Dzikie Pogranicze
-
Godność to już on nieraz stracił z butelką wina czy też z jakąś żywą istotą. Ale mniejsza z tym, jeszcze dzisiaj opuszcza to miasta. A właściwie to zaraz. Otrząsnął się po wczorajszym albo jeszcze dzisiejszym i zabrał się ze swoimi klamotami.
— Idziemy? — zapytał Krasnoluda, gdy stanął przy wyjściu. -
Spojrzał na Ciebie powątpiewająco, unosząc brew.
- No jak i dasz radę, to można iść. - odparł i najwyraźniej niewiele obchodziło go, czy dasz radę, czy nie, bo od razu, nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia. -
Czyli nie ma wyjścia. Wyszedł i zaczął iść za Krasnoludem. Kac pewnie mu szybko minie. Raczej.
-
A jeśli nie, to przynajmniej śmierć będzie wesoła. Szybko opuściliście karczmę, uliczki miasta, bramę i wreszcie samo miasto, wracając na te niegościnne tereny, gdzie, jak miałeś wrażenie, wszędzie czaiły się dzikie Orki albo i gorzej…
-
Taa, na pewno gdzieś się czają, mają swój obóz, a w nim obżerają mięso z kości, gwałcą, mordują i bogowie wiedzą, co jeszcze…
— Orientujesz się w tych okolicach, Krasnoludzie? -
- Ano coś wim, a i czegoś ni wiem. Generalnie to tu psy nawet dupami nie szczekajo, bo i nie majo dokąd.
-
— Czyli pewnie wiesz tyle co ja i Leif. Pełno Orków, Wargów, dzikich zwierząt, a psy nawet dupami nie szczekajo, bo i nie majo dokąd.
-
- Hehehe. - zaśmiał się Krasnolud, choć nie wiedziałeś, czy była to rzeczywista wesołość czy może dawał Ci w ten sposób znać, żebyś lepiej się z niego nie naśmiewał an przedrzeźniał.
Gór było tu niewiele, a i Krasnolud musiał znać drogę, więc po jakimś czasie dotarliście do stóp niewielkiej góry. Widywałeś w życiu większe i o większych słyszałeś, ale to będzie i tak nieco wspinaczki. O dziwo, po drodze przez sawannę nic Was nie zaatakowało, ale to nie oznacza, że powinniście stracić czujność. -
Tak, może jeszcze ich jakiś skalny troll //o ile są takie w Elarid/ zaatakuje albo inne licho, które lubi przebywać w górach.
— No, Krasnoludzie, znasz najlepszą drogę do wspinaczki czy musimy polegać na naszych zmysłach i szczęściu? -
//Jest tylko jedna odmiana Trolli, później może pojawić się ich więcej.//
- Tak pi razy drzwi. - odparł i zadarł głowę, patrząc na szczyt, a później westchnął i zaczął wspinać się jako pierwszy, choć na razie była to bardziej wędrówka, schody zaczną się wyżej. -
Eh, Kaan ma chociaż nadzieję, że ta cała wyprawa nie pójdzie na marne, a naderwane mięśnie, skaleczenia i odciski zwrócą mu się w postaci złota i to z nawiązką. Też westchnął i zaczął się wspinać.
-
Wspinaczka szła zaskakująco dobrze, nie było to nic wymagającego nawet dla kogoś, kto nigdy nie miał kontaktu z górami. Mniej więcej w połowie drogi Krasnolud, wciąż idący na przedzie, dał Wam ręką znać, abyście się zatrzymali.
-
Zatrzymał się i nic nie mówił. Skoro Krasnolud kazał się zatrzymać i nic przy tym nie powiedział, to oznacza, że nasłuchuje. Raczej.
-
- To ta. - powiedział w końcu, mając na myśli jaskinię, z której miał odebrać przesyłkę. - Tyle, że jak tu wszystko takie niebezpieczne, to i to pewnie puste nie jest, a w środku siem coś czai.
-
— Ano, może coś siem tam czai i może żre jakiego krasnoludka. — pożartował trochę, ale trzeba wejść do tej jaskini. — Głęboka jest czy nie?
-
-Hehe, ty kurwa mondry taki nie bondź, dobres? - odparł tamten, ale nim odpowiedział na twoje pytanie, z głębi jaskini usłyszeliście mrożący krew w żyłach ryk.
- No bo nie mogło pójść łatwo. - mruknął pod nosem Leif, sięgając po broń. -
Kaan też sięgnął po swoją broń i przygotował się na to, że z jaskini może wyskoczyć jakie licho albo jeszcze co innego. No albo będą musieli tam zejść w końcu, a to będzie już chyba gorsza opcja.
-
Ryk ponowił się i po jakimś czasie z mrocznej jaskini wylazło monstrum, z którym przyjdzie się wam zmierzyć: najpierw zobaczyłeś wielką paszczę, szpetną i pełną ostrych kłów, później cztery umięśnione, zakończone pazurami, łapy oraz cielsko podobne do żyjących w okolicy lwów, a na koniec długi ogon oraz błoniaste skrzydła niczym u nietoperza. Wcześniej takiej bestii na oczy nie widziałeś, ale z opowieści innych wiedziałeś, z czym masz do czynienia: Mantikora. Na szczęście, jeśli szukać już plusów w całej tej sytuacji, macie do czynienia z mniej groźnym wariantem, bo pozbawionym charakterystycznego ogona niczym u skorpiona, zakończonego kolcem jadowym. Stwór zaryczał ponownie i rozłożył skrzydła, machnął nimi kilka razy i… najzwyczajniej w świecie odleciał.
-
— Uciekł przed nami czy przed czymś innym?
-
-Uciekajta! - krzyknął nagle Krasnolud, puszczając się biegiem na swoich krótkich nóżkach ku wejściu do jaskini. Po chwili zrozumiałeś dlaczego, gdy Leif rzucił okiem na niebo i uciekł: Mantikora nie miała zamiaru zaatakować ot tak, te bestie tak nie walczyły, zamiast tego skorzystała z okazji, wzbiła się w powietrze i pikowała ku wam. Pomijając wielką paszczę pełną ostrych kłów i pazury na każdej kończynie, miałeś przeczucie, że gdy już cię złapie, to impet uderzenia wielkiego cielska wystarczy, aby zabić.