-
Zatknął hokej za jeden z uchwytów plecaka. Kątem oka spojrzał na Owcy, mając nadzieję, że ta też zastosuje się do polecenia.
-
Ta akurat nic sobie z tego nie robiła. Wciąż pokrwawioną włócznię oparła sobie na równie brunatnym rękawie na ramieniu.
Pozostali także pochowali broń, jednak jak najbardziej pod ręką, będąc dość nieufnym wobec kupców.
Oddział wszedł do niskiego budynku, gdzie trwało spore zamieszanie. Stoiska uprzątnięto, a wszędzie kręcili się ludzie z różnym wyposażeniem, od podartych szmat po pełne demrony, z krzywymi pałkami i przedwojenną modułową broń palną. Nastroje też były różne. Od strachu, przez ekscytację do chłodnego profesjonalizmu. -
-- Oho, Wernyhora najwidoczniej nie tylko Galerę odwiedził. Sprawy muszą wyglądać poważnie, jeżeli potrzebują aż tylu chłopa. Ciekawe z czego opłacą tyle luda. – Myślał na głos, przyglądając się tłumowi od boku.
-
- Z grabieży, a skąd? Chociaż czekaj, wy to chyba inaczej nazywacie… Podatek za przegraną wojnę? - Owca zmarszczyła brwi.
-
Ten post został usunięty!
-
— Nie, to dalej grabież. Tak nazywali to tylko politycy, Ci w w garniturach i pod krawatami. — Westchnął, tłumacząc. — Ci sami, co tak ładnie nas urządzili.
-
- A wy, starzy, i te wasze głupie nazwy… - Machnęła ręką - Jakby nie można było mówić prosto. Ja ci nie wymieniam miliona typów łusek na dupsku mutanta, kiedy chcę powiedzieć, że ten jakieś miał.
-
Zaśmiał się ochryple.
— Ha, “Milion typów łusek na dupsku mutanta”, dobre, zapiszę to sobie gdzieś… -
- To dopisz sobie jeszcze “Jestem stary i lubię wkurzać dużo młodszych od siebie”. A na koniec jeszcze podkreśl ze dwa razy, dla pewności - Spojrzała na ciebie, jak na niespełna rozumu.
-
— Masz to jak w banku. — Odparł. — Mam wyciągnąć notatnik czy to już koniec twoich złotych mądrości na dzisiaj?
-
- Może jeszcze na coś wpadnę po obiedzie - Burknęła.
- Ej, mała. Nie pomyliło Ci się coś przypadkiem? Chyba się zgubiłaś - Podszedł do was jakiś niski ale krępy facet, wyglądał jak żywcem wyjęty z filmu krasnolud.
- Spadaj, karakanie.
- Wynoś się stąd, pókim dobry, mundurowe ścierwo! -
Marley przystanął obok w rozkroku, krzyżując dłonie. Spojrzał z góry na Gimliego.
— Nikt się tutaj nie zgubił. Jesteśmy z posłańcem z Federacji. -
- To ciekawe, bo ja też. A nie przypominam sobie, żeby się prosili tych psów ze wschodu - Splunął dziewczynie pod nogi.
- Trzymaj mnie, bo jak mu zaraz przyłożę, to nawet Lodołamacz nic by nie poradził! - Owca zrobiła krok do przodu. -
Zastąpił jej drogę, stając między nią a Gimlim.
-- A ja tak. I lepiej dla Ciebie będzie, jeżeli też sobie przypomnisz.
Przygotował dłoń do błyskawicznego dobrania hokeja z plecaka. Nie chciał obijać mordy Gimliemu, ani samemu zostać obitym, ale wolał być przygotowanym w razie gdyby do tego doszło. -
- Wiking, kurwa twoja w tę i nazad! - Podszedł do niego strażnik hali, ubrany w charakterystyczny uniform - Bo ona jedyna zakłada łachy wojskowych? Jak masz wypierdalać do Federacji, to wypierdalaj, i nie rób mi tu zamieszania!
Awanturujący się mężczyzna dłuższą chwilę patrzył z nienawiścią na strażnika, jednak w końcu odpuściłem i w cichy odszedł do stosu skrzyń, które właśnie wynoszono na zewnątrz. -
-- Dzięki. – Marley zwrócił się do strażnika. – Gość nisko stoi z cierpliwością. On zawsze tak?
-
- Niektóre rany po wojnie domowej jeszcze się nie zabliźniły. Lepiej ją gdzieś schowaj, dopóki nie ruszycie do Federacji.
- Sam się schowaj… - Mruknęła, ale mężczyzna od razu odszedł na przeciwległy koniec hali, gdzie dochodziło do kolejnej burdy - Nie mogę, muszę się napić… Im dalej w ten ciemnogród, tym więcej kretynów. -
— Życie. — Mruknął, odprowadzając wzrokiem strażnika. — A mówiąc o Federacji… To co teraz?
Spojrzał na tłum. Ktoś rządził nad tym wszystkim? -
Wyglądało na to, że każdy z wysłanników sprawował pieczę nad tymi, których ze sobą przyprowadzili.
- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu - I nie czekając na ciebie, ruszyła przodem w gąszcz alejek. -
Stanął w miejscu, zastanawiając się nad słusznością “zaproszenia” Owcy na wojnę. Jeżeli dalej tak pójdzie, to dziewczyna na pierwszą potyczkę z kibolami dotrze pijana, bez połowy zębów i co najmniej kilkunastoma nowymi pozycjami na liście osób, które będą chciały pozbawić ją drugiej połowy. Westchnął, przecierając twarz dłonią,
-- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu. – Westchnął i powlókł się za nią.