Szkarłatna Wyspa
-
Aaaaa, ma trop!
- Dobrze, zajrzę do niego, dziękuję za rozmowę. - Rzucił monetę i poszedł w stronę chaty. -
Dzięki temu, że była na wybrzeżu, mogłeś zafundować sobie dość miły spacer po białym piasku, a nie przedzieranie się przez groźną dżunglę. Tak jak mówił myśliwy, nad brzegiem morza stała jakaś licha chatka na palach. Była tak zapuszczona, że mógłbyś przysiąc, że jest opuszczona od co najmniej kilku lat, ale niewielka strużka dymu unosząca się z paleniska przez otwór w dachu mówiła, że ktoś tam mieszkał, choć nie miałeś pewności, czy to akurat ten, którego szukałeś. No i czy rzeczywiście nie jest szalony. A przede wszystkim to czy jakoś się z nim dogadasz.
-
Dobrze że wiedział kogo może tam zastać, inaczej nie szedłby tak spokojnie i pewnie, co bardziej ostrożnie i nieufnie. Zapukał do drzwi, kiedy w końcu do nich podszedł. Jeśli rzeczywiście jest szalony, przerażające twory jego iluzji powinny zadziałać na nim lepiej - większa szansa że w nie uwierzy.
-
Usłyszałeś odpowiedź, ale słowa były dla ciebie niezrozumiałe. Nie byłeś pewien czy to język tubylców czy zwykła pomylona mowa szaleńca, ale po tonie głosu czułeś, że ten w środku nie chciał widzieć gości.
-
- Mógłby Pan powtórzyć? Nie zrozumiałem! - krzyknął i odsunął się na bok, prewencyjnie.
-
Nie zamierzał otworzyć drzwi, aby cię nimi uderzyć, lub spuścić ci łomot bez ich pomocy, wciąż siedział w środku, ale po kilku kolejnych wykrzyczanych zdaniach wreszcie przestał, choć słyszałeś jakieś dziwne mamrotanie dochodzące ze środka.
-
Bardziej się szykował na jakąś kulę ognia czy inny czar zniszczenia. Hmmm… Uchylił delikatnie drzwi i zajrzał do środka, poszukując wzrokiem wariata.
-
No to pora pójść do garnizonu i w jakiś sposób zabić wolny czas… Na przykład wlać w siebie trochę rumu albo przerżnąć coś kości… no albo najzwyczajniej w świecie poczyta jakąś książkę, jeżeli mu wpadnie w ręce i w jego języku.
-
Max:
Nie byłeś w stanie ich uchylić, były solidnie zamknięte od środka i ani drgnęły.
Zohan:
Garnizon to dość szerokie określenie, ponieważ kryło się pod nim kilkanaście różnych budynków, od baraków, przez magazyny, zbrojownię, kuźnię, stołówki i wreszcie portową karczmę, czyli chyba miejsce, które najbardziej odpowiada twoim planom. -
Hmmm… Jakieś okna to to miało?
-
Owszem, ale zamknięte i szczelnie zabite dechami.
-
Tylne wejście?
-
Brak, chyba że spróbujesz wejść przez otwór w dachu, z którego wylatuje wąska strużka dymu… Co nie jest wcale takim głupim pomysłem, gdyby się nad tym zastanowić, szalony czy nie, mężczyzna na pewno nie spodziewa się gości wchodzących w ten sposób.
-
No taaak, zapomniał o tym dymie! Próbował wdrapać się na dach, a następnie zaskoczyć przez ten otwór, jeśli rzecz jasna nie będzie się mocno kopcił.
-
Samo wdrapanie się na dach było już kłopotliwe, ale wpadłeś na pomysł, że w sumie nie musisz tam włazić, możesz stworzyć iluzję jakiegoś potwora, choć pewnie nawet ten wielki ptak by wystarczył, wpuścić go przez otwór w dachu i mieszkaniec chatki najpewniej sam wyszedłby do ciebie.
-
//Ah, to nieinwazyjne prowadzenie za rączkę :V Chociaż patrząc na moją grę, domyślam się dlaczego.
No tak! Sam na to wpadł! Chociaż nie, na ptaka już nie - jeszcze biedny na zawał zejdzie. Zrobił na dachu jakiegoś nieumarłego goblina, który po chwili wskoczył do środka, warcząc złowrogo. -
//Wiem, że może to denerwować, więc wybacz, ale musiałem to zrobić zanim byś zrezygnował lub zrobił coś, co mogłoby się źle skończyć.//
Nie widziałeś żadnych Goblinów pośród załogantów galery czy najemników osiedlonych tutaj, ale niewykluczone, że jakiś tu był i mężczyzna wiedział, czym jest Goblin. A nawet jeśli nie, to wybałuszone ślepia, trupi odór, mrożące krew w żyłach jęki i odrażający wygląd powinny wystarczyć. I wystarczyły, słyszałeś najpierw krzyki zdziwienia i przerażenia, później coś, co mogło być bełkotem szaleńca, klątwami, modlitwami czy groźbami, narobił też sporo hałasu usiłując zabić Nieumarłego, ale nie mógł zniszczyć iluzji, więc w końcu wybiegł ze środka przerażony, upadając na piasek. Wyglądał miernie, był chudy, włosy zwisały w nieładzie, widać zresztą, że niezbyt o siebie dbał od dawna, nawet w porównaniu z innymi tubylcami. Odziany był jedynie w proste spodnie przewiązane sznurem tam, gdzie ktoś cywilizowany miałby pasek. W dłoni ściskał długi nóż, zapewne prezent od przybyszów z kontynentu, a w drugiej niewielką maczugę. Szybko zareagował i odwrócił się z powrotem do wejścia do chaty, gotowy na starcie z marą.
//Zauważył cię, ale nie reaguje, większe wrażenie zrobił na nim Goblin. I uznałem, że twoja postać nie stoi tuż przed drzwiami, żeby nie dostała nimi w łeb, gdy tamten wybiegał ze środka.// -
//Jeśli uznasz to za konieczne, to rób tak, na tej postaci aż tak ml nie przeszkadza.
Dobra, pora na grę aktorską, która była dla niego dość łatwa - złapał się za głowę, jakby zdziwiony, widząc wybiegającego mężczyznę. Dzięki masce nie musiał się wysilać mimicznie, co było dla niego ja plus.
- A cóż to się stało?! - zakrzyknął ciekaw.
Goblin zaś miał dalej warczeć w środku i zbliżać się powoli. -
Dopiero po tym pytaniu zwrócił na ciebie uwagę i odpowiedział coś, czego nie rozumiałeś. W międzyczasie dalej się cofał, utrzymując zbliżającą się iluzję na dystans.
-
- Mogę pomóc, ale muszę cię zrozumieć - powiedział powoli, podchodząc, podobnie jak goblin. Że też nie wziął tłumacza…