Colder
-
Jeśli Milan został określony mianem miasta duchów, to Colder dla odmiany jest duchem miasta. Niegdyś było zamieszkane przez nieprzyjaznych ludzi, znęcających się nad słabszymi i nie odnoszących się do nikogo życzliwie. Pewnej nocy jednak z nieba spadł nań biały ogień i przetrwały tylko budynki. Ich wnętrza pachną spalenizną. Najbliższym miejscem zamieszkanym przez ludzi jest hotel Introis, leżący przy wejściu do miasteczka. -
Gulasz
Likho tylko pokiwał głową i zamknął oczy.
Nim się obejrzeli, zostawili Milan za sobą. Załatwienie sobie płaszcza było dobrym pomysłem, bo szybko zaczęło się robić zimno. Nawet zaczął padać śnieg.
-
Nie żeby taka nagła zmiana strefy klimatycznej była dla niego zaskoczeniem. Widział już tutaj dziwniejsze rzeczy, a nazwa mówiła za samą siebie. Mocniej się zapiął i zaczął wypatrywać celu swojej podróży.
-
Zobaczył zarysy piętrzących się gór, do których właśnie zmierzali. U ich stóp dostrzegł miasteczko. Szara zabudowa, a przed nią jasny, dobrze oświetlony budynek, wokól którego kręciło się trochę ludzi. Odróżniał się od reszty.
-
Nachylił się i wytężył wzrok, by zobaczyć skąd to zamieszanie.
-
Najwyraźniej właśnie zjechało się kilka podobnych wozów z zaopatrzeniem. Ludzie i elfy wnosiły i wynosiły rzeczy z budynku.
-
- A to co, jakiś dom handlowy? - zapytał, wskazując na budynek.
-
— To jest hotel. Miasto wymarło, więc tutaj właściwie przebywa cała okolica.
-
- Wszyscy mieszkają w jednym hotelu? - zapytał zaskoczony.
-
— Rozrósł się. Ludzie z Colder się wynieśli gdy miasto spłonęło, ci co zostali pracują w hotelu. Ale tak, niektórzy mieszkają tu na stałe. Choćby Zella, bo jest szefową tutaj.
-
- Zella, mówisz… - przypomniał sobie to imię. Nie tylko z opowieści ojca, ale także z faktu że ktoś niedawno powiedział że ma na nią uważać - Są tu inne hotele? Albo chociaż sklepy z ekwipunkiem obozowym?
-
- Zella, mówisz… - przypomniał sobie to imię. Nie tylko z opowieści ojca, ale także z faktu że ktoś niedawno powiedział że ma na nią uważać - Są tu inne hotele? Albo chociaż sklepy z ekwipunkiem obozowym?
-
— Brzmisz jakbyś się jej bał. Coś między wami nie wyszło?
-
- Nie między mną konkretnie… - powiedział cicho - Powiedzmy że nie chcę być pośrednikiem w pewnej dyskusji w której ona jest jedną ze stron. Ale wracając do mojego pytania
-
— No nie za bardzo. Znaczy mógłbym ci coś ogarnąć i byś sobie przenocował w mieście, ale no…
Likho popatrzył na LJa, jakby chciał zapytać, ale jednak się wstrzymał. -
- Rozumiem. - spojrzał na Likho - No mów, nie krępuj się.
-
— Nie gadaj, że znowu chodzi o twojego ojca.
-
- Jeśli nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o mojego ojca. - westchnął - Był kiedyś z Zellą…
-
— I tego się tak boisz? Przecież nie jesteś jego niańką?
-
- Niby nie, ale ktoś mi kiedyś powiedział że mam na nią uważać. A że był to wróżbita, to zakładam że wiedział o czym mówi.
-
— Tchórz jesteś i tyle. Wezmę nam pokój. Jak się ogarniesz, to przyjdź.
Dojechali na miejsce. Likho od razu zeskoczył i podreptał do hotelu. -
Westchnął. Przez chwilę rozważał możliwość noclegu w jednym ze spalonych domów, ale szybko uznał to za głupi pomysł. Raczej nieśmiało ruszył za swoim towarzyszem.
