[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -1(Dzień 0]
Butelka uderzyła prosto w pierś mizernego podrostka, momentalnie pokrywając go ogniem, który zahaczył też o jego kolegów. Trzy osoby zaczęły opętańczo wrzeszczeć, na czele z dzieciakiem, który zamienił się w żywą pochodnię. Łysol chyba nawet nie zdążył zdać sobie sprawy z tego co się dzieje, bo cios dosłownie zwalił go na plecy i wydusił całe powietrze z płuc. Zaczął gwałtownie kasłać i panicznie zaciągać się powietrzem, który coraz bardziej zachodziło swądem palonych ubrań i skóry.
-
Wyrwał włócznię i wrócił się dobrze bazy wypadowej, nie mając już co tu robić, gdy dzieciaki konały w ich własnym piekle.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Odbiegał z miejsca zdarzenia w akompaniamencie przeszywających krzyków młodych. Nie dziwne, że obudziły całkiem sporą ilość ludzi, którzy wyściubili się z swoich mieszkań, by sprawdzić co się dzieje. Niektórzy próbowali jakoś pomóc płonącym, ale nie było z tego wielkiego pożytku. Jeżeli którykolwiek z nich cudem przeżyje, to raczej szybko nie wróci do siebie.
Mariusz szybko powrócił do noclegowni, recepcjonista nie siedział na swoim krzesełku. Tymczasem Serweryn wciąż siedział w malutkim pokoiku, trzymając książkę na kolanach. Nie podnosząc wzroku znad tekstu, zapytał.
— Szybko wróciłeś. To przez Ciebie tak wrzeszczeli? — -
- Wrzeszczą przez własną głupotę. Idziemy, nie mamy już tutaj czego szukać - Ostatni raz poprawił swój sprzęt i stanął przed mężczyzną.
-
Serweryn westchnął.
— Oczywiście. — Powiedział, zamykając w dłoniach książkę. Była to “Wyspa Złoczyńców” autorstwa niejakiego Zbigniewa Nienackiego. Wrzucił ją do tornistra, spakował kilka innych bambetli i złapał kilof w dłonie.
— Możemy ruszać. Rozumiem, że chcesz objąć prowadzenie? — Zapytał. -
- Na razie możesz prowadzić, pójdziemy gdzieś bokiem. W tunelu ja przodem, ty mi pilnujesz pleców. Tylko bez jakichś durnych wygłupów, pełne skupienie. Gra się toczy o życie. A moje jest wyjątkowo cenne.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T - 0 (Dzień 0)]
— Yhm. — Mężczyzna mruknął w odpowiedzi, po czym zatknął ostrze kilofa między deski tylnej ściany. Jednym, silnym ruchem wyrwał je wraz z cieniutkimi gwoździkami, które o wiele lepiej nadawałyby się do przytrzymywania kartek jakiegoś ogłoszenia. Utworzony otwór ukazał beton tunelu, w którym mieścił się barak, oddzielony od noclegowni wąskim pasem wolnej przestrzeni.
— Podążaj za mną, tędy dotrzemy do właściwego tunelu bez żadnej… zbędnej atencji. — Powiedział, po czym przełożył szczudłowatą nogę przez pozostające na miejscu deski i zeskoczył w dół.
-
Popatrzył z powątpiewaniem, jednak ruszył za mężczyzną, starając się trzymać w odległości trzech kroków od niego i uważać na kolejne jego numery, jak poprzedni z wiązaniem.
-
Ten post został usunięty!
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -12 (Wydarzenie)]
Tym razem obyło się bez jakichkolwiek nieprzyjemnych niespodzianek. Po krótkiej chwili marszu, podczas którego często musieliście przeciskać się między ścianami baraków, a tunelu, udało wam się przedostać na obszar, gdzie kończyła się zabudowa mieszkańców stacji, a zaczynał właściwy tunel. Za wami jarzyło się kilka słabych żarówek, nieoficjalna granica między Szkolną, a opuszczonym tunelem. Wiał z niego zatęchły, chłodny przeciąg, zapewne kolejny odcinek trasy powietrza, które tylko sobie znanymi ścieżkami krążyło po metrze. Z stropu raz po raz ściekały kropelki gromadzącej się na nim wody. Kap, kap, kap. W oddali, w ciemności tunelu coś chrobotało i piskało. Dobry znak, bo dzięki niemu było wiadomo, że to gryzonie, a nie sześciometrowy mutant czyhający na życie śmiałków.
Serweryn wyprostował się i przeciągnął, nabierając pełną pierś powietrza.
