[Metro-Zdzieszowice] Perła
-
- Ja też nie mam rodziny. - mruknął ponoru, milcząc przez chwilę i wbijając wzrok w buty. Ale potem podniósł spojrzenie na żołnierza i dodał już normalnym tonem: - Robię z kilkoma chłopakami za wysoko postawionego trepa, który w zasadzie nie robi nic, wykonując jednocześnie bardzo ważne zadanie… Robię za dowódcę ochrony córki Dyktatora. - powiedział, robiąc krótką pauzę przed ostatnim zdaniem. Nie żeby było to coś tajnego, ważnego czy niesamowitego, sam też nie czuł się z siebie dumny, ale chciał potrzymać starego druha w niepewności choć przez chwilę.
-
Artur “Papier” Wójcik [T-4 (Wydarzenie)]
//Poczekaj ty, poczekaj. //
— Tak, już… — Przystanęła na sekundę, szukając czegoś po obu stronach alejki. Zgubiła się? Nie, szybko ruszyła dalej. Ewidentnie zależało jej na czasie, bo pomimo eleganckich butów (na obcasie!) co rusz zamieniała szybki marsz w lekki trucht. Z tej perspektywy nieco bardziej otrzeźwiały Artur mógł lepiej przyjrzeć się jej aparycji. Jego klientka była młodą, zadbaną dziewczyną. Miała około dwudziestu lat, może mniej i choć na standardy nowej rzeczywistości był to wiek zbliżający ją do półmetku średniej życia w Metrze, to jej zapewne jeszcze daleko do tej granicy. Na pierwszy rzut oka mógł stwierdzić, że dziewczyna nie parała się pracą. Dłonie bez żadnej skazy, białe i aksamitne jak chłodne mleko. Twarz tak samo jasna, bez cienia zmęczenia pod oczami, zaniepokojona sprawami odległymi i tak naprawdę nieważnymi, choć czujna. Nawet znalazło się na niej miejsce dla makijażu. Oczy zwykłe, podobne do tych, jakich tysiące na samej Perle: pozbawione światła i zmętniałe, opuszczone przez żywe barwy. Jej włosy za to przyciągały uwagę nie tylko swym złocistym odcieniem, ale także zadbaniem. Pofalowane, opadały za ramiona klientki, gęste i pozbawione rozdwojeń lub przerzedzeń. Obrazu młodej kobiety dopełniało to, co nosiła na sobie: zaczynając od rotundalnych kolczyków przesadnej jak na gust Papiera wielkości, wpiętych w jej uszy, przez skrócony na wymiar, beżowy płaszcz, a na niepostrzępionych jeansach kończąc.
Tak, Artur nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że dziewczyna, a raczej jej rodzina, nie narzekała na brak waluty. Płaszcz zdradzał ją zbyt wymownie swymi skróconymi połami. Bo kto do diabła marnowałby pieniądze na zniszczenie odzieży mogącej równie dobrze służyć za okrycie, jeżeli nie najbogatsi? Papier mógł policzyć takich ludzi na palcach jednej dłoni, włącznie z idącym kilka kroków przed nim przykładem.
Aleje Perły nie były dziś równie ruchliwe, co na co dzień. Nadążając za panienka, Artur co rusz widział wywieszone na kramach, w drzwiach kiosków czy na ścianach pracowni rzemieślniczych tablice głoszące wielkimi literami “ZAMKNIĘTE”, “Dziś Zamknięte” lub ukazujące bardziej zrozumiały znak, krzyżyk. Nie oznaczało to, że po drodze nie spotykali innych ludzi, wręcz przeciwnie. Lud ciągnął w dół, na piętro trzecie, by własnymi zmysłami doznać żywego artefaktu martwej przeszłości - muzyki. Do koncertu Orkiestry pozostawało jeszcze kilka godzin, ale obywatele gotowi byli na poświęcenie godzin swej pracy i waluty, byleby znaleźć się jak najbliżej sali, której inauguracji towarzyszyła nadchodząca uroczystość.
Na piętrze trzecim kluczyli przez kilka chwil, tam tłum gęstniał. Szybko jednak wydostali się z jego objęć, docierając do wspomnianej przez panienkę Pionierskiej. Skręt w zaułek, minięcie trzech alej i oboje znaleźli się przed wąziutkim, ale wysokim, bo sięgającym rozświetlonego nielicznymi żarówkami sufitu, budynkiem o drewnianym parterze i piętrze, przypominającym jurtę skleconą z stalowych prętów i rozwieszonego między nimi brezentu.
