[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Najpierw muszą to zobaczyć, nie wciśniesz mi jakiegoś szajsu. — Młody nie ustępował, wyciągnął dłoń przed siebie w oczekiwaniu na Księgę.
-
- Nie dostaniesz jej do ręki, za dużo jest warta. Płacisz teraz albo idę z tym do Arkowców, którzy oddadzą mi za nią wszystkie swoje dziewice - Schował książkę i zaczął powolnym, ostentacyjnym krokiem się oddalać.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Łysol pozornie pozostał nieustępliwy, ale tylko na ułamek sekundy, bo złamał się i słyszalnie podwyższonym głosem zawołał.
– Czekaj, ile chcesz?! Dam, cholera! – -
- Masz sprzęt czy żywą gotówkę? - Zatrzymał się i zapytał, nie podchodząc do niego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Sprzęt, cholera… Sprzętu nie mam, chyba, że potrzebujesz kopaczki albo nożyczek… Ale żywa gotówka… — Chłopak jeszcze bardziej ściszył zdesperowany głos.
— Mam siostrę, kilka lat młodszą, ale nie jest głupia, brzydka też nie jest, nada się do garów i do łóżka. Klepnę ją, żeby siedziała cicho, ty dasz mi książkę, zmyjemy się stąd i oboje będziemy zadowoleni. Idziesz na to? — -
- To, że jestem stalkerem, nie oznacza, że jestem dzikusem. Nie mam zamiaru zabawiać się w nadzorcę niewolników. Dajesz mi coś wartościowego albo idę do Arkowców - Spojrzał na niego z obrzydzeniem.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
// Nie po to spędziłem cały wieczór nad wymyślaniem nazwy dla łazików, żebyś teraz mi tu stalkerował. //
— Waluta? Mogę skombinować całe trzy setki waluty! Albo kupę ubrań i szmat! Oba! I rerw…rwer…rewolerwer! — Chłopak podchodził do niego, a w jego oczach coraz żywiej skrzyła się desperacja. Zobaczył drogocenny owoc zakazany i był w stanie wiele dać za niego, a zapewne także wiele zaryzykować.
-
- Rewolwer? Pierdolisz… Od lat nikt tu nie widział działającej broni palnej, która by nie była w łapskach tego chujka i jego “wielkiej” córuni - Mimo wszystko spojrzał na niego z zainteresowaniem.
-
// Mówiąc to Mariusz ma na myśli zaawansowaną broń palną czy broń palną jako ogół? Bo jeżeli to drugie, to mamy tutaj pewien problem, broń palna nie jest aż tak rzadka wśród “cywilów”, o czym wspominałem w Dykcjonarzu Nowego Świata. Pozwolę sobie go zacytować; “[…] Potem sytuacja zaczęła ulegać zmianie - Na nowo odkryto metody produkcji prochu strzelniczego i to właśnie na nim oparto nowo powstające uzbrojenie. […] Wciąż nie zamożni, ale potrzebujący większej siły ognia posiadają proste hakownice, rusznice czy samopały/ Ci operujący większym budżetem pozwalają sobie na kupno broni od działających np. na terenie Perły rusznikarzy - są to muszkiety, rewolwery, strzelby strzelające kartaczami i jednostrzałowe pistolety oraz karabiny, z czego te drugie używają amatorsko produkowanej amunicji zespolonej, która pomimo swych niedokładności pozwala na znacznie szybsze oddawanie strzałów i osiąganie lepszej celności” //
-
//Chodziło mi o przedwojenną technologię, a nie badziewia lokalnych dyletantów.
-
// Rozumiem. //
Mariusz “Szprycer” Woliński
Widząc zainteresowanie Łazika, twarz Łysola rozjaśniła się. Stanął pewnie, wkładając dłonie w kieszenie.
— Serio mówię, taki na sześć strzałów. Ojciec kupił dawno, chciał nim w wł… wał… wył… wyłamywaczy strzelać, a tylko kisi go w szafie. Pożyczę go i Ci sprzedam za książkę, co ty na to? — -
- Bez pestek na niewiele mi się zda to kopyto - Wzruszył ramionami.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Pestek? — Młody tępo spojrzał na Mariusza. — Przecież do rewo… rowe… rwelorwera nie potrzebujesz żadnych pestek. Bierzesz proch, kulę, jakąś szmatę żeby nie wypadało, jakieś czyścidełko i strzelasz, nic skop… skompilikowanego. — Odpowiedział, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-
- Ten pieprzony samopał?! Chyba cię pojebało… Już wolę kamieniami rzucać. Nic nie jesteś w stanie mi zaoferować - Pokręcił głową i obrócił się plecami.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Nie chcesz? Gościu, a-ale… — Łysol zająknął się jeszcze kilkakrotnie po czym umilkł. Sekundę później Mariusz usłyszał krok postawiony w jego stronę.
— W takim razie załawimy to inaczej. — Głos chłopaka brzmiał zdecydowanie pewniej, aż podejrzanie pewniej. -
Westchnął przeciągle, ciężko. Bardzo ciężko.
- Twoja śmierć nic nie zmieni. Będziesz kolejnym martwym gnojkiem, jakich pełno w tym pierdolonym metrze. A nie chcę tracić czasu na ciebie. Dajesz mi coś wartościowego albo spadasz - Obrócił się do niego i wziął w dłonie włócznię. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Podrostek trzymał w dłoni słusznych rozmiarów kuchenny nóż. Stał pewnie, choć jego pozycja zdradzała, że nigdy w życiu nie miał styczności z prawdziwymi sztukami walki.
— Chyba ty. — Wypalił w kierunku Mariusza, po czym zawołał głośniej: —Dupek, Panowie, dupek! — I jak na zawołanie, z okolic zaułka w którym Łazik przed momentem natknął się na młodych, dobiegł go tupot kilku, szybko zbliżających się par stóp. -
- Ech, wy… “Młodzi gniewni”… “Podziemne pokolenie”…“Tunelowcy”… Macie trzy problemy. Pierwszym jest to, że gdzie coś nie idzie po waszej myśli, to organizujecie zbrojny napad - Odpalił papierosa i ostentacyjnie zdmuchnął płomień z zapalniczki benzynowej. Następnie przesunął dłoń z nią za plecy, gdzie trzymał Mołotowa.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Z mojej per… pre… prespektytywy to ty masz teraz duży problem, gościu… Oddawaj książkę, a puścimy Cię żywego. — Zagroził Łysy, po czym zbliżył się o krok. Jego ziomkowie zrobili to samo, raczej nie zdając sobie sprawy z zamiarów Szprycera.
-
- Waszym drugim problemem jest to, że nie znacie honoru. Zawsze przychodzicie kupą. A ja potrafię rozwiązywać swoje problemy samemu - Przeciągnął się, maskując odpalanie szmaty lontu w butelce, wypuścić dużą chmurę dymu z papierosa.