Galera "Czarny Jastrząb"
-
Max:
- Teraz to nie ma już sensu, ale dasz radę swoimi zdolnościami wspomóc innych w walce? - zapytał kapitan, sam również chwytając za broń. - Albo utrudnić ją tamtym?
Vader:
Pospolici piraci, korsarze, najemnicy czy kimkolwiek oni byli nie spodziewali się, że “Jastrząb” będzie miał na pokładzie Maga, do tego Maga Ognia, więc udało się zniszczyć jedną z katapult, jednak sam okręt przyspieszył jeszcze bardziej, również mają świadomość co do tego, że im bliżej, tym trudniej będzie Ci powtórzyć taki atak.
Zohan, Vader, Max:
Po chwili drugi okręt zbliżył się na tyle, aby zaczęła się bitwa. Załogi obu jednostek zaczęły ostrzeliwać się strzałami, bełtami i oszczepami, a także pociskami ze skorpionów, a tamci przygotowali się do abordażu. Jeszcze nie zrównaliście się na tyle, aby mogli uderzyć wszystkimi wojownikami, ale pierwsi już zaczęli atak, korzystając ze zwykłych lin lub takich wyposażonych w haki. Kilku śmiałków zginęło, nim dostali się na pokład galery, trafieni z broni dystansowej lub w porę przebici długimi pikami, ale kilku się poszczęściło i zaczęli walkę. Było ich łącznie pięciu, trzech ludzi, Drow i Ork, z czego ci ostatni dwaj stanowili największe zagrożenie.
Radio:
Udało się, ale to za mało, żeby się rozwiązać, a lepiej jeszcze nie próbować, bo do celi wrócił tamten strażnik.
- Nic poważnego. Abordaż, ale nie pierwszy, ani nie ostatni. Nasi poradzą sobie z nimi bez problemu, kimkolwiek są. -
“Czyli piraci, jakaś inna łódź!” Ucieszyła się w duchu Tissaen. Może będzie w stanie, gdy cały okręt będzie w rozgardiaszu walki, ukraść jedną z szalup i odpłynąć z dala od tej bandy szajbusów. Teraz jednak musiała czekać i mieć nadzieję, że wrogom natręta od Ponurego Napoju poszczęści się walka.
-
//Przypominam tylko, że z odpisem tutaj czekam na wszystkich.//
-
Szeth “Kotal” Aogad
- Biorę orka na siebie!
Mocniej chwycił swój młot, a następnie ruszył się zmierzyć ze swoim przeciwnikiem. Kiedy znalazł się odpowiednio blisko zaatakował z boku młotem, oczekując sparowania ciosu, by tuż po tym zadać kolejny, silniejszy cios już z przodu. -
Wyjął miecz z pochwy i ruszył do ataku na jakiegoś człowieka. Nie zamierza bić się z Drowem, a tym bardziej z Orkiem, który został zaklepany. Nie chciał walczyć uczciwie, woli zaatakować od tyłu, aby ten nie miał okazji się bronić, a jeżeli tak się nie da - zaatakował normalnie.
-
- Noooo… Może… Nie wiem, się zobaczy.
-
Max:
- Działaj, walka się zaczęła, a ja płacę Ci za ochronę załogi tego okrętu i jego samego.
Zohan:
I dało się, zajęty walką z marynarzem nawet nie usłyszał, jak zachodzi go od tyłu, a gdy przyszło co do czego, zginął, a Ty tylko domyślałeś się, jak głupią i zaskoczoną minę miał, gdy umierał. Zostali jeszcze dwaj ludzie, Ork wciąż walczył, a Drow… Mroczny Elf gdzieś zniknął, cholera wie gdzie dokładnie, ale jego rasa jest w tym przecież dobra.
Vader:
Oba ciosy zdołał sparować, choć przyszło mu to z niemałym trudem. Zapewne zdziwił się, że kiedyś trafił na kogoś, kto jest niemalże tak silny, jak on, ale przyjął walkę z typowym dla swojej rasy entuzjazmem, w końcu znalazł sobie przeciwnika, który był wyzwaniem, dlatego od razu po sparowaniu Twoich ciosów wyprowadził własny, siekąc toporem znad głowy.
