[Metro-Zdzieszowice] Perła
-
Zszedł więc tam na dół, położył ją na stole, rzucił tylko zdawkowe “Idę na górę”, a potem udał się wprost do zapory hermetycznej. Popoprawiał wszystkie paski. podskoczył w drodze kilka razy, żeby sprawdzić, czy wyposażenie nie dzwoni o siebie.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Brzdęk zasuwy uderzającej o blat stołu wybudził drzemiącą w pół-śnie starą, szczerbatą kobietę, która prawdopodobnie także była właścicielką lokalu. Na widok odchodzącego Mariusza mruknęła jedynie coś o pieprzonych Łazikach i ich pieprzonym braku kultury. Droga do wyjścia na powierzchnię była krótka. Najpierw Mariusz minął rzędy drewnianych baraków. Z każdego kąta wylęgali się ludzie, którzy wcześnie zaczynali pracę i mieli ku temu dobry powód - ta zasada nie była nigdzie zapisana, ale każdy ją znał: nie pracujesz, nie żyjesz. Dlatego rzadko kiedy w Sojuszu widywano żebraków. Chwilę później dotarł do klatki schodowej. Przed Wojną po piętrach Perły poruszano się inaczej - wszystko załatwiały windy oraz schody ruchome, ale te przestały pracować już kilka kwadransów po zrzuceniu bomb na Zakłady i taki stan rzeczy utrzymuje się do dziś. Mężczyzna szybko pokonał kilkadziesiąt stopni i znalazł się na pierwszym poziomie - tam do wyjścia było już niedaleko. Każdy element ekwipunku leżał na Łaziku idealnie, jakby nie było to zwykłe wyposażenie, a idealnie zpasowane ze sobą części szwajcarskiego zegarka. Kilka kolejnych kroków i Mariusz stawił się przed zaporą. Po dawnych, szklanych witrynach centrum handlowego nie pozostał nawet ślad. Gdy tylko zaczął opadać atomowy pył, zgromadzeni pod powierzchnią ludzie wznieśli na ich miejscu solidny mur, pogrubiany i modyfikowany przez kolejne dwie dekady. Teraz wyjścia chroniły dwa skrzydła ciężkich wrót, zbitych z wielu warstw blachy. Dodatkowo strażowały ich zewnętrzne posterunki i przynajmniej jeden Gwardzista pełniący wartę po bezpieczniejszej stronie wrót. Żeby je otworzyć, należało zameldować się u odźwiernego, a także zapisać swoje dane u urzędnika. Obydwaj siedzieli w leciwej budce po prawej stronie muru. -
Wszedł tam, jak do siebie, od razu pakując się do środka bez uprzedzenia. Jak zwykle nonszalancko oznajmił.
- Mariusz Woliński, Perła. Szaber. -
// Nie, to działa tak, że ty za każdym razem podajesz swoje dane. Nie masz papieru na wychodzenie, musisz je podać. Imię, nazwisko, miejsce zamieszkania, cel wyjścia. //
-
Aleksandra nie interesowało jaki był to fach, mimo że miał tę świadomość śmierci i ryzyka. Mógłby być przez to nielubiany, przeklęty, ale i tak by na niego poszedł, bo to najprostsza droga na powierzchnię. Co prawda mogły istnieć inne, ale ta jemu i jego rodzicom wydawała się najlepsza - był pod opieką rządu i to oni zapewnili mu sprzęt oraz możliwą ochronę i, jak widać, schronienie.
Sam papier przyjął bez jakichś emocji. Opiumskiego nie interesowało to, że opuszcza stację na której się wychował, bo nie postrzegał tego jako domu. Do tego niewiele osób tu znał, bo i rodzice nie chcieli, aby obcy zburzyli budowany przez nich światopogląd, a sam się nie buntował. Chociaż jakby tak pomyśleć, to trochę smutne, że jako jedyny z tej części metra własnie je opuści i do tego bez większych emocji. Swój prawdziwy dom właśnie odkryje, nad nim. Nie znaczy to, że miejsce zamieszkania było mu obojętne. Tak naprawdę został rzucony na głębokie wody - musiał samemu wyżyć w nowym środowisku i się do niego przystosować, a do tego za rok będzie musiał płacić podwójnie. Będzie mu pewnie trudniej bez rodziców, ich domu i z trudnościami w kontaktach. ale da radę. Musi, dla nich.
