Federacja Starej Huty
-
“Ciekawe czym chcą to spłacić…” Pomyślał, coraz bardziej nabierając podejrzliwości wobec całości tej operacji. Jednak pomógł z ładunkiem, a potem wślizgnął się zgodnie z poleceniem do piwnicy.
-
Gdy wszedłeś do dość dużej piwnicy, z przebitymi ściankami działowymi, żeby powiększyć przestrzeń magazynową, to od razu w oczy rzucał się rozgardiasz. Ciągle ktoś wchodził, wychodził, skrzynie przynoszono, wynoszono albo po prostu przenoszono z jednego kąta w drugi. Ale najbardziej znaczący był widok ludzi. Zmęczeni, brudni, praktycznie każdy ranny. W drzwiach wartę trzymał człowiek ze świeżo amputowaną nogą, siedział na chybotliwym krześle z przemokniętym bandażem, zaczynała zbierać się pod nim kałuża krwi.
-
“Kurwa.”
Marley zwolnił. Przez jego całe ciało, począwszy od stóp, a na czubku głowy kończąc, przeszedł znany, znienawidzony dreszcz. Paraliżował go i zniewalał.
“Byłem tu już, prawda?”
Wyciągnął dłonie przed siebie, jakby chcąc coś chwycić.
“Nie nauczę się, znowu to zrobiłem.”
Wspomnienia tamtej wojny ogarnęły go. Wstrząsnął głową, jakby to miało wyprzeć je z umysłu.
“Znowu jestem na “dobrej” wojnie, co?”
Przebrał palcami i rozejrzał się po całej piwnicy, szukając najciemniejszego, najbardziej odosobnionego miejsca. -
Na dobrą sprawę, każdy mógł być takim. Mocno oszczędzano na świetle, ustawiając je tylko w ważniejszych miejscach.
- Ty! - Wasz przewodnik wskazał cię palcem, a potem przeniósł wzrok na resztę grupy - Bierz tą swoją małą. Jeszcze ty, ty i ty! Wszyscy za mną!
Poszedł do drugiej piwnicy, przez resztkę ścianki, wyszedł tamtymi drzwiami i wszedł w kolejną piwnicę. -
“Nie myśl o tym. Masz iść - to idź. Później będę dumał. Nie mogę dumać na wojnie.”
Jakby brodząc w wilgotnym betonie, poszedł za przewodnikiem, wkuwając wzrok w podłogę. -
Przy stole, poza wskazanymi osobami, stały jeszcze dwie. Obaj poważni, milczący, wpatrujący się w mnóstwo kartek papieru rozrzuconych po sporym stole. Jeden z nich ewidentnie był Pradawnym, drugi młodszy, chociaż niewykluczone, że także dobrze znał poprzedni świat.
-
Widząc Prawdawnego, Marley wolał pozostać w objęciach półmroku zapewnianego przez ścianę. Lęk przed tym, z czym kojarzyła się jego twarz, był jego wiernym towarzyszem.
-
- Majorze Woliński! - Wasz przewodnik wyprężył się przed starszym mężczyzną - Melduję, że zgodnie z rozkazem przyprowadziłem ochotników oraz dostarczyłem sprzęt. Przedstawiam także potencjalnych kandydatów na objęcie stanowisk dowódców ochotniczych grup uderzeniowych, zgodnie z moją wiedzą i oceną zdolności w trakcie drogi.
- Spocznij, Żółtek. Reszta, chodźcie tu bliżej. Nie ma czasu do stracenia, już i tak się spóźniacie trzy godziny. Musimy natychmiast uderzył - Major rozłożył na środku odręczny, jednak niesamowicie dokładny plan okolicy, obejmujący kilka przyległych bloków i kawałek terenu stadionu. -
Teraz dostał awans na dowódcę grupy uderzeniowej?! Do cholery, nie pisał się na to! Przecież będzie miał… Ale czy tym samym nie będzie miał mocy ograniczenia rozlanej krwi? Pieprzona ruletka, pieprzona ruletka…
Podszedł do planu.
-
Na pierwszym planie leżał schemat budynku, najprawdopodobniej tego, w którym obecnie się znajdowaliście. Major kolejno wskazywał palcem.
- Jesteśmy tutaj, w piwnicy. Skrzydło środkowe jest obecnie ziemią niczyją, co chwilę pojedyncze pokoje przechodzą z rąk do rąk. Główne siły wroga są w skrzydle naprzeciwko, tym bliżej stadionu. Jedynym wyjątkiem jest klatka narożna po tamtej stronie. Nasi ludzie zadekowali się na ostatnim piętrze we wszystkich mieszkaniach i nie dopuszczają kiboli na schody. Ze wszystkich stron idą ściany nośne, więc póki co, nie odważyli się próbować ich przebijać, ale kto wie. Sporo im tam napsuli krwi i chłopakom jakoś się nie spieszy, żeby się wycofać.
