-
— Nie, to dalej grabież. Tak nazywali to tylko politycy, Ci w w garniturach i pod krawatami. — Westchnął, tłumacząc. — Ci sami, co tak ładnie nas urządzili.
-
- A wy, starzy, i te wasze głupie nazwy… - Machnęła ręką - Jakby nie można było mówić prosto. Ja ci nie wymieniam miliona typów łusek na dupsku mutanta, kiedy chcę powiedzieć, że ten jakieś miał.
-
Zaśmiał się ochryple.
— Ha, “Milion typów łusek na dupsku mutanta”, dobre, zapiszę to sobie gdzieś… -
- To dopisz sobie jeszcze “Jestem stary i lubię wkurzać dużo młodszych od siebie”. A na koniec jeszcze podkreśl ze dwa razy, dla pewności - Spojrzała na ciebie, jak na niespełna rozumu.
-
— Masz to jak w banku. — Odparł. — Mam wyciągnąć notatnik czy to już koniec twoich złotych mądrości na dzisiaj?
-
- Może jeszcze na coś wpadnę po obiedzie - Burknęła.
- Ej, mała. Nie pomyliło Ci się coś przypadkiem? Chyba się zgubiłaś - Podszedł do was jakiś niski ale krępy facet, wyglądał jak żywcem wyjęty z filmu krasnolud.
- Spadaj, karakanie.
- Wynoś się stąd, pókim dobry, mundurowe ścierwo! -
Marley przystanął obok w rozkroku, krzyżując dłonie. Spojrzał z góry na Gimliego.
— Nikt się tutaj nie zgubił. Jesteśmy z posłańcem z Federacji. -
- To ciekawe, bo ja też. A nie przypominam sobie, żeby się prosili tych psów ze wschodu - Splunął dziewczynie pod nogi.
- Trzymaj mnie, bo jak mu zaraz przyłożę, to nawet Lodołamacz nic by nie poradził! - Owca zrobiła krok do przodu. -
Zastąpił jej drogę, stając między nią a Gimlim.
-- A ja tak. I lepiej dla Ciebie będzie, jeżeli też sobie przypomnisz.
Przygotował dłoń do błyskawicznego dobrania hokeja z plecaka. Nie chciał obijać mordy Gimliemu, ani samemu zostać obitym, ale wolał być przygotowanym w razie gdyby do tego doszło. -
- Wiking, kurwa twoja w tę i nazad! - Podszedł do niego strażnik hali, ubrany w charakterystyczny uniform - Bo ona jedyna zakłada łachy wojskowych? Jak masz wypierdalać do Federacji, to wypierdalaj, i nie rób mi tu zamieszania!
Awanturujący się mężczyzna dłuższą chwilę patrzył z nienawiścią na strażnika, jednak w końcu odpuściłem i w cichy odszedł do stosu skrzyń, które właśnie wynoszono na zewnątrz. -
-- Dzięki. – Marley zwrócił się do strażnika. – Gość nisko stoi z cierpliwością. On zawsze tak?
-
- Niektóre rany po wojnie domowej jeszcze się nie zabliźniły. Lepiej ją gdzieś schowaj, dopóki nie ruszycie do Federacji.
- Sam się schowaj… - Mruknęła, ale mężczyzna od razu odszedł na przeciwległy koniec hali, gdzie dochodziło do kolejnej burdy - Nie mogę, muszę się napić… Im dalej w ten ciemnogród, tym więcej kretynów. -
— Życie. — Mruknął, odprowadzając wzrokiem strażnika. — A mówiąc o Federacji… To co teraz?
Spojrzał na tłum. Ktoś rządził nad tym wszystkim? -
Wyglądało na to, że każdy z wysłanników sprawował pieczę nad tymi, których ze sobą przyprowadzili.
- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu - I nie czekając na ciebie, ruszyła przodem w gąszcz alejek. -
Stanął w miejscu, zastanawiając się nad słusznością “zaproszenia” Owcy na wojnę. Jeżeli dalej tak pójdzie, to dziewczyna na pierwszą potyczkę z kibolami dotrze pijana, bez połowy zębów i co najmniej kilkunastoma nowymi pozycjami na liście osób, które będą chciały pozbawić ją drugiej połowy. Westchnął, przecierając twarz dłonią,
-- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu. – Westchnął i powlókł się za nią. -
Znaleźliście się w barze, gdzie było niewiele osób. Mało, jak na takie skupisko ludzi idących na wojnę. A sądząc po lepszej jakości ubraniach, wszyscy byli tutejsi.
-
-- Myślisz, że stać Cię na to miejsce? — Zapytał z sarkazmem, widząc wdzianka tutejszych. — Pójdę gdzieś usiąść.
-
- Jestem bohaterką wojenną, dostanę za darmo - Wydęła wargi i poszła za tobą do wolnego stolika.
-
— Za darmo to ty dostaniesz najwyżej kopa w dupę. — Zaśmiał się, ale usiadł w końcu. Sam nie miał zamiaru niczego zamawiać, chociaż aż chciałoby się podejść do kontuary i zapytać “A można colę?”, znowu wtedy barman odpowiedziałby “A może być pepsi?”
-
Po chwili podeszło do was jakieś chude dziewczę, kolejna tyczka, zupełnie jak Owca. W dzisiejszych czasach zniknął problem nadwagi. Gdyby nie to, że była to sama skóra nawinięta na kości, to może mogłaby się podobać.
- Siwuchę i… Szklankę wody - Owca przewrócił oczami, jak zwykle przy wspólnych zamówieniach.
Kiedy tylko kelnerka się oddaliła na tyle, to dziewczyną przykleiła do niej wzrok i powiedziała z lekką zadumą.
- Jak myślisz, ile byśmy mieli jeszcze czasu…?