Szkarłatna Wyspa
-
Tylne wejście?
-
Brak, chyba że spróbujesz wejść przez otwór w dachu, z którego wylatuje wąska strużka dymu… Co nie jest wcale takim głupim pomysłem, gdyby się nad tym zastanowić, szalony czy nie, mężczyzna na pewno nie spodziewa się gości wchodzących w ten sposób.
-
No taaak, zapomniał o tym dymie! Próbował wdrapać się na dach, a następnie zaskoczyć przez ten otwór, jeśli rzecz jasna nie będzie się mocno kopcił.
-
Samo wdrapanie się na dach było już kłopotliwe, ale wpadłeś na pomysł, że w sumie nie musisz tam włazić, możesz stworzyć iluzję jakiegoś potwora, choć pewnie nawet ten wielki ptak by wystarczył, wpuścić go przez otwór w dachu i mieszkaniec chatki najpewniej sam wyszedłby do ciebie.
-
//Ah, to nieinwazyjne prowadzenie za rączkę :V Chociaż patrząc na moją grę, domyślam się dlaczego.
No tak! Sam na to wpadł! Chociaż nie, na ptaka już nie - jeszcze biedny na zawał zejdzie. Zrobił na dachu jakiegoś nieumarłego goblina, który po chwili wskoczył do środka, warcząc złowrogo. -
//Wiem, że może to denerwować, więc wybacz, ale musiałem to zrobić zanim byś zrezygnował lub zrobił coś, co mogłoby się źle skończyć.//
Nie widziałeś żadnych Goblinów pośród załogantów galery czy najemników osiedlonych tutaj, ale niewykluczone, że jakiś tu był i mężczyzna wiedział, czym jest Goblin. A nawet jeśli nie, to wybałuszone ślepia, trupi odór, mrożące krew w żyłach jęki i odrażający wygląd powinny wystarczyć. I wystarczyły, słyszałeś najpierw krzyki zdziwienia i przerażenia, później coś, co mogło być bełkotem szaleńca, klątwami, modlitwami czy groźbami, narobił też sporo hałasu usiłując zabić Nieumarłego, ale nie mógł zniszczyć iluzji, więc w końcu wybiegł ze środka przerażony, upadając na piasek. Wyglądał miernie, był chudy, włosy zwisały w nieładzie, widać zresztą, że niezbyt o siebie dbał od dawna, nawet w porównaniu z innymi tubylcami. Odziany był jedynie w proste spodnie przewiązane sznurem tam, gdzie ktoś cywilizowany miałby pasek. W dłoni ściskał długi nóż, zapewne prezent od przybyszów z kontynentu, a w drugiej niewielką maczugę. Szybko zareagował i odwrócił się z powrotem do wejścia do chaty, gotowy na starcie z marą.
//Zauważył cię, ale nie reaguje, większe wrażenie zrobił na nim Goblin. I uznałem, że twoja postać nie stoi tuż przed drzwiami, żeby nie dostała nimi w łeb, gdy tamten wybiegał ze środka.// -
//Jeśli uznasz to za konieczne, to rób tak, na tej postaci aż tak ml nie przeszkadza.
Dobra, pora na grę aktorską, która była dla niego dość łatwa - złapał się za głowę, jakby zdziwiony, widząc wybiegającego mężczyznę. Dzięki masce nie musiał się wysilać mimicznie, co było dla niego ja plus.
- A cóż to się stało?! - zakrzyknął ciekaw.
Goblin zaś miał dalej warczeć w środku i zbliżać się powoli. -
Dopiero po tym pytaniu zwrócił na ciebie uwagę i odpowiedział coś, czego nie rozumiałeś. W międzyczasie dalej się cofał, utrzymując zbliżającą się iluzję na dystans.
-
- Mogę pomóc, ale muszę cię zrozumieć - powiedział powoli, podchodząc, podobnie jak goblin. Że też nie wziął tłumacza…
-
Ty mówiłeś w swoim języku, on w swoim, a i Goblin charczał coś po swojemu, jak na Nieumarłego przystało. Trwało to kilka chwil, aż w końcu mężczyzna zaczął mruczeć coś pod nosem, najpierw niepewnie i cicho, a później dodał śmielej, patrząc najpierw na ciebie, a później wskazując maczugą na iluzję.
- Pomoc! -
- Ja pomoc ty, jeśli ty mi potem pomoc - odpowiedział, wskazując wpierw siebie, potem dom, potem znów siebie i na koniec go. Goblin też coś dodał, ale co, tego nawet jego stwórca nie wiedział.