Radio:
Nic się nie działo, najwidoczniej walka tym na dole szła w miarę dobrze. Jednak po chwili usłyszałaś szczęk oręża na nieopodal wejścia pod pokład, gdzie mieściła się Twoja cela. Jeden z marynarzy ruszył to sprawdzić, ale niemalże od razu się cofnął, ręką próbując zatamować krwawienie z rany w gardle, z której wystawiał nóż. Po chwili do pomieszczenia wszedł uzbrojony w dwa jatagany Mroczny Elf, odziany w prosty ubiór składający się z wysokich butów, spodni, pasa ze srebrną klamrą, pochew na broń, koszuli, skórzni i jakiegoś płaszcza z naszytymi łuskami. Pilnujący Cię marynarz od razu rzucił się do ataku ze swoim jednoręcznym mieczem i wyciągniętym zza paska sztyletem, chcąc pomścić śmierć kompana. -
Szeth “Kotal” Aogad
Chwycił swój młot oburącz, a następnie uniósł go nad siebie, by sparować cios orka, po czym doskoczył do niego, starając się uderzyć go barkiem, po czym, jeżeli to się udało, uderzył go lewym sierpowym w twarz. -
Kiwnęła głową, by magią trącić rękę marynarza, w której trzymał sztylet, by w najlepszym razie wytrącić go z niej. “W podziękowaniu za zostawienie związaną!”
-
//Muszę za każdym razem przypominać, że czekam tu na wszystkich?//
-
Więc jazda z kolejnym człowiekiem. Postarał się zrobić to samo, co z poprzednim.
-
Dobra, a więc czas zacząć. Gwizdnął, chociaż dla wrogów bardziej był to przeciągły, ogłuszający skowyt, niż jakiś cichy i spokojny gwizd. Wtem, nagle w stronę wroga zaczęły kierować się zgniłe, obrzydliwe wręcz ogromne ptaszyska. Wzięły się znikąd, nie były jakoś za świeże, co potwierdzały odpadające po drodze papkowate płasty zielonego mięsa i pierza. Miały one lecieć we wszystkich walczących piratów, pikować wyjąc przeraźliwie i odlatywać dosłownie w ostatniej chwili, albo kiedy ci będą chcieli się przed nimi obronić. Nie miały w żaden sposób atakować, tylko odwrócić uwagę, żeby inni mogli robić swoje z większą skutecznością. Oczywiście nie chciał odejmować morale swoim, więc nie widzieli tych paskudztw.
-
Vader:
Udało się, ale o ile człowieka byś tym ogłuszył, a może nawet zabił, to Orka tylko wkurwiłeś, przez co zaczął Cię jeszcze wścieklej atakować swoim orężem, ale dzięki temu też szybciej się męczył, a i szanse na to, że zrobi jakiś błąd były większe.
Radio:
Twoja Magia zadziałała akurat chwilę po rozpoczęciu się walki, co doprowadziło do tego, że marynarz został wyprowadzony z równowagi, a przez to szybko rozbrojony i zabity przez Mrocznego Elfa.
- Kim jesteś? - zapytał, sięgając po wcześniej rzucony sztylet, który wycierał o ubiór zabitego marynarza. Jak widać, nie przyszedł tu, aby Cię ratować, ale jest szansa na to, że może Cię stąd wydostanie.
Zohan:
Ten już zdołał w porę się obrócić, przez co miał jednak na głowie dwóch przeciwników: Ciebie i marynarza, z którym walczył do tej pory. Nie stawiało go to jednak na tak od razu z góry przegranej pozycji, bo jest szansa, że wspólnie będziecie sobie z tym marynarzem bardziej przeszkadzać niż pomagać.