— To tutaj. Mieszkanie Filipa. — Oznajmiła klientka, opierając dłoń na sklejce drzwi.
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
Tymczasem na kontuarze pojawił się kolejny kieliszek wypełniony przeźroczystym płynem.
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
Oczy Słowackiego rozszerzyły się, prezentując wymalowane na jego twarzy uznanie.
— Nie żartuj! Robisz za ochronę Dyktatorówny? I to jako dowódca! A myślałem, że nic mnie dzisiaj nie zaskoczy… — Zachichotał. — Zazdroszczę. To musi być świetna fucha. Bez ryzyka, ale niezbędna. No i pewnie masz doborowe towarzystwo! Ej, a może umiałbyś mnie wkręcić do siebie, jakby któryś z twoich podkomendnych zdecydował się na emeryturę, co? Ha, marzenia! — Jego rechot, choć niegłośny, rozniósł się falami echa panującego na alei. Mężczyzna jednak szybko spoważniał, jakby przypomniał sobie o trapiącej go sprawie. — Mogę zadać Ci poufne pytanie?
-
Dark_Dante Wrogie niebo Legion Dusz [Dark Dante] Stalowa Wola Zgniły świt ostatnio edytowany przez Dark_Dante
Papier
- Mieszkanie? - Spojrzał na to, ledwo odklejając wzrok od tyłka klientki - To jest cholerna willa! To ja wpierdalamy szczury, ledwo wiązać koniec z końcem, a ten ucieka z kochanką z takiego pałacu?!
Oczywiście nie byłby sobą, jakby nie ponarzekał na wszelkie krzywdy tego świata. Oczywiście już pominął fakt, że sam je sobie sprawił. Gdyby nie to, że jednak trzymał pewien profesjonalizm, to już by się rozglądał za czymś, co mógłby zawinąć.Psychol
Przyjął go z wdzięcznością. W tej sytuacji już chyba tylko to mu pozostało. Aż wspomnieniami wrócił do okresu, gdy zabawiał się z lalunią w piwnicy. Może się okazać, że tak to się wszystko skończy. Problem w tym, że Dyktator zapewne szybko by go postawił pod ścianą.
-
Właściwie to niedługo będą mieli kilka wolnych etatów - pomyślał, rzecz jasna nie wypowiadając tego na głos. Myśl ta jednak go rozbawiła, ale wykorzystał reakcję mężczyzny, aby pośmiać się razem z nim.
- Sporo razem przeżyliśmy. Ufam ci, ty mi też możesz. Śmiało. O co chodzi? -
** Artur “Papier” Wójcik ** [T- 4(Wydarzenia)]
Nieskazitelna twarz klientki nagle rozlała się czerwienią Papier tylko zauważył, jak jej drobna dłoń zacisnęła się w pięść, gotową do wylądowania na podbródku detektywa. Dziewczyna musiała być bardziej bojowa, niż z początku przypuszczał.
— On nie uciekł z żadną kochanką, wiem to! — Wrzasnęła, unosząc się. — Odszczekaj!
— Wera, spokojnie. — Nagle znad ich głów dobiegł niski, męski głos. — Znajdziemy go.
Zza brezentowych ścian piętra wyglądał potężnej postury, młody brodacz, obarczający zarówno na przytemperowaną dziewczynę jak i detektywa poważnym wzrokiem. Gestem dłoni zaprosił ich do środka.
— Chodźcie, jest otwarte. — Powiedział jeszcze, po czym zniknął w jurcie.
Klientka, domniemana Weronika, tylko rzuciła Papierowi pełne gniewu spojrzenie i weszła do środka.
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
Jeżeli na jaw wyjdą wszystkie szwindle, przekręty i nielegalne transakcje Psychola – na pewno. Dyktator może i był słabym, staczającym się starcem, ale jednego Aleksander nie mógł mu odmówić; był bezwzględny wobec swoich wrogów. W tej sytuacji jedynym, co mogło go pocieszyć, był fakt, że jeżeli wpadnie w ręce prawa, to na jego egzekucji pojawi się mniej gawiedzi, niż na dzisiejszym “ostrzeżeniu”. Słyszał o tym, że w planie dzisiejszego koncertu zostało przewidziane wykonywanie wyroków; Ci to będą mieli widzów!