- A kto nimi dowodzi? - Zapytał Żółtek. I gdy usłyszał krótkie, ciężkie “Achaj”, to zaklął szpetnie i głęboko pogrążył się w myślach, wbijając wzrok w dokumenty.
- Wracając. Między skrzydłami idą tyrolki ale wszystkie liny poluzowaliśmy, jakby im się zebrało na szarżę. Prawdopodobnie oni zrobili to samo. Parking jest obecnie polem walk snajperów, niestety karki mają przewagę. Siły ochotnicze zostaną uzupełnione o nasze świeże siły i wyprowadzimy skoordynowany atak. Większość ścian ma przejścia, więc możemy iść przez całą długość budynku. Pięć grup pójdzie jednocześnie przez piwnicę, parter i trzy piętra. Kilku naszych zwiadowców spróbuje wcześniej odciągnąć ich uwagę idąc strychem. Atak naszych sił specjalnych puścimy przedwojennymi bunkrami, opóźnimy go trochę, żeby mniej więcej w tym samym czasie połączyli się z siłami z piwnic. Gdy dotrą, będą stanowić główną siłę uderzeniową, wtedy macie się podporządkować rozkazom tamtejszego dowódcy. Do tego czasu, znacie swoje role. Pytania? -
// Dobrze to zwizualizowałem?
//Mar milczał. Z założonymi ramionami analizował podany przez Wolińskiego rozkład budynku. Parter daje im więcej szans na ucieczkę, lecz góra bardziej chroni…
-
// Zajebista wizualizacja, pozdrawiam. //
-
//Nawet bardzo dobrze.
-
- Właściwie, to tak… - Mruknęła Owca, chociaż bez tej swojej charakterystycznej maniery, pocierała tylko brodę w zamyśleniu - Po kiego wała mamy tam leźć, skoro możemy im po prostu spierdolić tę kupę gruzów na łby?
Trzej zebrani przy stole Federałowie zmrozili ją wzrokiem. Pierwszy odezwał się wasz przewodnik, Żółtek. Tak spokojnie, i w miarę obojętnie, jak tylko się dało.
- Pomijając fakt, że wam za to zapłacimy, to przede wszystkim dlatego, że my tam MIESZKAMY. Do tego mamy tam mnóstwo sprzętu, w tym warsztatowego. Podejrzewamy też, że trzymają tam także część z zakładników.
- Zakładnicy? - Dziewczyna zrobiła wielkie oczy - Nic nie mówiliście o zakładnikach!
- To spekulacja, nie twarde fakty. Przy pierwszym uderzeniu mocno nas zaskoczyli, większość z cywilów została uprowadzona. Nie dostaliśmy wezwania do okupu, więc pewnie odesłali ich na stadion w roli taniej siły roboczej. Coś jeszcze?
Stalkerka milczała. Na wieść o niewolnictwie, buchnęły jej z oczu płomienie. -
— Załóżmy. — Marley przerwał milczenie, unosząc dłoń. — Że akcja powiedzie się w stu procentach i odbijemy skrzydło z łap kiboli. Czy w takiej sytuacji mamy pozwolenie na dalsze działania czy czekamy na rozkazy z góry?
-
- Macie czekać na uzupełnienia, będziemy musieli przebić się do bloku po drugiej stronie, wtedy będziemy się zastanawiać nad ewentualnym kontratakiem. Ale sytuacja jest dynamiczna, do czasu przybycia gońców z odpowiednimi instrukcjami, o wszystkim decydują specjalsi.
-
— Hmm. — Mruknął w odpowiedzi, na powrót składając ramiona. W jego głowie tliła się pewna idea, jednak nie był pewien czy dołożenie drew do jej paleniska było dobrym pomysłem.
-
- Skoro to wszystko, to możecie iść. Rozdysponujcie sobie ludźmi, wybierzcie sobie ścieżki ataku. Sprzęt wam wydadzą nasi ludzie. - Major skinął do drzwi, którymi weszliście.
-
Twarz Marleya była zaciemniona. Myślał, myślał bardzo głęboko. Jednak wyszedł, od razu szukając w pamięci tego, czy spotkany wcześniej Wiking także szedł z ochotnikami.
-
Był w grupie ochotników, jednak trzymał się z dala, pielęgnując swoją nienawiść do mundury dziewczyny.
Wyznaczeni dowódcy zebrali się w kręgu, nie bardzo wiedząc, co teraz robić, więc Owca wreszcie zabrała głos.
- No dobra, największych karków biorę do siebie, a resztą już się jakoś podzielicie.
- A niby czemu do ciebie? - Burknął jeden z mężczyzn.
- Bo jestem najmniejsza, najdrobniejsza, najsłabsza i najbardziej potrzebuję opieki - Skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na niego niechętnie. Nikt już się nie odezwał, ciężko się było z tym spierać.