Federacja Starej Huty
- 
Marley z uwagą wysłuchał wypowiedzi mężczyzny. Pozwolił mu ją dokończyć co do słowa, po czym na chwilę zamyślił się nad nimi. — …Dobre! — Roześmiał się głośno, waląc ręką w stół, a jego głowa kiwała się na karku w rytm rechotu. — Batman, ludzie! Batman w Stalowej Woli! Łohoho… — Otarł łezkę z oka. — Łoho, dobre… 
- 
Samozwańczy kaznodzieja otworzył szeroko oczy i patrzył na ciebie, jak na kretyna, kompletnie nie mając pojęcia, co się dzieje. Za to jego przyjaciel dołączył do twojego śmiechu. 
- 
— Dobre… Ale rada na przyszłość, jeżeli chcesz zostać baśniopisarzem, to staraj się choć trochę urozmaicić materiał źródłowy. — Marley ciągnął żart. — Nikt nie lubi plagiatów. 
- 
Mężczyzna jeszcze przez chwilę siedział z otwartymi ustami, próbując łączyć wątki, po czym powoli na jego twarz spłynął gniew. Zrobił się czerwony, zmarszczył brwi i uderzył pięścią w stół. 
 - Mówię wam obu, że to prawda! Dawid wciąż poluje! Widziałem go! Łazi wokół kościoła, szuka ostatnich bydlaków!
- 
— Tak, tak… A ja mam piękne, bujne włosy sięgające do mojego pasa. — Odpowiedziałem, wciągając do reszty swoją potrawkę. — Ktoś naopowiadał Ci głupstw. To, co właśnie nam powiedziałeś, to kopia starej kreskówki, tylko ktoś podmienił imiona. 
- 
- Widziałem go…! - Chciał, by jego głos brzmiał donośnie, chociaż na koniec się załamał i dawał wydźwięk człowieka, który zaraz się rozpłacze - Dawid wciąż pilnuje nas wszystkich…! 
- 
— Widziałeś go, mówisz. — Marley podrapał się po szczecinie. — A jak bym powiedział Ci, że uwierzę jeżeli mi go pokażesz? Nie będę miał już żadnych wątpliwości, słowo harcerza. — Uniósł ceremonialnie dłoń w górę. 
- 
- To idź, zobacz! Wciąż patroluje rejony kościoła! Na pewno go w końcu zobaczysz! 
 - Dobra, stary, daj spokój. Wciąż gadasz tylko o jednym… - Kolega uspokoił twojego rozmówcę.
- 
— Twój kolega dobrze Ci radzi. — Marley kiwnął na to głową drugiemu. Po części miał jeszcze ochotę ciągnąć dalej dosyć zabawny temat, ale wypadało okazać choć trochę solidarnej postawy z drugim mężczyznom, który wydawał się być już zmęczony tą sytuacją. Z resztą, fan Dawida także chyba nie miał się najlepiej, a Mar nie był typem osoby, która kopałaby leżącego, dlatego odpuścił. 
- 
Gadatliwy facet zamilkł, ponuro gapiąc się w stół i szklankę samogonu na nim. Jego towarzysz odetchnął z ulgą. 
- 
— Jesteście tutejsi? Z Federacji? — Zapytał Mar, zmieniając zręcznie temat. 
- 
- Obaj - Towarzysz gadatliwego wzruszył ramionami - Ojczyzna wzywa, to przybywamy. A że te sprzedajne świnie postawiły kolejkę, od odbiorę chociaż część swoich podatków. 
- 
— Aha. — Marley kiwnął głową. — Ja tutejszy nie jestem, ale mogę się podpisać pod szamą za darmo i odesłaniem kiboli z powrotem na ich obsrany stadion. //Jakieś podpowiedzi do tego, co dalej począć? Na pewno nie zamierzam opuszczać Federacji dopóki Owca nie wyjdzie z szpitala.// 
- 
//Warto do niej wreszcie wrócić, i sprawdzić czy, jak się miewa, a nie tylko plotki, ploteczki :P// - Amen, bracie! - Mężczyzna uderzył mocno kieliszkiem o stół, po wypiciu porcji samogonu - Zapłacili ci jakoś uczciwie? Nam poza kolacją dali kilka zdobycznych gówien i powiedzieli, że jako stalkerzy zarobimy więcej, niż jakby w pestkach zapłacili. Ha! Skurwysyny… 
- 
// A obiadek szpitalny zjedzony? :V // 
- 
//A to odkąd on ją odwiedził nie minęły jakieś dwie godziny maks, czy się mylę? Choć time skipem nie pogardzę.// 
- 
//Uznajmy, że ploteczki trwały do wieczora. 
- 
Marley powrócił do prowizorycznego szpitala, by zobaczyć jak trzyma się Owca. Choć przy charakterze dziewczyny, pewnie najgorszą karą dla niej były nie szramy, a nuda… 
- 
Już z daleka było widać, że siedzi na łóżku strasznie nadąsana. Nad nią stała pielęgniarka z jakimiś papierami, najprawdopodobniej próbowała wypełnić kartę pacjenta. Wnioskując po jej minie, Owca w ogóle jej w tym nie pomagała. 
- 
— Owca! — Machnął jej już z daleka, podchodząc do lazaretowego łóżka. — I jak, wypisują Cię już? 
 