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
Mężczyzna dyskretnie odprowadził go na bok, odsuwając się od tłumu pędzącego aleją. Tam spojrzał poważnie na byłego dowódcę i szeptem zapytał:
— Czy ona przejmie władzę po ojcu?
W jego głosie nie było ani krzty charakterystycznej dla niego wesołkowatości, żartu czy animuszu. Pytanie to było w pełni poważne, a Samuel widział w oczach Słowackiego, że odpowiedź, niezależnie od jej charakteru, będzie miała dla niego ogromne znaczenie.
-
Papier
Wszedł i on, nie mając nic lepszego do roboty, a tym bardziej większego wyboru. Chociaż nie podobała mu się wizja, że będzie miał konkurencję, albo nawet i gorzej, smycz.
- Ja przepraszam najmocniej, że ośmielam się wtrącić zdanie do rozmowy tak szacownego grona - Teraz zaczął mówić z aż nazbyt przesadnym szacunkiem dla obecnych, licząc na to, że dziewczyna wpadnie już w prawdziwą furię - Ale nie nawykłem do pracy w parach. A tym bardziej do rywalizacji.Psychol
Wypił wszystko na raz i mocno uderzył dnem kieliszka o kontuar, kręcąc głową i próbując zaczerpnąć tchu.
- Pierdolona biurokracja… Zawsze będą wiązać ręce porządnym ludziom, którzy chcą, a przede wszystkim potrafią, załatwić sprawy tak, jak się powinno…
Mruczął pod nosem do siebie, złorzecząc na biurokrację, policję, wojsko, Dyktatora, cały świat i nawet na ostatni drobny kamień, który wpadł mu do buta czterdzieści lat temu. -
Samuel się zawahał. Moment ten zdawał się być jak najbardziej odpowiedni do wtajemniczenia starego druha w cały plan, zyskania dodatkowej pomocy w całej akcji lub szpiega i pomocnika tutaj, na miejscu, gdy konflikt już wybuchnie. Ale Sam wiedział, o jaką grę toczy się stawka i wolał nie ryzykować. Przybrał więc smutną minę, nad czym nie musiał się trudzić, bo rzeczywiście tak się czuł, gdy mówił:
- Niestety tak. A przynajmniej wszystko na to wskazuje. Nam pozostaje liczyć, że może jeszcze zmądrzeje lub ojciec zapewni jej doradców, którzy jakoś to pociągną. -
Artur “Papier” Wójcik [T- 4(Wydarzenia)]
Po przejściu przez węziutki parter (najwidoczniej zasiedlony przez liczną rodzinę, sądząc po mnogości leżysk i rupieci porozrzucanych na podłodze) dostali się do jurty, gdzie czekał na nich brodacz.
Jurta łączyła w sobie warsztat, pracownię, kuchnię oraz sypialnię. Na jednym jej rogu postawiono pryczę-biurko, teraz zastawioną narzędziami otaczającymi w połowie wystruganą, drewnianą szablę. Na drugim rogu znajdował się prawdziwy zbiór najróżniejszych płócien, materiałów i tanich parodii sztalug. W kolejnym swoje miejsce miał niewielki piecyk beczkowy, a w ostatnim znajdowała się druga prycz.
Wbrew oczekiwaniom Artura, ani Weronika, ani brodacz nie osiągnęli spodziewanej reakcji. Dziewczyna, siedząca teraz na niewielkim taborecie, wydawała się zupełnie nie rozumieć sensu słów detektywa. Podobnie młody mężczyzna, który dopiero po chwili powiedział cokolwiek.
— Zaszło nieporozumienie. — Odparł spokojnie. — Nie mam zamiaru wchodzić nikomu w paradę, jestem przyjacielem i współpracownikiem Filipa, mówią mi Dżepetto. — Wyciągnął dłoń do Artura. — A pan to?
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
Jego wizja powoli zaczęła nabierać nowych zakrzywień i obłości, indukowanych alkoholem. Tymczasem barman bez słowa uzupełnił kieliszek.
Samuel Kazanecki [T-5(Wydarzenie)]
— Rozumiem. — Pokiwał w zadumie głową, lecz przy tym nieco się rozjaśnił. — Ale wiesz co? Ja jestem dobrej myśli. Dopóki jest stabilnie, dopóty jest dobrze. Ale no. Czas się zbierać. — Poklepał Kazaneckiego w ramię. — Dobrze było się z tobą zobaczyć, Sierżancie. Jak już wprowadzimy się na drugie, to zaproszę Cię na kubek bawarki i kieliszek czegoś lepszego, hę? No, to ustalone! Dobra, teraz już poważnie czas się zbierać, bo dostanę po uszach za spóźnienie na próbę. To co, do zaś? — Wyciągnął dłoń na pożegnanie.