— Zawsze zastanawiało mnie, czemu ludzie się tu nie budują. My, górnicy, na taki kawał przestrzeni musieliśmy poświęcić miesiące pracy i od razu znajdowali się chętni na osiedlenie nawet w niewykończonych salach. A tu? Jak okiem sięgnąć solidny beton z każdej strony, nie inny niż ten za nami. Nie zrozumiem Szkolniaków. — Mężczyzna chwycił w palce małe, owalne pudełko w kolorze wyblakłej żółci, wielokrotnie ominięte taśmą. Wystawała z niego niewielka dźwigienka. -
- Bo ludzie to zwierzęta stadne, nade wszystko ceniące sobie przestrzeń i prywatność - Powiedział filozoficznie i przeciągnął się, czując już w kościach znajomy przeciąg i dreszcz, jaki zawsze się pojawiał przed jego kolejnym wyjściem.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -12 (Wydarzenie)]
— Może i masz rację. — Odpowiedział, po czym zaczął energicznie, ale jednostajnie kręcić korbką. Z pudełeczka wydobył się snop niebieskawego światła, niezbyt silny i miękki. Oświetlał jedynie dwa, może dwa i pół metra przed idącym, ale najwidoczniej Serwerynowi to wystarczało. Ruszył przed siebie, maszerując po ogołoconej do cna posadzce.
-
- Ile drogi znasz? - Pozwolił sobie na moment rozluźnienia, skoro miał przewodnika jako wytrych.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -12 (Wydarzenie)]
— Teoretycznie znam cały tunel do końca, praktycznie tylko do wcześniej wspomnianej wnęki. —Odpowiedział, zaciekle kręcąc korbą. Z każdym krokiem na drodze Szprycera i Serweryna przybywało znaków niechęci mieszkańców pobliskiej stacji do tego tunelu. Początkowy odcinek został zupełnie ogołocony z wszelkiego metalu, rur i kabli, ale już kilkadziesiąt metrów dalej zaczęło ich przybywać. Wiele przedwojennego żelastwa leżało na posadzce, inne wciąż trzymało się w pękających ścianach.
— A ty? Byłeś kiedyś na… — Nagle twarz mężczyzny zmieniła się, a on sam stanął i zaczął rozglądać się dookoła. — Ciii, słyszałem kogoś. — Wyszeptał, wodząc wzrokiem po betonowej konstrukcji. — Ty też? — -
Zrobił krok do tyłu, żeby zniknąć z obrębu światła, a nadal mieć mężczyznę w zasięgu włóczni. Odszedł trochę w bok i lekko się pochylił, samemu zaczynając teraz nasłuchiwać.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -11 (Wydarzenie)]
Woliński nie usłyszał zupełnie niczego, a Serweryn po chwili kręcenia się z dynamo w dłoniach ustał w miejscu.
— Dziwne. Normalnie jestem pewien, że ktoś szeptał zaraz przede nami… — Mruknął cicho, usilnie wpatrując się w czerń tunelu. -
Wiedziony złymi przeczuciami, rzucił przed siebie rozpalonym koktajlem Mołotowa. Stary zaczął wariować albo mają tu do czynienia z jakimś psychicznym szajsem, który lepiej potraktować ogniem niż herbatką.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -11 (Wydarzenie)]
Butelka rozbiła się, rozświetlając płomieniami tunel. Nie było tam nikogo, a Woliński usłyszał jedynie cichy syk. Ogień drgał na posadzce, ukazując zwisający z stropu kabel i rzuconą na ziemię, pordzewiałą piłę. Wyglądało to tak, jakby ktoś przerwał swoją pracę i nigdy do niej nie wrócił.
Serweryn obserwował plamę ognia zamyślonym wzrokiem, co kilka sekund spoglądając wzrokiem w głąb tunelu.
— Pusto. Kompletnie pusto. — Mężczyzna mruknął do towarzysza. -
- Nie świruj, tu może być pełno cholerstwa, a ty robisz w gacie przez kołyszący się kabel - Powiedział rozdrażniony, po utracie cennych zasobów i teraz sam ruszył przodem.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -11 (Wydarzenie)]
Serweryn nie odpowiedział ani słowem, jedynie trzymał się z tyłu. Minęli pierwszą wnękę, jednak to nie była ta, o której wcześniej mówił towarzysz Wolińskiego. Na tym odcinku tunelu coraz trudniej było znaleźć ślady człowieka. Często widzieli wciąż obecne ślady po pracach, jakie prowadzono tutaj dni przed Apokalipsą. Stare lampy, kaski, odzież rozszarpana przez stwory, których lepiej byłoby nie spotkać.
Po chwili marszu uwagę Szprycera zwrócił pewien odgłos. Ktoś albo coś przebiegło przez kałużę, której skrawek widział na kilka metrów przed sobą, po prawej. Nie mógł to być Serweryn, on od czasu bury trzymał się za Mariuszem, ale także uporczywie wpatrywał się w tamto miejsce, z resztą od dłuższego czasu wydawał się nieswój.