Gospodarstwo na Równinie
-
Max:
Nie odezwał się, ale pokiwał ochoczo głową, doskonale wiedząc, że zależy od tego jego dalszy los i życie.
- Łowcy niewolników to szczwane bestie, pracowałem kiedyś z nimi. Gdy zwietrzą ładną sumkę za ofiarę to będą gonić ją jak wściekłe psy i nie powstrzymają ich rzeki, góry czy granice kolonii. My dwaj jesteśmy za tym, żeby go wydać, ty masz inne zdanie. On nie ma głosu, więc wszystko zależy od twoich przyjaciół.
Wiewiur:
- Więc? Co myślisz? - zagadnął cię Liwiusz znad swojego kubka.
Oboje siedzieliście przy kuchennym stole, powróciwszy niedawno na gospodarstwo. Cała ta eskapada trwała zdecydowanie za długo, ale w końcu oboje mogliście wrócić do gospodarstwa, chociaż bez Jannet. Z tego co udało ci się ustalić, Liwiusz wie tylko, że ta została schwytana przez najemników i trafiła do więzienia w Imperium, ale jeszcze tego samego dnia z niego zbiegła wraz z innymi więźniami. Później najwidoczniej wróciła do gospodarstwa, ale na krótko. Gdzie się teraz podziewała nikt nie wiedział. Zamiast się nad tym zastanawiać, musieliście jednak rozważyć inny problem, jakim był zbiegły niewolnik, przygarnięty do waszego gospodarstwa. Nic w tym złego czy dziwnego, gorzej, że wystawiono za niego nagrodę i możecie albo zarobić, pozbywając się go, albo zaryzykować i go tu zostawić z dobroci serca czy też w charakterze pomocy.
//Dla jasności to pytanie na początku odnośni się właśnie do kwestii tego niewolnika.// -
Od razu się zerwała z łóżka i wyruszyła na poszukiwanie tych “przyjaciół”. Proszę, oby byli z nią zgodni!
-
Odnalazłaś oboje w kuchni. Mogłaś tylko zgadywać o czym rozmawiali, ale miałaś przeczucie, że właśnie o zbiegu.
-
- Co z nim zrobicie? - spytała się niemal natychmiast dosyć głośno. Jej niepewność prędko zniknęła. Chyba pierwszy raz była tak pobudzona i śmiała, odkąd tu jest. Co prawda dla innych nie byłoby to tak nietypowe, ale wiadomo jakim zazwyczaj była milczkiem.
-
//Liczyłem, że Wiewiur zdąży odpisać, nim do niego przyjdziesz, ale jednak nie. Także teraz czekamy.//
-
//Ciężko będzie mi się wbić po tak długiej przerwie ;-;
W sumie to sama nie wiedziała, co mogłaby o tym myśleć. Niby oddanie go wydaje się najprostszą opcją i idealnie pasującą do osoby, na którą ona i reszta bandy prawdopodobnie się kreuje - bandytów. Z drugiej jednak strony, stawia, że Liwiusz mógłby chcieć go zostawić, choćby z podobnego powodu, dla którego przygarnął ją, Jannet, czy tą obłąkaną, jej imię szybko uciekło jej z głowy. No cóż, tu przynajmniej naprawdę za nią nie przepadała, więc łatwiej było bycie oschłą wobec niej. Już miała powiedzieć o swoich wątpliwościach Liwiuszowi i udzielić odpowiedzi neutralnej - że nie wie. Szybko jednak przerwało jej wtargnięcie mivotki//Możesz edytować czyjeś posty jak coś :v //. Nieco ją to zirytowało, zwłaszcza, że liczyła że porozmawia z Liwiuszem sam na sam i łatwiej będzie jej pozbierać myśli. Teraz natomiast obecność kobiety będzie sprawiać, że będzie podchodzić do sprawy tak, by nie zrobić jej zbyt wielkiej przykrości. Mimo to, nie zrezygnuje chyba z wcześniejszego zamiaru.
- Nie mam pojęcia. Zważywszy na ostatnie sytuacje i rzeczy, o których się dowiaduję, ciężko zebrać mi myśli… I Ty mi wcale nie pomagasz - ostatnie słowa wypowiedziała nieco oschle w kierunku mivotki//przypominam o Twojej mocy edytowania czyichś postów :v // - Po czym po chwili milczenia dodała - Chyba zwyczajnie poprę Twoją decyzję w tej kwestii. - No cóż, zrzuciła cały ciężar na Liwiusza, do którego się w tej chwili zwróciła, licząc po cichu, że ten postąpi jak bohater. -
//W teorii reakcja zaraz po tej Rose, więc wyślę
O, byli tu! Jak dobrze! Nieco gorzej, że przeszkadzała Rose, ale do tego się przyzwyczaiła…
- Mogę poczekać na zewnątrz. Dla mnie to żaden problem - powiedziała szybko i znowu cicho, kierując się do wyjścia, Kierując, bo jednak Liwiusz może mieć tu coś do powiedzenia. Jeśli nic, zwyczajnie by wyszła przed budynek. Cała w nerwach, wyraźnie się trzęsąc. Taaak, chyba rozumiała czemu nie pomaga… -
- A co ty o tym myślisz? - zapytał, ku waszemu zdziwieniu nie pytając ponownie o zdanie Rose. - Z tego, co mówili mi nasi nowi towarzysze, to zajmowałaś się nim przez ostatni czas. Wiesz coś więcej na jego temat niż my?