-
Papier
- Oby… - Mruknął i dość niechętnie podał mu dłoń - Mówią mi “Papier”. No to teraz szybka lista pytań, przerzucenie okolicy do góry nogami i się rozstajemy.
Nie czekał na żadne pozwolenia, od razu zajął się gmeraniem we wszystkich dziurach, wreszcie był w swoim żywiole.
- Gdzie był ostatnio, z kim, co robił, z kim miał na pieńku, w co był ubrany, czemu uciek… Czemu miałby powód do “ZNIKNIĘCIA” - Poprawił się dość szybko, mimo że bardziej od odpowiedni, interesowało go teraz to, żeby co lepsze fanty pochować ukradkiem po kieszeniach.Psychol
Dłoń mu zadrgała, zaczęły odzywać się w nim stare demony, gdy na umór pił a potem bił. Kogokolwiek. A najczęściej pił już w trakcie służby i używał pałki częściej, niż powinien, cudem nie trafiając na długie lata za kraty. Westchnął ciężko i schował głowę w dłoniach, opierając się łokciami o blat. Póki co odsunął od siebie kieliszek.
-
- Chętnie. - przytaknął z uśmiechem, ściskając jego dłoń. Choć doskonale sobie zdawał sprawę, że nie będzie mieć czasu na coś takiego, to jednak trzymał mimikę i gesty na wodzy, nie chcąc dać po sobie tego poznać.
Może to już paranoja? - pomyślał, ale również w głowie machnął na to ręką. -
Artur “Papier” Wójcik [T- 4(Wydarzenia)]
— Nie miał żadnego powodu! Mówiłam już! — Od razu wybuchnęła dziewczyna, ale brodacz ponownie uspokoił ją gestem dłoni.
— Wera ma rację. Nie przychodzi mi do głowy żaden powód, dla którego Filip miałby na tak długi czas uciec z Perły. To raczej bezkonfliktowy człowiek, największy spór toczył z matką, ale lata temu. — Odpowiedział, biorąc w dłonie kawał drewna.
— Zawsze narzuca na siebie trochę pstrokatą, ale bardzo uroczą, kwiecistą kurtkę. I jest bardzo rozpoznawalny przez pędzel włożony za ucho! Mówił mi, że to jest jego “statua”, szczegół odróżniający go od “szarej masy”.
— To prawda. — Stolarz pokiwał głową w zadumie. — Tak mówił. Ale jest coś jeszcze. — Spojrzał na dziewczynę, a zaraz potem przeniósł wzrok na detekywa . — Obiecałem mu, że nie powiem Werze o tym, ale chyba już nie ma sensu utrzymywać tego w tajemnicy.
Elegantka pobladła.Tymczasem Papier nie znalazł w jurcie zbyt wiele, poza wysuszonymi resztkami własnoręcznie stworzonych farb, przyborami heblarskimi i kilkoma rzeczami codziennego użytku.
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
— Czy życzy pan sobie odprowadzenia do domu? — Znad jego głowy rozbrzmiał jak zwykle stoicki głos barmana, w którym nie płynęła ani jedna nuta realnej troskliwości. Ba, to mało powiedziane; Łapta był pewien, że ten laluś zza kontuaru teraz patrzy na niego z wysoka, jak na pospolitego pijaka.
Samuel Kazanecki [T-4(Wydarzenie)]
— No, to do zobaczenia, Sierżancie! — Słowacki uśmiechnął się jeszcze raz. — Lecę! — I jak oznajmił, tak uczynił, pędem zagłębiając się w tłum zmierzający na halę koncertową. Tak szybko jak zniknął, tak prędko zostawił Kazaneckiego samego sobie i z niewielkim zapasem czasu potrzebnego, by dotrzeć na miejsce.
-
Papier
Prychnął na to wszystko. Nie dość, że nie dostałby za to nawet miedziaka, to jeszcze nijak mu to nie pomogło w śledztwie. A zdawkowe odpowiedzi towarzystwa tym bardziej. Poza ubiorem, to w sumie nie miał nic więcej, co by go mogło naprowadzić na trop. Odwrócił się do faceta i przewrócił oczami.
