Miasto Gilgasz.
- 
– Jakiej? – Podniosła jedną z brwi, odrzucając zakutego łba pytającym wzrokiem. 
- 
Bo jesteś goblinką, a te zawsze są zdradzieckie pomyślałem sobie, ale nic nie mówiłem. Wolałem mieć ze wszystkimi dobre kontakty, żeby ktoś mi w nocy gardła nie poderżnął. 
- 
Max: 
 - O ile reprezentujesz sobą cokolwiek wartościowego, na co będę mógł bez żadnych wyrzutów sumienia przeznaczyć złoto z wypłaty to tak. - odparł, przyglądając Ci się przez chwilę.
- 
- Zabawianie załogantów pasuje? 
- 
- W jaki sposób? Zresztą, wiesz, że ludzie morza to raczej wybredna publika i powinieneś potrafić pływać, nim się na coś takiego zgodzisz, prawda? 
- 
Położył przed kucharzem swój prowiant w worku i zapytał go: 
 – Raczej nie będziesz narzekać, jak przybędzie trochę jedzenia do spiżarni?
- 
Szeth “Kotal” Aogad 
 -Płacą mi za ochronę tego okrętu, a jak dobrze pamiętam, złodzieje i oszuści stanowią zagrożenie.
- 
Zohan: 
 - A nadaje się to chociaż do jedzenia?
- 
– Bułki, wędzone mięso raczej da się zjeść, ale lepiej chyba dzisiaj lub jutro, niż za kilka tygodni. 
- 
- Niech będzie. Wrzuć to gdzieś do spiżarni. I nie próbuj podjadać, mam oczy dookoła głowy, gdy chodzi o jedzenie. 
- 
- No więc ewentualnie będzie jedna osoba mniej do płacenia i chociaż wtedy ich zabawię. Co takiego lubią? Sztuczki z kartami? Fajerwerki (jak ich nie ma w tym świecie, to zignoruj ten wpis)? A może opowieści o morskich przygodach wraz ze swojego typu obrazkami przedstawiającymi to, o czym się opowiada? 
- 
- Co rozumiesz przez te “obrazy”? 
- 
Wrzucił żarcie do spiżarni i rzucił szybko okiem na to, co tam jest i co go czeka w misce na najbliższe tygodnie. 
- 
//Jak pierwszy raz żałuję, że nie ma pojęcia hologramu… 
 Wyczarował koło siebie niewielkiego, zgniłego kota.
 - Takie. Mogą służyć jako wprowadzenie do klimatu opowieści. Niestety jednak mój wachlarz jest nieco ograniczony do właśnie podobnych rzeczy. Ale i tak pewnie przodować będą straszne historie.
- 
Odetchnęła z poirytowaniem, po czym zeszła z krzesła, ale stojąc, wciąż opierała się o nie. 
 — Nie jestem oszustką — Szła w zaparte.
- 
Szeth “Kotal” Aogad 
 -A ja nie jestem pewien, czy z tego miejsca jestem w stanie cię tak rzucić, żebyś uderzyła głową w mury Hammer - odparł. - Więc załatwiłbym to tu i teraz. Chyba, że masz lepszy pomysł, który nie będzie splunięciem w twarz załodze tego okrętu.
- 
Zohan: 
 Choć widziałeś różne świeże mięso, sery, owoce i warzywa, to pewnie będą one stanowiły Wasz jadłospis tylko w ciągu kilku pierwszych dni, góra tygodnia, a później przerzucie się na to, czego jest najwięcej, i co się nie psuje tak szybko, a więc chleb, suchary, wędzone ryby, suszone mięso, a może zdołacie to też uzupełnić jakimiś świeżymi owocami morza. Obietnica lepszego, świeżego, jadła, czeka na Was dopiero po przybyciu na miejsce, pierwsze wyspy, gdzie są jakieś jadalne rośliny i zwierzęta.
 Max:
 - Lepsze takie, niż tkliwe ballady. Masz świadomość, że po drodze wpadniemy na piratów czy morskie potwory, prawda? A gdy zacznie się bitwa, nie zawsze będzie ktoś, kto uratuje Twoją skórę.
- 
- Wystarczy, że wróg nie będzie zdawał sobie sprawy, że ten kraken co do nich płynie nie jest prawdziwy i po sprawie. Albo sam się jakoś obronię. 
- 
Wciąż przyglądając się całej sytuacji wziąłem lutnię do rąk. Żeby tak bójka bez dobrej, skocznej muzyki? O ile do takowej dojdzie. 
- 
— Właściwie to mam lepszy pomysł. — Podeszła do stojącego w wyjściu zakutego łba, patrząc na niego z zadartą do góry głową: — Każdy zachowa to, co uczciwie ugrał i nie będzie fałszywie oskarżał innych graczy. — Założyła ręce na piersi. Jeżeli łeb chciałby jej tylko coś zrobić, była gotowa do uniku. 
 





