Los Angeles
-
-
Kuba1001
Reich:
Jeden z Twoich kompanów w porę zakneblował jej usta, nim zdążyła błagać o litość czy wołać o pomoc. Dzięki temu dotarliście do bazy bez żadnych opóźnień i niespodzianek.
Zohan:
‐ Chyba od kilku miesięcy nie mieliśmy nic takiego w ustach. ‐ odparł Rick. ‐ Apokalipsa nie dość, że wzbudza w człowieku najgorsze możliwe instynkty, to jeszcze robi z niego abstynenta. -
-
-
Kuba1001
Zohan:
‐ Nie wyruszymy aż tak szybko, ale to i tak dobry pomysł.
Reich:
Twoi podwładni poszli posłusznie wypełnić rozkazy, a po chwili Roger wrócił z jednym Fanatykiem, dość charakterystycznym mężczyzną, ze względu na łysą czaszkę i wytatuowaną twarz, ramiona, przedramiona i klatkę piersiową, które eksponował, chodząc zwykle nagi od pasa w górę, jedynie z krzyżem zawieszonym na szyi. -
-
-
Kuba1001
Zohan:
Co ciekawe, nie wszyscy poszli za Tobą, jedynie Rick i tamten wielki czarny mieli ochotę chlapnąć coś po drodze. Bar był mały, ale zadbany, choć nie gwarantował zbyt wielu wygód: Rzutki, kilka stolików, kilkanaście krzeseł, długa lada, kilka stołków przy nim, młody barman przecierający kufle, najpewniej żołnierz, bo nosił dość ostentacyjnie parę pistoletów, jeden w kaburze na biodrze, drugi w okolicach żeber. Dostrzegłeś też drugiego żołnierza, prawdziwego draba ze strzelbą. Poza Wami nie było tu innych klientów.
Reich:
Nie poświęcił Ci za wiele uwagi, niemalże całą skupił na schwytanej kobiecie.
‐ Misja udana, jak rozumiem? ‐ zapytał dopiero po kilku minutach, wreszcie zwracając się do Ciebie. -
-
-
Kuba1001
Zohan:
‐ Amunicja albo jakieś przydatne pierdoły, jeśli chcesz tylko kufel. Kiedyś sprzedaliśmy całą beczkę dla jednego najemnika, który dał nam karabin M4.
Reich:
‐ Zajmę się tym. ‐ odparł, głaszcząc kobietę delikatnie po policzku, a ta przerażona odsunęła się, krzycząc coś przez knebel. ‐ A Wy odpocznijcie. Ale pamiętajcie, że Wasza misja się nie skończyła. Jutro wyruszycie na łowy. I pojutrze. I za dwa dni. Tak długo, aż ten komandos będzie martwy lub Wy zginiecie, próbując go zabić. Ale do jutra postaram się Wam załatwić informacje i wsparcie, żeby nie przedłużać tej farsy, ten mężczyzna grał nam wszystkim na nerwach zdecydowanie zbyt długo. -
Reichtangle
‐ O tak, możesz mi wierzyć, że jak mało kto chcę śmierci tego niewiernego i poświęcę ku temu całą swoją duszę. ‐ Po chwili krępującego milczenia zagadnął ‐ Cóż, czy wszystko …eee…w porządku tutaj? Wczoraj i dziś byłem dość nieobecny. Czy ktoś podchodził pod naszą bazę? Czy wszyscy zdrowi? Zaczyna nam czegoś brakować?
-
Kuba1001
‐ Gdyby nie ten komandos, bylibyśmy tu tak szczęśliwi i wolni od zmartwień, jak w rajskim Edenie… Nawet pomimo tego grzesznego świata wokół. Dlatego rozumiesz jaka odpowiedzialność na Tobie spoczywa, prawda? I jaka nagroda Cię czeka, gdy wywiążesz się z tego zadania?
Zapewne chciał też dodać coś o karze, która spotka Cię, gdy zawiedziesz, ale ten Fanatyk wiedział, jak motywować podwładnych i w pewnych sytuacjach trzymać język za zębami. -
-
-
-
Kuba1001
Zabrał je, jeden z nich nadgryzając, tak jak starym zwyczajem sprawdzało się, czy moneta, którą wręcza się karczmarzowi, jest złota czy może podrabiana. Potem zaśmiał się i postawił przed Tobą kufel pełen piwa. Zapewne piłeś w życiu lepsze, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Twoi dwaj kompani również zamówili piwo, płacąc własną amunicją.
-
-
- Tego właśnie od Ciebie oczekujemy… A teraz odpocznij, tak jak Twoi ludzie. Spotkamy się tu o świcie. - odparł mężczyzna i zabrał ze sobą związaną i zakneblowaną Milicjantkę, udając się w sobie tylko wiadomym celu, Wy zaś wreszcie mieliście chwilę oddechu, w sam raz na solidny posiłek, prysznic, nieco odpoczynku i porządną dawkę snu.
-
Zaczął pić piwo i zapytał barmana:
– Dużo ludzi tędy przechodzi?