- No i co to za tajemna groza? Nie ma sensu robić teatralnych pauz, im szybciej ustalimy jego pierwsze kroki, tym większa szansa, że go znajdziemy.
Amatorzy… Cholerni amatorzy…
Sam nie był pewien, czy był to jego wewnętrzny głos, czy ten drugi, który rzadko go opuszczał.Psychol
- Życzył bym sobie, żeby strzelić tego dyrektorskiego dyletanta w pysk! - Zacisnął pięści, by po chwili odetchnąć spokojniej i podnieść głowę na barmana - Ale tego nikt nie jest w stanie dokonać. A przynajmniej nie z możliwością powtórki.
-
Tak więc wrócił do przerwanego marszu, nieco zwiększając tempo, aby nadrobić stracony na rozmowie czas i nie spóźnić się.
-
Artur “Papier” Wójcik [T- 4(Wydarzenia)]
Dżepetto w odpowiedzi stoicko wzruszył ramionami.
— Filip wyruszył w podróż na Promową. Chciał przedostać się na zatopioną stację starymi tunelami, bo miał nadzieję znaleźć tam prezent oświadczynowy dla Ciebie, Wero.
Dziewczyna jakby skruszyła się w oczach pod wpływem wzroku heblarza. Cofnęła się o kilka kroków i przysiadła na jednym z stołków, chowając twarz w dłoniach. On wyciągnął w jej stronę rękę, ale w końcu nie wyrzekł ani słowa pociechy.
— To nie była pierwsza wycieczka Filipa na Promową. — Kontynuował, zwracając wzrok na detektywa. — Bywał tam już kilka razy, brał stamtąd barwnik do zielonej farby, czyli wodorosty. Zawsze szedł do Kościelnej korytarzami technicznymi, a ją samą omijał kanałami i wyskakiwał gdzieś w tunelu idącym do Promowej. Jest chudy i niski, więc dla niego rury nigdy nie stanowiły problemu. Chyba, że coś się tam zalęgło…Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
Gdy tylko wypowiedział swoją groźbę, w całym barze na kilkanaście sekund zapadła grobowa cisza. To były jedne z tych słów, o których każdy myślał, których każdy pragnął, lecz których każdy bał się wydusić z gardła.
Musiała minąć dobra minuta, by hałas w lokalu powrócił do swego poprzedniego stanu. W tym czasie do Łapty dosiadł się śmieszny człowieczek. Niski, chudziutki, o czuprynie i dzikim wąsisku w odcieniu najciemniejszego węgla. Jego wiek trudno było ocenić przez skórę, która upstrzona była czerwonymi, pokrwawionymi plamami świeżych ran, szarymi paskami tych opatrzonych i kremowymi bliznami tych zabliźnionych. Nosił na sobie archaiczny mundur pracowniczy Koksowników, łatany więcej razy niż Aleksander mógł zliczyć. Uśmiechnął się do niego.
— A co jeżeli jednak istniałaby na to szansa? — Zapytał, spoglądając błyszczącym wzrokiem.
Samuel Kazanecki [T-4(Wydarzenie)]
Niedługo później trafił do Koszarów. Brakowało tutaj charakterystycznego, codziennego zgiełku i tłoku. Wojsko wymaszerowało, choć tym razem nie by umacniać władzę Dyktatora na coraz to dalszych rubieżach, ale po to, by dać pokaz siły i liczby na hali koncertowej, w akompaniamencie muzyki wygrywanej przez orkiestrę.
Gdy wszedł do pokoju przeznaczonego dla ochrony Dyktatorównej, od razu powitało go kilka spojrzeń, a właściwie to para - czekających już Tomasza i Zygmunta. Spojrzenie Tomasza zawierało w sobie ulgę, konfuzję, ale przede wszystkim ulgę. Natomiast wzrok starszego Gwardzisty, gdyby mógł, zabiłby Kazaneckiego na miejscu.
