
- I jak? - spytał się osobę, która według niego było za to odpowiedzialna, to jest temu co go słabo ocenił.
-
//Opowiedz mi coś o tej swojej masce.//
– Oceniam siebie na dziesięć za pomysł, a Ciebie na siedem za dobrze wykonane zadanie. Jestem ciekaw co na to powie kapitan statku.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Odwrócił się, jak zaczęła się walka i ją obserwował. Zastanawiał się, kiedy przyjdzie mu ich wszystkich rozdzielić, więc jak na razie obserwował, czy pojawiła się krew, oraz czy w grę weszły narzędzia ostre. -
Na razie musiała się zadowolić monetami, wszystkie złote przyrządy przygniotłyby ją do ziemii. Ale zainteresowała się czaszką. Chwyciła rubiny i spróbowała je wyciągnąć z oczodołolów.