Kiedy pierwszy raz wszedł do swojego pokoju, poczuł zawód. Spodziewał się, że jako rządowy Łazik dostanie lepsze lokum. Ba, że Sojusz posiada tylko i wyłącznie luksusowe mieszkania! Swojej wiedzy nie opierał na niczym, tylko co najwyżej na wygranej wojnie i pogłoskach, że tu jest lepiej niż tam. Chociaż, skoro są tu i takie miejsca, to zawsze mógł trafić gorzej. Ale jakby został zapytany o opinię, to nie uważałby swojego nowego domu ogólnie za jakiś zły- jego poprzednie mieszkanie nie miało nawet okna. Sam sufit mu jakoś nie wadził, starczy ograniczyć stanie do minimum. Wyposażenie minimalne, ale niezbędne i to też jest jakiś plus.
Otrząsnął się z rozmyślań na temat minionych chwil, kiedy usłyszał pukanie - a raczej walenie - w drzwi.
– Tak! Już otwieram!– krzyknął, wstając gwałtownie z łóżka i kierując się w stronę drzwi, aby od razu je otworzyć. Skoro najpewniej był jego rówieśnikiem, to może też i Łazikiem, który akurat miałby go wprowadzić w to wszystko. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Wyraźnie zmęczony urzędnik zapisał te informacje na pożółkłym papierze. Szprycer musiał być jednym z pierwszych Łazików tego dnia, bo dłonie mężczyzny nie były jeszcze pobrudzone “tuszem”, powszechnie używanym przy wypisywaniu przeróżnych dokumentów.
— Które piętro Perły? — Zapytał urzędnik znużonym głosem, na moment zatrzymując odyseję wysłużonego pióra po kartce.Aleksander Opiumski
// Jak coś, broń i wyposażenie otrzymasz w przeciągu kilku-kilkunastu następnych postów. //
Jak się za chwilę miało okazać, domysły Opiumskiego na temat tajemniczej osoby już za chwilę miały okazać się prawdziwe i zupełnie nie trafione w tym samym czasie.
Na kładce za drzwiami stał chłopak w wieku Aleksandra, może nawet młodszy. Niższy od niego, ale o niewiele. Był szczupły, ale nie wygłodzony. Uwagę przyciągały jego niebieskie, podekscytowane oczy i uśmiech, z charakterystyczną szparą między zębami. Jego fryzura była chaosem w pełnym tego słowa znaczeniu - kruczoczarne włosy rozpędzały się na wszystkie strony w przedziwnych kukurykach, które wyglądały, jakby nigdy nie zostały przygładzone nawet dłonią.
— Ty też jesteś ten nowy, co nie? — Zapytał raźnie chłopak, opierając dłonie na biodrach. Przez wadę w uzębieniu słyszalnie seplenił, jednak Opiumski nie mógł dostrzec, by jego rówieśnik jakkolwiek się tym przejmował. Sprawiał wrażenie raczej pewnego siebie. -
- Pierwsze - Przewrócił oczami. Wychodzi chyba najczęściej ze wszystkich, a wiecznie odstawia tą samą szopkę. Poprawił tylko po raz kolejny cały sprzęt, już czując na sobie cały ten radioaktywny syf, w który już za chwilę się zanurzy. Jeszcze tylko musi się uporać z tym urzędasem.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Ponowne zamoczenie pióra w pojemniku z tuszem i wszystkie wymagane informacje znalazły się na kartce. Po tym urzędnik skinął głową na równie zaspanego odźwiernego. Ten ziewną i podniósł się z stołka, by otworzyć wrota. Nie było to wbrew pozorom łatwe zadanie. Wpierw mężczyzna musiał zdjąć dwie blokady, nie pozwalające na ruszenie bramy od zewnątrz. Gdy już to zrobił, złapał za uchwyt i zaparł stopy o ziemię - przy stękach odźwiernego i zgrzycie kół przesuwających się w suwnicy, wielki kawał blachy odsunął się, wpuszczając do wnętrza snop światła. Zimne, marcowe powietrze owiało Szprycera. Nie powierzchni nie było śladu deszczu ani opadów śniegu - połowa sukcesu. Jeżeli także nie dął żaden z groźnych wiatrów, dzisiejszy dzień mógł być naprawdę dobry dla Łazika. -
Aleksander pożegnał ich w milczeniu i od razu pognał na powierzchnię. Złapał w dłonie włócznię, zaciskając dłonie na rzemieniach. Obrał azymut na północ, czas zacząć wykonywać plan, który ułożył już dawno temu.
-
Zmiana tematu. Fabuła będzie kontynuowana w temacie “[Powierzchnia] Śródmieście”
-
Przynajmniej on zrobił na nim dobre wrażenie - nie ociekał biedą, nie wyglądał na jakiegoś przybitego lub zdołowanego. Właściwie, był przeciwieństwem jego wizji mieszkańca metra. No, oczywiście nie tyczy się to bezpośrednio wagi - chude osoby ma za lepsze od grubych, bo przynajmniej widać że o siebie dbają. Fakt, tusza symbolizuje dostatek, ale odpowiednia sylwetka zdrowy tryb życia, co było dla niego ważniejsze.