— Nareszcie! — zagrzmiał — Spóźnienie na służbę i to w taki dzień. Gwardziście nigdy nie przystoi się spóźniać, Sierżancie! — Jakby brakowało jego dąsów, jeszcze po ojcowskiemu wzniósł palec. — Pamiętajcie o tym, Szara Gwardia stoi na straży Metra i zawsze musimy działać najlepiej, jak tylko możemy! To szczególnie tyczy się naszej czwórki, bo wszyscy wiemy, jak ważne jest nasze zadanie! Sierżancie. — Z ogólnej reprymendy przerzucił się od razu na Samuela. — Proszę od razu dobrać niezbędną amunicję, mundur i ewentualne wyposażenie, musimy od razu ruszać.Tonąc w potoku słów Zygmunta, Kazanecki dostrzegł też Matuesza, siedzącego w rogu pomieszczenia. Gibał się na swoim miejscu, co jakiś czas przejeżdżał smętnie dłonią po twarzy - zeszła noc chyba nie była dla niego najłaskawsza.
-
Papier
- No i masz… Jak go jakieś cholerstwo zatłukło, to nawet nie będzie jak go znaleźć… - Potarł czoło - Nic to, trzeba iść, i tyle w temacie. Nie macie tam jakiegoś gońca w swej bogatej sferze towarzyskiej?
Tym razem już zabrzmiał bezczelnie.Psychol
- Bójka z jednym z jego sobowtórów mnie nie interesuje - Westchnął oddechem jednego z tych ludzi, którzy mieli już wszystkiego tak serdecznie dość, że mogliby nawet gołymi rękami zniszczyć ONZ dla chwili spokoju.
- A tak się składa, że czekam na kogoś ważnego. -
Miał już coś powiedzieć i zacząć się tłumaczyć, ale uznał, że szkoda na to czasu i nerwów, więc tylko wymamrotał jakieś przeprosiny, obiecał, że to się już nie powtórzy i takie tam. Później rzeczywiście pobrał broń i całe niezbędne wyposażenie, dbając o to, aby zabrać w niezauważony sposób więcej magazynków, niedługo amunicja będzie dla niego towarem deficytowym.
-
Artur “Papier” Wójcik [T- 4(Wydarzenie)]
— …Gońca? — Kobieta wychyliła twarz spomiędzy dłoni, wydawała się być na granicy płaczu. — Na co gońca…?
Dżepetto jedynie uniósł pytająco brew.
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 11(Wydarzenia)]
— A tak się składa, że ja mam coś ważnego do powiedzenia. Ba! — Uniósł gwałtownie ramiona nad siebie, przyduże rękawy zsunęły się w dół. — To sprawa wagi najwyższej i podejrzewam, że tak ważna osobistość byłaby nią zainteresowana. Możemy sobie wzajemnie pomóc.
Samuel Kazanecki [T-4(Wydarzenie)]
Zygmunt, ani tym bardziej siedzący w rogu Mateusz nawet nie spostrzegli kilku naprogramowych magazynków, jakie Kazanecki zdołał schować w kieszeniach swojego munduru. Mateusz wydawał się być pogrążony w własnych myślach, wciąż zamroczonych kacem, zaś Zygmunt przeszedł do dalszej części swojej tyrady.
— Dzisiaj musimy szczególnie przyłożyć się do naszego zadania. Arnika (bo takie imię nosiła córka Dyktatora) zapewne będzie chciała dotrzymać towarzystwa Dyktatorowi podczas ceremonii otwarcia hali, więc będziemy odpowiadać nie tylko za jej bezpieczeństwo, ale także za bezpieczeństwo głowy państwa, czyli także całego Sojuszu! Uważnie obserwujcie całe otoczenie i nie ignorujcie żadnego zachowania, które wyda się wam choć trochę podejrzane. Dziś musimy okazać naszą najlepszą formę! — Niemalże krzyczał. — Czy to jest jasne?!
— Taest, panie generalne. — Wychrypiał Mateusz z swojego kąta. Gdyby wzrok mógł zabijać, to spojrzenie którym teraz obarczył go Zygmunt zamieniłoby Gwardzistę w kupkę popiołu.
-
//Też bym chciał wiedzieć, po jaką cholerę był mi ten goniec XD
-
// Artur Wójcik pijany albo niespełna rozumu //
-
//*Dark Dante.
-
Artur “Papier” Wójcik
- No jak to po co?! - Powiedział to dobitnym tonem, jakby jego poprzednie zdanie powinno być tak proste, że nawet karaluch by zrozumiał.