-
Zatrzymała się w pół kroku. Pyta się ją o zdanie…? Ciekawe.
- Ja bym chciała, aby został. Może pomóc. Odpocznie chwilę i będzie mógł mi pomagać w gospodarstwie. Nie będzie za często wychodzić, zwłaszcza jak będą goście. Mogę go nawet pilnować i wziąć za niego odpowiedzialność. Proszę jedynie o schronienie dla niego - mówiła pewniej i normalnie, a nie tak cicho. Po chwili zaś przeszła do tej dodatkowej wiedzy: - Ma… dziwne znamię. Przez nie nie działa moja magia leczenia, zabolało mnie jak próbowałam jej użyć. Zrobiono je żelazem, ale mówił też coś o plugawej magii… Zabrano go z Gwieździstej Puszczy. Mówił, że ludzie to zrobili. - Uznała ostatnią informację za szczególnie ważną, bo jak wiadomo - ludzie nie mogą opanować magii. -
I rzeczywiście, widać było, że na Liwiuszu informacja ta zrobiła wrażenie, choć starał się to po sobie ukryć.
- To… interesujące. Może rzeczywiście warto przyjrzeć się tej sprawie. Myślę, że póki co powinien zostać, ale nie jest to decyzja ostateczna. I, tak jak powiedziałaś, weźmiesz za niego pełną odpowiedzialność. -
Wyraźnie się ucieszyła. No, wyraźnie w porównaniu do niej samej, bo względem zwykłych osób dalej były to oszczędne reakcje: jedynie uśmiech.
- Dziękuję! Wrócę do niego i mu o tym powiem - poinformowała, kierując się ponownie do pokoju w którym go zostawiła… z jednym ze zbirów… Wyraźnie przyspieszyła. -
Jeśli miałaś jakieś obawy co do tego, czy bandyta Krwawej Dłoni zdecyduje się na wzięcie spraw w swoje ręce, to były one bezpodstawne, bo gdy wróciłaś, nie było go tam. Zbiegły niewolnik siedział pod ścianą, wpatrując się w ciebie niepewnie, jakby od razu zakładając najgorsze.
-
- Na razie jesteś tu bezpieczny. Będziesz tutejszą służbą, zaraz obok mnie. Ja za ciebie odpowiadam, więc proszę, pokaż mi, że tego nie pożałuję - powiedziała, ale bez jakiejś groźby w głosie. Bardziej z faktyczną prośbą. - Jak teraz? Lepiej? Zagrać coś jeszcze?
-
Pokręcił głową.
- Dziękuję. Ja… nie chcę tam wracać. Nie do nich. Różni ludzie, różne prace, różni niewolnicy, ale oni najgorsi. Czerwone szaty. -
Hm. Nie to chciała usłyszeć… Ale sama zaczęła coś tam brzdąkać na uspokojenie. Jednocześnie myślała o tych czerwonych szatach - wie coś o nich, czy musiałaby się zapytać… Jak on się w ogóle nazywał?
- Jak się nazywasz? Ja jestem Lilieth - powiedziała spokojnie. -
Nie była to raczej nazwa organizacji, a przynajmniej żadnej ci znanej. Prędzej określenie ubioru jej członków, ale nie kojarzyłaś żadnej organizacji, która ubierałaby się w ten sposób, choć inni mogliby coś wiedzieć. Muzyka nieco go uspokoiła, tak jak chciałaś, ale gdy usłyszał twoje pytanie, strapił się nieco.
- Nie wiem. - odparł ze wzruszeniem ramion. - Nie mówili mi po imieniu. Rodzice pewnie mówili. Ale zginęli. Dawno. I nie pamiętam jak mówili. -
Hm… Tak, zapyta się o to innych, jak skończy z nim rozmawiać. Pogrywała dalej, widząc że to jednak działa. Nieco natomiast posmutniała, słysząc ten brak imienia.
- Hm… a jak chciałbyś się nazywać? Jak mielibyśmy na Ciebie wołać? - spytała dość łagodnie i faktycznie ciekawa. -
Wzruszył ramionami. Widocznie było to dla niego równie problematyczne, jak dla ciebie. Nie ma co mu się w sumie dziwić, stracił imię, które kiedyś miał, widocznie obawiał się przyjąć inne, aby i jego nie stracić. Lub nie chciał działać pochopnie i wymyślić coś nieodpowiedniego.
-
Westchnęła. Kto by pomyślał, że spotka kogoś bardziej nieśmiałego od niej samej… Miał swoje obawy, ale ta i tak chciała mu jakieś imię nadać , bo tak będzie zwyczajnie wygodniej. No, powodów było sporo, na przykład dla aklimatyzacji, ale ten jeden powinien wystarczyć.
- A co powiesz na… Lazer? Żeby przynajmniej jakoś do Ciebie wołać, bo już teraz nie wiem jak Cię określać - zasugerowała, wyjaśniając krótko. Przestała pogrywać, dając mu czas do namysłu. -
- Podoba mi się. - przyznał po chwili wahania, obdarzając cię lekkim uśmiechem. - Ma jakieś znaczenie? Czy po prostu dobrze brzmi?