Pustynia Śmierci
- 
// Byłem pewien, że skinął bardziej jako takie"dobra młody, odwaliłeś co miałeś, masz spokój" // Odłożył więc mop na miejsce i podążył za barmanem. 
- 
– Ehe. – przytaknął i czekał, aż coś się wydarzy. 
- 
Radio: 
 Przeszliście przez cały plac Gniazda Tułacza bez większych problemów, bo dzisiaj nie było tu wielu osób, brakowało podróżnych, obwoźnych kupców i sprzedawców oraz najemników, pewnie zamkniętych w swoich pojazdach czy innych budynkach, z północy zbliżała się bowiem burza piaskowa. I to właśnie ona miała zmotywować Cię do jak najszybszej pracy, a przynajmniej to mógłbyś wywnioskować, gdy Hugh pozostawił Cię przed stertą skrzyń i beczek pod jednym z magazynów, pilnowanego przez dwóch grających w karty wartowników.
 - Coś mnie w kolanie łupie, także Ty masz to zanieść do baru. Byle szybko, bo niedługo będzie burza. Jak wniesiesz wszystko, nim się zacznie, to odrobisz tamten alkohol i może Ci coś jeszcze dorzucę.
 Zohan:
 Nic ciekawego się nie wydarzyło, jedynie podeszliście pod bramą, której pilnowali dwaj wartownicy, uzbrojeni w leciwe, ale pewnie wciąż zabójcze, karabiny Mosin.
 - A Ty tu czego? - zapytał Cię jeden z nich. Owszem, tylko Ciebie. Dwóch pozostałych przywitał uściśnięciem dłoni, a drugi strażnik wręczył im również po zapałce i papierosie. Najwidoczniej byli nie tylko stałymi, ale i poważanymi bywalcami.
- 
– Idę z nimi i zahaczyliśmy tutaj, aby uzupełnić zapasy. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? 
- 
— Jasne… — Odmruknął, z lekkim strachem przyglądając się piętrzącym skrzyniom i beczkom. Nie zrozumcie Dice’a źle, nie bał się tej roboty, a jedynie widma nadchodzącej burzy. Nie miał zamiaru przez najbliższy miesiąc wygrzebywać łopatą piachu z każdego otworu w swoim ciele i między innymi dlatego czym prędzej zabrał się za noszenie towarów. By dodać sobie rezonu, zaczął nucić jeden z znanych utworów. 
- 
Zohan: 
 Pewnie chciał, nawet otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale Rick podniósł rękę i odparł uspokajającym tonem:
 - Spokojnie, on jest ze mną. Mogę za niego poręczyć.
 Był to kolejny dowód na to, że Twój kompan musiał być tu znany i szanowany, bo jego rękojmia wystarczyła, dzięki niej wpuszczono Was do środka. Jak na miejsce, gdzie mogliście uzupełnić zapasy, nie było tu wiele budynków handlowych, choć widziałeś magazyny, bar, warsztat i tym podobne, a także parking pełen różnych pojazdów.
 - Mały ruch, bo zbliża się burza piaskowa. Powinniśmy ją przeczekać. - wyjaśnił Twój kompan i udał się wprost do jednego z budynków, wspomnianego wcześniej baru.
 Radio:
 Praca szła bardzo sprawnie, ale wątpiłeś, czy zdążysz znieść wszystko w tak krótkim czasie, jaki Ci pozostał. Odnosząc jedną ze skrzyń, z której niemiłosiernie kurwiło rybą, zobaczyłeś trzech nowych przybyszy, kierujących się do baru.
- 
Znowu bar, i pewnie znowu przepierdoli kilka nabojów na piwsko. Ruszył za Rickiem do baru. 
- 
Oczywiście goście musieli wybrać akurat ten moment, gdy Hugha nie ma na miejscu, wybitnie. Ich problem, Dice jest tutaj od grania i noszenia, choć i tak ukradkiem przyjrzał się im, wychylając wzrok zza noszonych skrzyń. 