- Przecież trzeba kogoś wysłać za nim na stację!Aleksander “Psychol” Łapta
Patrzył na niego długo w milczeniu, całego go lustrując. Sam nie był pewnym, co robić. Póki co, przez najbliższe dwa dni każdy będzie myślał, że wciąż ma władze, a wszelkie słowa wygadywał po pijaku. Potem mógłby się zmyć ze stacji. I chociaż go kusiło, żeby oddać facetowi przydziałową klamkę, by ten na jego oczach rozwalił Dyktatora, to w końcu pokręcił głową.
- Tak się składa, że od jakichś trzech godzin już nie jestem “ważną osobistością”. -
- Nawet zmutowany szczur się między nami nie prześlizgnie. - odparł, bo choć też nie miał wiele entuzjazmu do tego zadania, to jednak nie chciał mieć problemów z dowódcą przez głupią odzywkę. Mogłoby to przecież utrudnić wykonanie tej prawdziwej misji.
-
Samuel Kazanecki [T-4(Wydarzenie)]
— Takiej właśnie postawy oczekuję, sierżancie! — Zygmunt odparł, dumnie napinając pierś, co przy jego ponad pięćdziesięcioletniej sylwetce przydawało mu wyglądu trochę krzywej, wypchanej kukły.
W jego głosie nie słychać było nawet cienia zwątpienia w szczerą intencję Samuela, co nasunęło Gwardziście refleksję; co zrobi z starym żołnierzem?
— Dopilnujemy wszystkiego, możesz być tego pewien. — Dodał Tomasz, który od jakiegoś już czasu wpatrywał się w podłogę, niespokojnie dreptając nogą. Jego głos nie zdradzał jednak jakiegokolwiek niepokoju.
— Taest. — Skwitował Mateusz, wciąż zbierający się z konsekwencji wyraźnie suto zakrapianiej nocy.
Niedługo później przybyła nocna warta, by przekazać służbę dziennej zmianie. Oddział Samuela od dawna zazdrościł tej czwórce. Na pierwszy rzut oka wykonywali tą samą robotę co oni, lecz różnica polegała na tym, że ich warta przypadała na czas od północy do ósmej rano, kiedy Dyktarówna zazwyczaj spała. Do wnętrza ,pałacu” wodza i jego córka nawet gwardzistom nie wolno było zaglądać, dlatego ich praca ograniczała się do spędzania ośmiu godzin na wartach i postojach w okolicy mieszkania. Fucha nudna jak cholera, ale za to prosta jak drut.
Niemniej, wydawali się być porządnymi ludźmi, których przydzielono do mało porządnego zadania. Nawet najbardziej fanatyczny Gwardzista z tamtego oddziału, zwany Seplą z racji tego, że przez brak większości zębów słyszalnie seplenił, zaczął niedawno żalić się nad tym, jak bardzo marnuje się przy tym zadaniu i o ile bardziej czułby się spełniony mordując Rdzawych lub mutanty w imieniu Dyktatora.
Nie zmieniało to tego, że każdy z nocnej warty, bez wyjątku, przybił symboliczną piątkę porannej warcie.
Tym samym wyruszyli z koszar, kierując się do rezydencji Dyktatora. Zygmunt wyszedł pierwszy, pospiesznie maszerując sztywnym krokiem, żywcem wyjętym z koszarowej musztry. Samuel szedł za nim, zaś oddziałowy medyk znajdował się zaraz obok niego, trzymając dłoń bliżej Szczyglika niż na co dzień. Mateusz powłóczył za nimi, sprawiając wyjątkowo paskudne wrażenie.
Jeżeli Samuel zamierzał zamienić kilka względnie prywatnych słów z którymkolwiek z towarzyszy przed dotarciem do ich celu, to był to prawdopodobnie ostatni dobry moment na to. Oczywiście, mógł też po prostu pójść prosto do rezydencji.
Artur “Papier” Wójcik [T- 4(Wydarzenie)]
To zadziwiające, że kilka niepozornych słów może przynieść efekty porównywalne do rzucenia iskry na stos prochu strzelniczego.
— Kogoś? KOGOŚ?! — Dziewczyna właśnie staranowała granicę spokoju i płaczu, podrywając się z miejsca z łzami w oczach. — Nie po to od dwóch dni szukam detektywa, żeby wysyłać KOGOŚ! — Zaczęła wygrażać Papierowi drżącymi, zaciśniętymi pięściami, co przy jej drobnej sylwetce wyglądało o wiele mniej groźnie, niż zapewne tego oczekiwała. — Jesteś DETEKTYWEM, to ty szukasz ludzi, to twoje zadanie! Tak jest! Dałam Ci zlecenie, opłacę Cię, więc zajmij się tym, rusz dupę, pójdź tam i poszukaj go! OD TEGO SĄ DETEKTYWI!