-
Widziałeś po wyrazie jego twarzy, że jest co najmniej oburzony taką ofertą, ale że wciąż miał na karku groźną, jak mu się wydawało, bestię, pokiwał głową, zgadzając się.
-
//Pozwolisz, że opiszę to wszystko już z efektami, bo to wszystko to jednak to samo - iluzja.
A więc pora działać! Podszedł do wejścia i zajrzał do środka. Ujrzawszy goblina pstryknął palcami. Stwór momentalnie zajął się ogniem i zaczął jęczeć z bólu. Następnie machnął dłonią, przepoławiając maszkarę. Dwie połówki jak i wnętrzności pokryły ziemię, ale nie na długo, bowiem ogień wszystko wypalił; nie został nawet ślad. Odwrócił się potem do dzikusa.
- Już, zagrożenia nie ma. Co wiesz o wielkim - rozpostarł ręce, ale tym razem bez magii - czarnym - pokazał na swój ubiór - ptaku - machnął rękoma, naśladując lot. - Tetokonak - podał jeszcze na wszelki jego imię. -
//KKK.//
Był wyraźnie pod wrażeniem tego, co zrobiłeś, zwłaszcza, że był pewien, że potwór był prawdziwy i właśnie ocaliłeś mu życie. Pewnie mógłby zrobić dla ciebie wiele, ale im więcej mówiłeś, tym bardziej rzedła mu mina, aż w końcu pokręcił stanowczo głową, najwyraźniej odmawiając pomocy. -
@Anthropophagus napisał w Szkarłatna Wyspa:
No to pora pójść do garnizonu i w jakiś sposób zabić wolny czas… Na przykład wlać w siebie trochę rumu albo przerżnąć coś kości… no albo najzwyczajniej w świecie poczyta jakąś książkę, jeżeli mu wpadnie w ręce i w jego języku.
Ano, karczma chyba najbardziej odpowiada. Mordę na pewno zachla, ale przynajmniej będzie miał z kim pogadać w jego języku i może zagra w kości.
-
Tutejsza karczma nie różniła się od tych, których dziesiątki już zwiedziłeś w Verden, bo i mieszkańcy tego kontynentu je stawiali. Egzotyczną ozdobą tego lokalu były wywodzące się z tubylczej ludności kelnerki oraz lokalne zwierzęta, wypchane i ustawione na ścianach czy zawieszone na nich, tudzież same ich łby, czaszki czy poroża. Pośród bywalców różnych ras wypatrzyłeś część załogantów galery, ale w większości były to nowe twarze, ludzie z czegoś na kształt garnizonu, który miał bronić interesów kapitana na wyspie, a tubylców przed atakami innych plemion, dzikich zwierząt i różnych bestii.
-
Eh. Westchnął. A więc trzeba będzie spróbować raz jeszcze… Koło niego świsnęła strzała i wbiła się w ścianę budynku. Emanowała z niej mroczna energia, jakby była naładowana potępionymi duszami (do tego wyły). Kiedy obróciłby się w stronę skąd nadleciał pocisk, dojrzałby podobnego do poprzedniego goblina, acz z łukiem i naciągniętą kolejną, tak samo mroczą strzałą. Wycelował już w tubylca, jednak przestał się ruszać, jakby ktoś go zatrzymał. W tym czasie Kruczomordy trzymał wyciągniętą w stronę goblina rękę, jakoby to on go unieruchomił.
- To będziesz mówić czy nie? - spytał się znużony. - Mogę go puścić w każdej chwili. -
Popatrzył na ciebie z mieszaniną gniewu, strachu i niedowierzania, ale w końcu opuścił głowę, uznając twoją wyższość, i zgodził się. Wskazał ruchem ręki na wioskę, nie spuszczając oczu z Goblina, chcąc zapewne udać się do kogoś, kto zna i jego mowę, i twoją, bo bez tego ciężko wam będzie rozmawiać.
-
Musi być tu jakiś kontuar, gdzie można kupić (lub dostać, nie wie tego) alkoholu. W końcu to karczma, no nie? Podszedł więc do kontuaru i poprosił o jakiś mocniejszy alkohol, aby się rozluźnić i dać odpocząć jego umysłowi.
-
- Nowy, hm? - zagadnął cię barman, opalony młodzieniec o szerokich barach i paskudnej bliźnie na prawym policzku. - Witam w raju na ziemi. Pierwsza kolejka gratis. - dodał, stawiając przed tobą szklankę.