Federacja Starej Huty
-
Teraz dostał awans na dowódcę grupy uderzeniowej?! Do cholery, nie pisał się na to! Przecież będzie miał… Ale czy tym samym nie będzie miał mocy ograniczenia rozlanej krwi? Pieprzona ruletka, pieprzona ruletka…
Podszedł do planu.
-
Na pierwszym planie leżał schemat budynku, najprawdopodobniej tego, w którym obecnie się znajdowaliście. Major kolejno wskazywał palcem.
- Jesteśmy tutaj, w piwnicy. Skrzydło środkowe jest obecnie ziemią niczyją, co chwilę pojedyncze pokoje przechodzą z rąk do rąk. Główne siły wroga są w skrzydle naprzeciwko, tym bliżej stadionu. Jedynym wyjątkiem jest klatka narożna po tamtej stronie. Nasi ludzie zadekowali się na ostatnim piętrze we wszystkich mieszkaniach i nie dopuszczają kiboli na schody. Ze wszystkich stron idą ściany nośne, więc póki co, nie odważyli się próbować ich przebijać, ale kto wie. Sporo im tam napsuli krwi i chłopakom jakoś się nie spieszy, żeby się wycofać.
- A kto nimi dowodzi? - Zapytał Żółtek. I gdy usłyszał krótkie, ciężkie “Achaj”, to zaklął szpetnie i głęboko pogrążył się w myślach, wbijając wzrok w dokumenty.
- Wracając. Między skrzydłami idą tyrolki ale wszystkie liny poluzowaliśmy, jakby im się zebrało na szarżę. Prawdopodobnie oni zrobili to samo. Parking jest obecnie polem walk snajperów, niestety karki mają przewagę. Siły ochotnicze zostaną uzupełnione o nasze świeże siły i wyprowadzimy skoordynowany atak. Większość ścian ma przejścia, więc możemy iść przez całą długość budynku. Pięć grup pójdzie jednocześnie przez piwnicę, parter i trzy piętra. Kilku naszych zwiadowców spróbuje wcześniej odciągnąć ich uwagę idąc strychem. Atak naszych sił specjalnych puścimy przedwojennymi bunkrami, opóźnimy go trochę, żeby mniej więcej w tym samym czasie połączyli się z siłami z piwnic. Gdy dotrą, będą stanowić główną siłę uderzeniową, wtedy macie się podporządkować rozkazom tamtejszego dowódcy. Do tego czasu, znacie swoje role. Pytania? -
// Dobrze to zwizualizowałem?
//Mar milczał. Z założonymi ramionami analizował podany przez Wolińskiego rozkład budynku. Parter daje im więcej szans na ucieczkę, lecz góra bardziej chroni…
-
// Zajebista wizualizacja, pozdrawiam. //
-
//Nawet bardzo dobrze.
-
- Właściwie, to tak… - Mruknęła Owca, chociaż bez tej swojej charakterystycznej maniery, pocierała tylko brodę w zamyśleniu - Po kiego wała mamy tam leźć, skoro możemy im po prostu spierdolić tę kupę gruzów na łby?
Trzej zebrani przy stole Federałowie zmrozili ją wzrokiem. Pierwszy odezwał się wasz przewodnik, Żółtek. Tak spokojnie, i w miarę obojętnie, jak tylko się dało.
- Pomijając fakt, że wam za to zapłacimy, to przede wszystkim dlatego, że my tam MIESZKAMY. Do tego mamy tam mnóstwo sprzętu, w tym warsztatowego. Podejrzewamy też, że trzymają tam także część z zakładników.
- Zakładnicy? - Dziewczyna zrobiła wielkie oczy - Nic nie mówiliście o zakładnikach!
- To spekulacja, nie twarde fakty. Przy pierwszym uderzeniu mocno nas zaskoczyli, większość z cywilów została uprowadzona. Nie dostaliśmy wezwania do okupu, więc pewnie odesłali ich na stadion w roli taniej siły roboczej. Coś jeszcze?
Stalkerka milczała. Na wieść o niewolnictwie, buchnęły jej z oczu płomienie. -
— Załóżmy. — Marley przerwał milczenie, unosząc dłoń. — Że akcja powiedzie się w stu procentach i odbijemy skrzydło z łap kiboli. Czy w takiej sytuacji mamy pozwolenie na dalsze działania czy czekamy na rozkazy z góry?
-
- Macie czekać na uzupełnienia, będziemy musieli przebić się do bloku po drugiej stronie, wtedy będziemy się zastanawiać nad ewentualnym kontratakiem. Ale sytuacja jest dynamiczna, do czasu przybycia gońców z odpowiednimi instrukcjami, o wszystkim decydują specjalsi.
-
— Hmm. — Mruknął w odpowiedzi, na powrót składając ramiona. W jego głowie tliła się pewna idea, jednak nie był pewien czy dołożenie drew do jej paleniska było dobrym pomysłem.
-
- Skoro to wszystko, to możecie iść. Rozdysponujcie sobie ludźmi, wybierzcie sobie ścieżki ataku. Sprzęt wam wydadzą nasi ludzie. - Major skinął do drzwi, którymi weszliście.