-
Woźnica chyba się ucieszył, że LJ odpuścił sobie kombinowanie. LJ dość szybko znalazł się w hotelu. Hol był duży i dobrze ogrzany, ale na szczęście tuż obok była szatnia. Likho, już bez kurtki, rozmawiał z dziewczyną w recepcji.
-
On również ruszył do szatni, już po drodze pozbywając się płaszcza
-
Szatniarz odebrał jego płaszcz i dał mu numerek.
-
Schował go do kieszeni i zaczekał w holu aż Likho do niego podejdzie z dobrymi wieściami
-
— No, pokój mamy już załatwiony. I dowiedziałem się czegoś o tej całej Zelli — rzucił Likho, gdy wrócił do LJa.
-
- Nie trzymaj mnie w niepewności. - odpowiedział
-
— I tak będziesz musiał zagadać. Laska jest w Talii.
-
- To czemu ty nie zagadasz? Wzięcie kart dla dwóch osób nie jest przecież problemem,
-
Likho pokręcił głową, uśmiechając się. Podał LJowi kluczyk, po czym poszedł gdzieś dalej w hol.
-
Wziął go, po czym spojrzał na numerek i ruszył w odpowiednim kierunku.
-
Dotarł tam bez problemu. Pokój był nieco ładniejszy od tego, w którym spali w Milanie.
-
Pewnie zasługa większego zainteresowania, skoro to jedyny hotel w zniszczonym mieście. Postanowił wziąć prysznic, dlatego udał się do łazienki, rozebrał się i wszedł do kabiny.
-
Woda była cieplutka i przyjemnie go rozgrzewała. Nie słyszał nic ciekawego, Likho najwyraźniej nie wracał.
-
No cóż, to że razem podróżują nie znaczy ze muszą być nierozłączni. Gdy wyszedł spod prysznica założył samą bieliznę i udał się do łóżka
-
Położył się, ale jakoś nieszczególnie chciało mu się spać.
-
Westchnął. Powiercił się chwilę w łóżku po czym wstał i z nudów wyjrzał przez okno.
-
Wypatrzył małą dziewczynkę, która usiłowała ulepić bałwana większego od siebie, jednak wzrost dość srogo jej to uniemożliwiał.
-
Obserwował jej zmagania przez krótką chwilę, po czym spojrzał na godzinę
-
Było koło siódmej wieczorem.
-
Wcześniej niż sądził. No nic, nie ma co tu spać o tak wczesnej porze, skoro nie zdążył się niczym dzisiaj zmęczyć. Ubrał się i wyszedł ze swojego pokoju. Postanowił pozwiedzać i może nawet wyłapać jakąś kartę.
-
Korytarze hotelu były dość opustoszałe, co jakiś czas tylko mijał się z pracownikami hotelu. W końcu dotarł do antresoli w holu. Spostrzegł, że w pobliskiej jadalni Likho siedział przy stoliku z jakąś elfką i grali razem w scrabble. Na kolanach leszego siedział chłopiec i chyba wspólnie się naradzali nad następnym słowem.
-
Poszedł po swój płaszcz po czym opuścił hotel i rozejrzał się po okolicy.
-
Otoczenie hotelu było zadbane. Po przeciwnej stronie rzeki widział zabudowę spalonego miasteczka, wyglądającą dość żałośnie. Rzeka miejscami była lekko zamarznięta, a na jej brzegach widział skupione w grupkach kaczki.
-
Postanowił się przejść po mieście, rozejrzeć się za czymś ciekawym, a może nawet znaleźć jakąś Kartę
-
Przeszedł mostem na drugą stronę. Spostrzegł, że miasto u podnóża gór pomału pięło się w górę. Zabudowa wyglądała mu na niemiecką. Wszystko czarne, przyprószone świeżym śniegiem jak warstwą lukru. Kilka domów było otwartych na oścież, podobnie jak karczma.
-
O, karczma. Miejsce w sam raz do odwiedzenia podczas nocnej wędrówki. Wszedł do środka.
-
Większość mebli była sczerniała. Na dlugiej ladzie stały pozostawione przez kogoś puste butelki, poza ostatnią, która była wpół pełna. Albo wpół pusta, jak kto woli.
-
Podszedł do niej i zbadał jej zawartość, obracając ją w dłoni i wąchając, jeśli nie była zapieczętowana.