– Tak, ale nawet na tej stacji – odpowiedział. – Mamy już iść? – spytał się krótko, nie będąc wylewnym. Obecnie wolał ukrócić pogaduszki do minimum - wizja wyjścia na powierzchnię skutecznie do nich zniechęcały. -
Aleksander Opiumski
— Ta, ale nie na powierzchnię. — Chłopak najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, gdzie chciałeś iść, bo w końcu był tutaj dla tego samego celu: — Przed chwilą był u mnie Gwardzista, ten, który będzie nami dowodził na powierzchni i wiesz co? Kazał mi was obudzić, bo za dwadzieścia minut mamy się stawić niedaleko bramy, dostaniemy broń i przeszkolenie! — Czarnowłosy był wyraźnie podekscytowany tą wiadomością, w jego oczach można było zobaczyć pokłady energii, która tylko czekała na zużycie: — Wiesz gdzie jest brama, co nie? — Zapytał już spokojniej, opanowując oddech. -
Aleksander Opiumski
— Ta, ale nie na powierzchnię. — Chłopak najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, gdzie chciałeś iść, bo w końcu był tutaj dla tego samego celu: — Przed chwilą był u mnie Gwardzista, ten, który będzie nami dowodził na powierzchni i wiesz co? Kazał mi was obudzić, bo za dwadzieścia minut mamy się stawić niedaleko bramy, dostaniemy broń i przeszkolenie! — Czarnowłosy był wyraźnie podekscytowany tą wiadomością, w jego oczach można było zobaczyć pokłady energii, która tylko czekała na zużycie: — Wiesz gdzie jest brama, co nie? — Zapytał już spokojniej, opanowując oddech. -
I już na samym wstępie dostał złą wiadomość. Szybko jednak została lekko rozpogodzona dalszymi informacjami, które co prawda nic nie mówiły o wyjściu do miasta, ale był to kolejny krok ku temu. Niby dwadzieścia minut czekania na dalsze wskazówki, ale obecnie dla niego to było aż dwadzieścia minut. No nic, musi to przeboleć.
Zupełnie jak jego towarzysz niewiedzę Aleksandra. Obecnie nawet nie wiedział gdzie się znajduje i jak określić położenie domu, a co dopiero znać drogę do bramy… Chociaż patrząc na jego entuzjazm, pewnie średnio się tym przejmie.
– No… nie do końca – przyznał. – Jak mówiłem, jestem nowy, a obecnie nie miałem czasu się rozejrzeć. No i średnio mnie to interesuje, mimo wszystko. -
Aleksander Opiumski
— Ta, Perła zawodzi dużo ludzi. Ci, co ściągają tutaj z innych stacji, spodziewają się fontanów z śmietany i tańczących połysków. — Chłopak odpowiedział obojętnym tonem, jakby już kiedyś przerabiał tą historię: — Zaprowadzić Cię tam? Chyba, że wezmę jeszcze tego trzeciego i po Ciebie wrócę, bo tamten chyba też jest nowy. — -
– Może pójdę po niego z tobą? Przy okazji oprowadzisz mnie po stacji. Przyda mi się.
//Wybacz, że krótko, ale nie mam pomysłu co dopisać.
-
// Mniej roboty dla mnie. //
Aleksander Opiumski
— Mi pasuje. — Odpowiedział po czym podał mu dłoń: — Jestem Pikacz, a jak mówią na Ciebie? — -
Pikacz? Co do cholery za imię? Że niby pikał jak się rodził i stąd właśnie takie? Jak ono jest tu popularne? Czy to w ogóle jest tu typowe? Pierwszy raz poczuł dzielącą ich, olbrzymią przepaść… Stacje metra naprawdę mogą się aż tak różnić? Mieć tak odmienne kultury? A może to zwyczajnie jego braki w kontaktach społecznych? Pierwszy raz zadawał się z kimś zupełnie samemu po odejściu rodziców… no nic, może wymyśli coś poza obelgą?
– Aleksander Opiumski. – Uścisnął dłoń z lekkim uśmiechem. Mamuś często mu mówiła, aby się uśmiechał do innych, zwłaszcza na powitanie. No, może nie jest to jakiś szczyt i mistrzostwo w przedstawianiu się, ale każdy jakoś zaczynał, racja? -
// Zerknij czasem na charakter, jaki nadałeś Aleksandrowi. //
Aleksander Opiumski
— Fajnie Cię poznać. — Powiedział, zamaszyście potrząsając dłonią Aleksandra. Po tym odwrócił się i w dwie sekundy zbiegł po chybotliwych, wąziutkich schodach na sam dół baraku. Z dołu spojrzał na kolegę.
— To idziesz czy nie? — Zapytał, pewnie chcąc już biec po trzeciego towarzysza.