Jej tyrada skończyła się na tym, że ręka Dżepetta chwyciła jej płaszcz i pociągnęła dziewczynę w dół, usadawiając ją z powrotem na miejscu, dyszącą z wściekłości i czerwoną na twarzy, po której spływały krople łez, rozmazując makijaż. Jednak na moment obecny silne ramię strugarza zmuszało ją do uspokojenia nerwów.
— Weronika chciała powiedzieć, że oczekuje, iż Pan osobiście wybierze się tam i zbada sprawę. — Dżepetto wyjaśnił stoickim głosem. — I podejrzewam, że jest gotowa za to dobrze zapłacić.
Dziewczyna, słysząc to najpierw spojrzała z wyrzutem na strugarza, później na detektywa, a na końcu pokiwała głową twierdząco.
Aleksander “Psychol” Łapta [T- 9(Wydarzenia)]
Człowieczek wydawał się konkretnie zbity z tropu, ale jeszcze ciągnął dalej.
— Poinformowano mnie, że jesteście komisarzem. Wysoko postawionym, cytując. Czy to się zmieniło? — Odparł, ale w jego głosie nie było już nawet cienia optymizmu i entuzjazmu, który jeszcze kilka słów temu wręcz wylewał się z niego obfitymi potokami.
Tymczasem do klubu weszła twarz, którą Psychol zdążył poznać pewien czas temu. Był to ten sam kurier, którego kilka godzin wcześniej wysłał z wiadomością do Legata. Jak na autopilocie, spod wejścia do speluny szybkim krokiem podszedł wprost do Łapty i stanął zdecydowanie bliżej, niż mężczyzna roztaczał i tak już zawężoną granicę przestrzeni personalnej. Nie odezwał się jednak, ale wymownie spojrzał najpierw na chudego człowieczka, później na Łaptę. Jego wzrok pytał czy powinien przekazać wiadomości Aleksandrowi, podczas gdy nieznajomy mężczyzna siedział zaraz obok.
-
Artur “Papier” Wójcik
Ze spokojem większym, niż kiedykolwiek by się go po sobie spodziewał, po prostu odpalił papierosa i wysłuchał wszystkiego do końca.
- Oczywiście, że mogę tam pójść. Ale muszę to zrobić teraz - Wzruszył ramionami - A jak nie zrobię przeszukania w mieszkaniu i rozpytam swoich kontaktów w Perle, to mogę nie uzyskać kluczowych informacji. Skoro to nie ucieczka, to pewnie porwanie. Dla okupu, dla chorej zabawy, dla poczynienia politycznych kroków. Jak pójdę bez tego, to możliwe, że najzwyczajniej w świecie jakieś bandziory mnie zabiją.
Rzucił peta na podłogę i przydusił butem, robiąc małe kółko po pokoju.
- A jak się zajmę szukaniem informacji na miejscu, to możliwe, że jego już nie będzie i ślad po nim zaginie, może i na zawsze. Właśnie dlatego potrzebny mi goniec. Żeby sprawdził, czy jest na stacji, czy poszedł już na kolejną. Nie rozdwoję się na te jałowe dyskusje tylko zbierają nam cenny czas. Ufacie moim umiejętnością i robimy to po mojemu, czy jak zwykle to bywa, klient będzie mi się wtrącać w śledztwo?Aleksander “Psychol” Łapta
- Dosiądę się za chwilę - Jego oddech mógłby spokojnie zdmuchnąć dom trzeciej świnki. Złapał się za nasadę nosa i chwilę stał w milczeniu z zamkniętymi oczami. Miał ochotę po prostu pójść spać i wypiąć się na cały system państwowy. Po chwili skinął na gońca i poszedł przodem na zaplecze, bez słowa mijając barmana, jakby był u siebie. -
- Wszyscy wiemy, co musimy dziś zrobić. Nie spieprzmy tego. - rzucił w eter, niby do wszystkich, ale przede wszystkim to swojego jedynego oparcia w całej misji, zaangażowanego w cały plan Gwardzisty, z którym mieli dokonać czegoś, co może na zawsze zmienić sytuację w metrze… Tak czy siak, po tych słowach milczał, chcąc oczyścić umysł, i po prostu maszerował przed siebie, z całą resztą.