- 
Zohan: 
 Bar był dość schludny i sprawiał wrażenie, jakby czas się tutaj zatrzymał. Coś pomiędzy klubem, pubem i zajazdem dla tirowców, w czasach, gdy problemami ludzi były ceny artykułów pierwszej potrzeby, korki albo politycy u sterów władzy, a nie hordy krwiożerczych Zombie. Poza Wami w środku był tylko jeden czerstwy i posiwiały barman.
 Radio:
 Nie wiesz, czy jest w środku, zniknął Ci z oczu, gdy nosiłeś kolejne skrzynie i beczki. Niemniej, lepiej wrócić do tego zadania, bo przybysze zniknęli Ci z oczu, w przeciwieństwie do coraz bliższej burzy piaskowej.
- 
Teraz pewnie zatrzymują się tutaj tylko jacyś włóczykije i tym podobne. Pić alkoholu nie zamierza, ale na pewno coś zje, bo podróż może człowieka zmęczyć. Dosiadł się do blatu i zapytał barmana: 
 – Jedzenie serwujecie?
- 
No przecież, Hugh zabiłby go, gdyby znalazł te skrzynie, cokolwiek w nich jest, pod zwałami piasku. Ta wizja skutecznie zachęciła czarnoskórego do cięższej pracy. Chodząc w te i z powrotem, narzucił sobie szybsze tempo. 
- 
Zohan: 
 - Coś się na pewno znajdzie, ostatnio szczury mi się zalęgły na zapleczu. Nie dość,że tłuste, to jeszcze wielkie jak koty! - powiedział barman, i gdyby nie jego śmiech, którym parsknął chwilę potem, podobnie jak Twoi kompani, mógłbyś zastanawiać się, czy brać jego słowa na poważnie. - No, mamy, mamy. Czego by chciał?
 Radio:
 Ostatnia skrzynia znalazła się na miejscu tuż przed rozpoczęciem piaskowej burzy. Teraz nic już nie stoi na przeszkodzie, a wręcz jest wskazane, abyś udał się do jakiegoś bezpiecznego, wolnego od wiatru i piachu, schronienia.
- 
– Znałem takiego jednego, co za gram cracku ugryzł żywego szczura. – uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie tamtego ćpuna i tamtą sytuację. – Zupę jakąś bym chciał. 
- 
Dice, po zakończeniu swojej roboty, również przysiadł się do kontuary. Cierpliwie odczekał na moment, w którym Hugh nie będzie zajęty klientami. 
 — Wszystko jest zniesione na miejsce, co do skrzyni. — Powiadomił go, wystukując palcami rytm na blacie.
- 
Radio: 
 //Masz zamiar robić coś konstruktywnego, zapoznać się z nowymi postaciami czy cokolwiek?//
 Zohan:
 Pokiwał głową i ruszył do kuchni, przy okazji odbierając zamówienia od reszty. Po chwili przed Twoimi kompanami stały kufle z piwem i talerze pełne ryżu z jakimś brejowatym sosem oraz kawałami mięsa, Ty zaś otrzymałeś brązową zupę o dość gęstej konsystencji, gdzie pływało nieco warzyw, jak ziemniaki i marchew, oraz kawałki różnego mięsa.
- 
// Powiedzmy, że zapomniałem o ich istnieniu. Zedytuję post. // 
- 
– A zapłacić kiedy mam? – zapytał z lekkim uśmieszkiem na ustach. Wydaje mu się, że najpierw się płaci, a potem dostaje się żarcie. No chyba że za darmo dostał… 
- 
- Na koszt firmy. - potwierdził te domysły, ku Twojemu wielkiemu zdziwieniu, bo przecież przed apokalipsą praktycznie nic nie można było dostać za darmo, chyba że w mordę, a tym bardziej teraz. 
- 
– Dzięki. – podziękował i zaczął szamać zupę. 
- 
Dice, po zakończeniu swojej roboty, również przysiadł się do kontuary. Cierpliwie odczekał na moment, w którym Hugh nie będzie zajęty klientami. 
 — Wszystko jest zniesione na miejsce, co do skrzyni. — Powiadomił go, wystukując palcami rytm na blacie.
 