-
Twarz Marleya była zaciemniona. Myślał, myślał bardzo głęboko. Jednak wyszedł, od razu szukając w pamięci tego, czy spotkany wcześniej Wiking także szedł z ochotnikami.
-
Był w grupie ochotników, jednak trzymał się z dala, pielęgnując swoją nienawiść do mundury dziewczyny.
Wyznaczeni dowódcy zebrali się w kręgu, nie bardzo wiedząc, co teraz robić, więc Owca wreszcie zabrała głos.
- No dobra, największych karków biorę do siebie, a resztą już się jakoś podzielicie.
- A niby czemu do ciebie? - Burknął jeden z mężczyzn.
- Bo jestem najmniejsza, najdrobniejsza, najsłabsza i najbardziej potrzebuję opieki - Skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na niego niechętnie. Nikt już się nie odezwał, ciężko się było z tym spierać. -
Owca nie była głupia, jeżeli rzeczywiście znajdzie sobie takich, to raczej jej własny tyłek będzie porządnie chroniony przed kibolami. Tymczasem Marley poszedł zagarnąć Wikinga. Może i był niski w butach, ale instynkt mówił mężczyźnie, że w walce poradzi sobie lepiej.
— Wiking, ta? — Podszedł do faceta. — Moje gratulacje, zostałeś zwerbowany. -
- Zwerbowany? A co ty pierdolisz, facet? - Popatrzył na ciebie z niekrytym zdziwieniem, podrapał się przy tym po szczecinie na brodzie. W okolicy zaczął się ruch, podobne słowa padały zewsząd.
Dopiero pojawienie się jakiegoś mężczyzny wzbudziło najpierw zamęt, a potem grobową ciszę. Z całą pewnością miał na sobie jakiś rodzaj mundury, jednak spod warstwy brudu, starej krwi i sadzy, nie sposób go było odróżnić od chodzącego trupa.
- Panie majorze! - Mężczyzna zawył to takim głosem, jakby miał zaraz umrzeć na miejscu. -
“Raport z sytuacji na froncie”? Marley spojrzał na biedaka, nie widząc czego się spodziewać. Sprawy z wikingiem załatwi za chwilę.
-
- Co tu się dzieje?! - Woliński wyszedł z przyległego pokoju chmurny. Gdy zobaczył żołnierza, natychmiast do niego podbiegł i zdążył przytrzymać, zanim ten upadł na twarz.
- Panie majorze… Przebili się…! - Jęknął mężczyzna płaczliwie.
- Jak się przebili? Mów dokładnie, żołnierzu!
- Kibole! Przeszli przez Wielką Płytę…! Chyba dostali tranzyt… - Facet chyba zaraz straci przytomność.
- Kto teraz dowodzi?!
- Esmeral… - Gdy wojak napotkał gniewny wzrok dowódcy, natychmiast się poprawił - Yyyy… W sensie… Pani chorąża Kicińska! Ostatni blok padł, kolejny ma odciętą pierwszą klatkę, w drugiej zajęli piwnicę i parter. Tam była chorąża. Odkąd mnie wysłali, prowadzili ciężkie boje, dwa razy wysyłaliśmy wsparcie, ale nie byliśmy w stanie odbić Esmer… Kicińskiej!
Przez chwilę głównodowodzący Federacji się zastanawiał, po czym orzekł.
- Posłaniec do lazaretu. Reszta! Wymarsz w ciągu godziny! Nie obsadzeni mają się do mnie zgłosić natychmiast! - Oddał gońca w ręce felczera, po czym znikł w pokoju narad. -
Sytuacja na froncie najwidoczniej nie wygląda za ciekawie. Ale hej, w końcu to ani, armia dobrych wojaków Szwejków przybywa, by zawalczyć z wrogiem! A przynajmniej zatrzymać go na tyle, by nie zalał reszty Woli…
— Wracając. — Ponownie zwrócił się do Wikinga. — Wychodzi na to, że awansowałem i teraz moim zadaniem jest zebranie Drużyny Pierścienia, z którą pójdziemy na spacer do Kiboli. I wychodzi na to, że ty masz niepowtarzalne szczęście zostać zaproszonym do tej drużyny bez możliwości odmowy. Fajnie, nie? -
- Tak, kurwa, zajebiście… Wręcz sram po łapach ze szczęścia… Już się nie mogę doczekać, żeby wycierać nos ten twojej durnej cipie, co ledwo dosięga klamki - Splunął, najwyraźniej wciąż miał w pamięci scysję sprzed ruszenia w drogę.
-
“Ona chociaż jej dosięga…” pomyślał, ale nie odważył się wypowiedzieć tych słów na głos.
— Tą przyjemność możesz sobie zostawić na później, a skoro to już jest ustalone, musimy znaleźć kolejnych herosów, którzy zasilą Drużynę Pierścienia. Jakieś pomysły? — Spojrzał na Wikinga.// Ile osób mogę sobie dobrać tak wgl? //
-
Ten post został usunięty!