Galera "Czarny Jastrząb"
-
Szeth “Kotal” Aogad
No cóż, trzeba było więc to zrobić. Założył na swoją głowę hełm, po czym ruszył rozdzielać walczących, najczęściej przez chwytanie ich i zmuszanie ich do posadzenia swoich czterech liter. -
Jej dusza złodziejki krzyczała jak kąpana w płonącej smole, ale pozostawiła czaszkę i resztę drogocenności na miejscu. Zabrała tylko monety. Z o wiele cięższym mieszkiem, przystawiła ucho do drzwi i nasłuchała czy korytarz jest pusty.
-
- Jakby co, to twoja wina - powiedział po czasie, obserwując scenkę.
-
– Twoja. Nikt Ciebie nie zmuszał do robienia tego, więc… – oblizał wargi i lekko się uśmiechnął. – Ty za to odpowiadasz.
-
- Kompromis - mięśniak najwyraźniej wiedział jak to się skończy, a i tak nie interweniował, więc to jego wina, że mnie nie powstrzymał.
-
/// :)) ///
-
Max, Zohan, Vader:
I tak to gdy Wy debatowaliście, rozdzielaliście prących się po mordach marynarzy, a pozostali członkowie załogi kończyli swoje napoje i posiłki, kapitan wstał, a wszelki tumult pośród marynarzy od razu ustał, co tylko potwierdzało, jak wielki miał on autorytet pośród swoich ludzi.
- Na dziś wystarczy. Rozejdźcie się do swoich kwater, od jutra zaczynamy pracę. Chcę osiągnąć nasz cel jak najszybciej.
Bez żadnych pytań, skarg czy protestów, wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich kajut, niekiedy zabierając ze stołu jakiś owoc, butelkę z resztkami wina czy rumu, kawałek chleba bądź mięsa, aż zostaliście sami, nawet kapitan wyszedł. Dopiero po chwili dołączyło do Was dwóch chłopców okrętowych i kucharz, zajmujący się sprzątaniem ze stołów.
Radio:
Korytarza tu nie było, kajuta wychodziła wprost na pokład. Przez jakiś czas nic się nie działo, ale po chwili usłyszałaś kroki i głosy kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu osób, zapewne marynarzy, do tej pory skrytych gdzieś na pokładzie lub pod nim. Jednak dźwięki te szybko ucichły, z racji na późną porę możesz podejrzewać, że wszyscy wrócili do swoich kwater, aby tam odpocząć. Dopiero po kilku chwilach usłyszałaś powolne kroki, z każdą chwilą zbliżające się do kajuty, w której się znajdowałaś. -
Ten post został usunięty!
-
Kurwa, kurwa, że akurat teraz? Nie mógł zaczekać kilku minut?! Szybko, Tissaen. Musiała coś wymyślić, byle nie skończyć za burtą o wiele szybciej niż powinna. Nie mogła wyjść, wpadłaby wprost na tego marynarza… Tak! Czy mogła zmieścić się w którymś z kufrów?! Szybko to sprawdziła, nie bacząc na wygody. Jeśli mieściła się, bez wahania wskoczyła, przymykając za sobą wieko.
-
Zohan:
//Czekam.//
Radio:
Udało Ci się zrobić to w ostatniej chwili. Nie mogłaś domknąć kufra w całości, nie bez wypakowania z niego przedmiotów, na które składały się lunety, mapy i tym podobne. Dzięki temu dostrzegłaś jednak osobę, która weszła do kajuty. Był to zapewne kapitan, mężczyzna około trzydziestki, dobrze, choć nie wybitnie, zbudowany. Ubrany był wyłącznie w czerń, takiego koloru były jego buty, spodnie, pas, koszula, kamizelka i kapelusz, a nawet pochwa na rapier. Wszedł do kajuty jak gdyby nigdy nic i zasiadł od razu przy biurku, otwierając niewielką, oprawioną w skórę książkę, oraz kałamarz pełen atramentu i pióru. Po chwili zaczął pisać w czymś, co mogłoby być jego osobistym dziennikiem czy pamiętnikiem lub dziennikiem pokładowym. -
Goblinka starała się jak najbardziej opanować oddech, by nie poruszać się wcale i milczeć jak ta mysz kościelna. Jeżeli kapitan zdał by sobie sprawę z jej obecności, mogła równie dobrze żegnać się z życiem, a na to nie miała ochoty.
-
//Chyba na wszystkich czekasz.//
-
//Na Maska i Vadera, fakt.//
-
A więc udał się do swojego pokoju, stale pamiętając o tej głowie.
-
//Jeszcze Vader.//
-
//Tamten mój ostatni odpis, który wymazałem, się nie liczy.//
Wziął butelkę wina, jakiś owoc i ruszył tam, gdzie będzie spać.
-
Zohan, Max:
//Obejście problemu, ale niech Wam będzie.//
Trafiliście tam bez większego trudu, znaliście już z grubsza drogę. Wasze prycze pozostawały puste, więc nie ma potrzeby, żeby próbować zabić się już pierwszego dnia.
Radio:
Kapitan pisał coś przez kilkanaście minut, kończąc to zamaszystym ruchem pióra i postawieniem kropki na końcu wpisu. Gdy atrament wysechł, zamknął książkę i odłożył na miejsce, podobnie jak kałamarz i pióro. Dopiero wtedy się odezwał:
- Wyjdziesz z tej skrzyni sama czy mam Ci w tym pomóc? - zapytał, a Ty ze zdziwieniem zdałaś sobie sprawę, że pytanie skierował właśnie do Ciebie. -
Szeth “Kotal” Aogad
Jak już zrobiło się spokojnie, to wybrał się w patrol po galerze, by wiedzieć, czy wszystko jest w absolutnym porządku. -
Słysząc te słowa, całą ją przeszedł przerażająco zimny dreszcz. Domyślił się! Już po mnie, rzucą mnie za burtę! Panikowała, trzęsąc się z strachu, który sparaliżował ją na tyle, że nie było mowy o samodzielnym opuszczeniu skrzyni.
-
Chlipnął sobie trochę z butelki i położył się na pryczy oraz zaczął rozmyślać o tejże podróży, o archipelagu oraz o tym, jakie zagrożenia na niego czekają.