Max:
Nie udało Ci się sprawnie rozciągnąć czaru na wszystkich, bo ci walczący na pokładzie zdali się nic nie widzieć i wciąż walczyli równie sprawnie, jak wcześniej, ale widziałeś i słyszałeś, że Twoja iluzja skutecznie powstrzymała pozostałych przed dokonaniem abordażu. -
Nie wycofa się tak po prostu z tej walki. Wyjdzie na tchórza, a tego nie chce. Pozostaje mu tylko czekać na odpowiedni moment i zadać cios od tyłu lub po prostu odpierać ataki jego przeciwnika.
-
Dobra, ptactwo miało więc krążyć w okolicy, dalej strasząc załogę. Sam teraz wybrał jakiegoś losowego, wrogiego żołnierzyka i chciał aby oszalał, a dokładniej aby miał wrażenie, że jest zewsząd osaczony przez wrogów, aby nie mógł skupić się na prawdziwym przeciwniku i coby bronił się przed fałszywymi atakami.
-
Uśmiechnęła się z satysfakcją.
— Jak widać, jestem tutaj więźniarką. Idioci z tej łajby zamknęli przez coś, czego nawet nie zrobiłam. Ich kapitan ma obsesję na punkcie jakiegoś gościa, z którym myśli, że ja współpracuję. Za to tutaj kibluję. W ogóle, ten kapitan ma świetne skarby w swojej kajucie, szczególnie te, które ukrył w schowku. Rubiny, złota czaszka… — Zaczęła mówić, mając nadzieję, że pirat podchwyci trop. -
//Vader?//
-
Szeth “Kotal” Aogad
Skupił się na parowaniu ciosów orka, dopóki ten nie zaczął popełniać większych błędów, chociażby ze zmęczenia. Wtedy przepuścił swoją serię uderzeń młotem, najpierw kilkukrotnie atakując z przodu, by następnie uderzyć z boku na nogi. -
Zohan:
Nikt inny nie miał zamiaru odpuścić, a po chwili walki pirat zdołał zranić towarzyszącego Ci marynarza, choć daleko temu do śmiertelnej rany. Chwilowo Twój przeciwnik skupił się właśnie na nim, wyprowadzając cios, który dobije go bez trudu, ale w ten sposób się odsłonił. Twoja decyzja czy spróbujesz zatrzymać cios, żeby uratować życie temu marynarzowi, czy może pozwolisz mu zginąć, aby teraz skorzystać z okazji i zabić pirata.
Max:
Udało się, ale jeden w ten sposób oszalały pirat to raczej niewiele.
- Postaraj się zostawić kilku przy życiu i umyśle zdrowym na tyle, żeby mogli odpowiedzieć na kilka pytań, gdy ta bitwa się skończy. - powiedział kapitan, najwidoczniej będąc teraz pewnym, że dzięki Twojej Magii wygracie to starcie bez trudu.
Radio:
- Czaszka? - powtórzył, i choć wcześniej wydawał się znudzony, teraz zaczął przeszukiwać zwłoki martwych strażników, aby z kieszeni jednego z nich wydobyć klucz, którym otworzył drzwi Twojej celi. - Pójdziesz ze mną. Jeśli to, co mówisz, to prawda, to zostaniesz nagrodzona. A jeśli nie… - powiedział i nie musiał kończyć, piraci to nieprzyjemne typy, a on był do tego Drowem, Mroczne Elfy nie należały do łagodnych i litościwych istot.
Vader:
Cios w nogi nie był konieczny, bo w końcu złamałeś jego obronę, wbijając mu młotem głowę w szyję, przez co padł trupem niemalże na miejscu. -
Tissaen przełknęła ślinę, w głębi duszy modląc się o to, by kapitanowi nie strzelił go głowy pomysł ukrywania nigdzie czaszki.
Zrzuciła z siebie (z pomocą drowa czy bez niej) poluzowane więzy i stanęła na równe nogi.
— Kajuta kapitana jest w tamtą stronę. — Przybrała poważny wyraz twarzy i wskazała palcem kierunek, w którym znajdowała się kajuta, w której przecież miała “przyjemność” spędzić krótką chwilę.