-
- To dopisz sobie jeszcze “Jestem stary i lubię wkurzać dużo młodszych od siebie”. A na koniec jeszcze podkreśl ze dwa razy, dla pewności - Spojrzała na ciebie, jak na niespełna rozumu.
-
— Masz to jak w banku. — Odparł. — Mam wyciągnąć notatnik czy to już koniec twoich złotych mądrości na dzisiaj?
-
- Może jeszcze na coś wpadnę po obiedzie - Burknęła.
- Ej, mała. Nie pomyliło Ci się coś przypadkiem? Chyba się zgubiłaś - Podszedł do was jakiś niski ale krępy facet, wyglądał jak żywcem wyjęty z filmu krasnolud.
- Spadaj, karakanie.
- Wynoś się stąd, pókim dobry, mundurowe ścierwo! -
Marley przystanął obok w rozkroku, krzyżując dłonie. Spojrzał z góry na Gimliego.
— Nikt się tutaj nie zgubił. Jesteśmy z posłańcem z Federacji. -
- To ciekawe, bo ja też. A nie przypominam sobie, żeby się prosili tych psów ze wschodu - Splunął dziewczynie pod nogi.
- Trzymaj mnie, bo jak mu zaraz przyłożę, to nawet Lodołamacz nic by nie poradził! - Owca zrobiła krok do przodu. -
Zastąpił jej drogę, stając między nią a Gimlim.
-- A ja tak. I lepiej dla Ciebie będzie, jeżeli też sobie przypomnisz.
Przygotował dłoń do błyskawicznego dobrania hokeja z plecaka. Nie chciał obijać mordy Gimliemu, ani samemu zostać obitym, ale wolał być przygotowanym w razie gdyby do tego doszło. -
- Wiking, kurwa twoja w tę i nazad! - Podszedł do niego strażnik hali, ubrany w charakterystyczny uniform - Bo ona jedyna zakłada łachy wojskowych? Jak masz wypierdalać do Federacji, to wypierdalaj, i nie rób mi tu zamieszania!
Awanturujący się mężczyzna dłuższą chwilę patrzył z nienawiścią na strażnika, jednak w końcu odpuściłem i w cichy odszedł do stosu skrzyń, które właśnie wynoszono na zewnątrz. -
-- Dzięki. – Marley zwrócił się do strażnika. – Gość nisko stoi z cierpliwością. On zawsze tak?
-
- Niektóre rany po wojnie domowej jeszcze się nie zabliźniły. Lepiej ją gdzieś schowaj, dopóki nie ruszycie do Federacji.
- Sam się schowaj… - Mruknęła, ale mężczyzna od razu odszedł na przeciwległy koniec hali, gdzie dochodziło do kolejnej burdy - Nie mogę, muszę się napić… Im dalej w ten ciemnogród, tym więcej kretynów. -
— Życie. — Mruknął, odprowadzając wzrokiem strażnika. — A mówiąc o Federacji… To co teraz?
Spojrzał na tłum. Ktoś rządził nad tym wszystkim? -
Wyglądało na to, że każdy z wysłanników sprawował pieczę nad tymi, których ze sobą przyprowadzili.
- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu - I nie czekając na ciebie, ruszyła przodem w gąszcz alejek. -
Stanął w miejscu, zastanawiając się nad słusznością “zaproszenia” Owcy na wojnę. Jeżeli dalej tak pójdzie, to dziewczyna na pierwszą potyczkę z kibolami dotrze pijana, bez połowy zębów i co najmniej kilkunastoma nowymi pozycjami na liście osób, które będą chciały pozbawić ją drugiej połowy. Westchnął, przecierając twarz dłonią,
-- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu. – Westchnął i powlókł się za nią. -
Znaleźliście się w barze, gdzie było niewiele osób. Mało, jak na takie skupisko ludzi idących na wojnę. A sądząc po lepszej jakości ubraniach, wszyscy byli tutejsi.
-
-- Myślisz, że stać Cię na to miejsce? — Zapytał z sarkazmem, widząc wdzianka tutejszych. — Pójdę gdzieś usiąść.
-
- Jestem bohaterką wojenną, dostanę za darmo - Wydęła wargi i poszła za tobą do wolnego stolika.
-
— Za darmo to ty dostaniesz najwyżej kopa w dupę. — Zaśmiał się, ale usiadł w końcu. Sam nie miał zamiaru niczego zamawiać, chociaż aż chciałoby się podejść do kontuary i zapytać “A można colę?”, znowu wtedy barman odpowiedziałby “A może być pepsi?”
-
Po chwili podeszło do was jakieś chude dziewczę, kolejna tyczka, zupełnie jak Owca. W dzisiejszych czasach zniknął problem nadwagi. Gdyby nie to, że była to sama skóra nawinięta na kości, to może mogłaby się podobać.
- Siwuchę i… Szklankę wody - Owca przewrócił oczami, jak zwykle przy wspólnych zamówieniach.
Kiedy tylko kelnerka się oddaliła na tyle, to dziewczyną przykleiła do niej wzrok i powiedziała z lekką zadumą.
- Jak myślisz, ile byśmy mieli jeszcze czasu…? -
— Nie wiem. Wydaje mi się, że do jutra wyruszymy. Najpóźniej, maks. A najwcześniej to jak Związek ogarnie swój chaos organizacyjny, może nawet za godzinę.
-
- Dobrze wiedzieć… - Mruknęła z nieodgadnioną miną, i aż westchnęła, gdy kelnerka schyliła się po upuszczony widelec.
Gdy po chwili przyniosła wam szklanki, to Owca dała jej porządnego klapsa. Dziewczyna już miała zrobić awanturę, ale gdy spojrzała najpierw niepewnie na stalkerkę, potem z lekkim strachem na ciebie, to powłoką zamknęła usta i odeszła z opuszczoną posłusznie głową. -
Spojrzał na Owcę surowo. Powiedzenie, że Marley za takimi zachowaniami nie przepadał, byłoby niedopowiedzeniem.
— Musisz? — Skarcił ją.